menu

Patryk Mikita przed Steauą: Może trener da mi kolejną szansę, kto wie?

27 sierpnia 2013, 11:53 | Tomasz Dębek/Polska The Times

Wobec fatalnej formy Dwaliszwilego Jan Urban nie ma specjalnego wyboru na pozycji napastnika przed meczem ze Steauą Bukareszt. A może zagra va banque i postawi na Patryka Mikitę? Młody legionista w wywiadzie dla "Polska The Times" nie ukrywa, że "dobrze jest się czasem zresetować, ale porównań do Wojciecha Kowalczyka unika. - Jestem Mikita, a nie Kowalczyk - mówi.

Mikita to jeden z najbardziej utalentowanych młodych piłkarzy Legii
Mikita to jeden z najbardziej utalentowanych młodych piłkarzy Legii
fot. sylwester wojtas

Jak ocenia Pan szanse Legii w rewanżu ze Steauą?
Są bardzo duże. W pierwszym meczu nie pokazali nic wielkiego. Wywieźliśmy z Bukaresztu korzystny wynik, czujemy się naprawdę mocni. Nie boimy się Steauy. We wtorek chcemy zagrać na sto procent swoich możliwości, pokonać rywali i pewnie awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

W czym Legia jest lepsza od mistrzów Rumunii?
W pierwszej połowie meczu w Bukareszcie nam nie szło. Nie chcę wnikać w szczegóły. Po zmianie stron Steaua opadła z sił, my byliśmy lepsi. Myślę, że stać ich na więcej i we wtorek zagrają z pełnym zaangażowaniem przez pełne 90 minut. Ale mieli szansę ograć nas u siebie, a nie wykorzystali jej. Teraz to my będziemy mieli przewagę własnej publiczności. Żyleta będzie zamknięta, ale mocno wierzę w to, że doping będzie bardzo gorący i pomoże nam wygrać.

Jak podchodzi Pan do zamknięcia Żylety przez UEFA? Flaga, przez którą Legia dostała karę, w sobotę wisiała na trybunie i nikomu nie przeszkadzała.
Wielka szkoda, nie rozumiem tej decyzji. Żyleta to dla mnie najlepsza trybuna w Polsce, a i za granicą zazdroszczą nam takich kibiców. Przy takiej publiczności zdzierającej gardło na każdym meczu zawsze gra się fajnie. Coś pięknego. Szkoda, że we wtorek zabraknie nam tego wsparcia. Żyleta byłaby 12. zawodnikiem Legii.

Ma Pan szansę na występ ze Steauą? Do tej pory grał Pan tylko w lidze, ale forma rywali do miejsca w składzie nie powala ostatnio na kolana.
Zobaczymy, jak zadecyduje trener. Nawet jeśli dostanę pięć czy dziesięć minut gry, zrobię wszystko, by wykorzystać tę szansę i pomóc w awansie. Z Lechią się nie oszczędzałem. Po meczu trener pochwalił mnie i Henrika Ojamę, więc chyba wypadłem dobrze. Może da mi kolejną szansę, kto wie?

Jeśli powinie się wam noga i awansujecie "tylko" do Ligi Europy, przyjmiecie to jak porażkę?
Gra w fazie grupowej europejskich pucharów to zawsze duży sukces. Chcemy Ligi Mistrzów, jesteśmy od niej o krok. Mocno się na nią nakręcamy, myślimy tylko o tym. To nasz cel. Jeśli się nie uda, nikt nie będzie szczęśliwy. Ale moim zdaniem gra w grupie Ligi Europy też nie jest żadną ujmą. Mam nadzieję, że koledzy myślą podobnie.

Trochę ponad rok temu, kiedy zaczynał Pan grać w rezerwach i młodej ekstraklasie, spodziewał się Pan, że po kilkunastu miesiącach zostanie Pan okrzyknięty jednym z największych talentów ekstraklasy, do tego będzie Pan miał szansę na grę w Lidze Mistrzów?
Szczerze mówiąc - nie. Jestem bardzo mile zaskoczony, że ułożyło się tak świetnie. Włożyłem bardzo dużo pracy w treningi przez ostatnie lata i to procentuje. Jestem w takim miejscu a nie innym, super. Wiem, że dużo ludzi mi zazdrości, gada głupoty na mój temat. Ale nie przejmuję się tym, trenuję dalej. Wspierają mnie starsi zawodnicy i trener.

Optymiści porównują Pana do Wojciecha Kowalczyka, pesymiści ostrzegają, żeby nie stał się Pan drugim Adrianem Paluchowskim. Obaj są rodowitymi warszawiakami, obaj mieli w Legii wejście smoka. Kowalczyk został gwiazdą stołecznej drużyny, Paluchowski przepadł, dziś gra w II-ligowym Zniczu Pruszków.
Nie lubię porównywać się do nikogo, jestem Mikita, a nie Kowalczyk czy Paluchowski. Wolę koncentrować się na swojej grze. Nie boję się, że zmarnuję talent. Jestem o siebie spokojny. Uważam, że mogę dać Legii dużo.

Po fantastycznym debiucie z Widzewem [dwie asysty i gol - red.] zrobiło się o Panu bardzo głośno. Za spotkanie z Lechią też zebrał Pan dobre recenzje. Niektórzy obawiają się, żeby woda sodowa nie uderzyła Panu do głowy.
Po debiucie gratulował mi trener, koledzy też. Ivica Vrodljak powiedział nawet, że byłem najlepszy na boisku, podobnie jak Lado Dwaliszwili i inni starsi zawodnicy. To bardzo miłe, ale pochwały nie sprawią, że zadowolę się tym, co mam, i przestanę nad sobą pracować. Moim zdaniem sodówka mi nie grozi. Nie wiem, jak odbierają to inni. Ludzie potrafią być złośliwi, ale niech gadają sobie, co chcą. Robię swoje na boisku i niech z tego mnie rozliczają.

Pana trener z czasów gry w Agrykoli Krzysztof Tańczyński wspominał jednak, że kiedy zaczął Pan trenować z Legią, trzeba było sprowadzać Pana na ziemię.
(śmiech) Mam wielki szacunek do trenera Tańczyńskiego, bardzo mi pomógł, również w życiu. Ale chyba troszkę przesadził. Prawda, młoda ekstraklasa to coś innego niż granie w juniorach Agrykoli, ale jakoś strasznie mi chyba nie odbiło.

Wejście do pierwszej drużyny było trudne?
Tak naprawdę, kiedy znalazłem się w pierwszej drużynie, byłem nikim. Niektórzy zawodnicy znali mnie może z młodej ekstraklasy, reszta - wcale. Teraz poznajemy się lepiej. Kiedy zgłaszam się z jakimś problemem, każdy stara się pomóc, jak może.

Dużo nauczył się Pan od Marka Saganowskiego i Wladimera Dwaliszwilego?
To doświadczeni piłkarze i jasne, że podpatruję ich na treningu, staram się coś podłapać. Oglądam też dużo meczów, żeby obserwować, jak grają najlepsi na moich pozycjach - bo oprócz ataku mogę występować jeszcze na skrzydłach i jako cofnięty napastnik. Staram się też korzystać z rad trenerów reprezentacji młodzieżowych.

Łatwo przeskoczyć z piłki juniorskiej do dorosłej?
Nie miałem z tym chyba jakichś większych kłopotów. Już w młodej ekstraklasie często grali starsi zawodnicy, którzy nie łapali się do meczowych osiemnastek pierwszych drużyn. Dużej zmiany nie odczuwam, może poza tym, że szybciej gra się piłką. Wydaje mi się, że przy pełnej koncentracji młody piłkarz może sobie spokojnie radzić w ekstraklasie.

Na mecze młodej ekstraklasy nie przychodzi jednak po kilkanaście tysięcy kibiców.
Przychodziłem na Legię jako kibic. Oswoiłem się z atmosferą, wiem, na co stać publiczność. Wychodząc na boisko przed meczami z Widzewem i Lechią, widziałem, że jest dużo kibiców. Kiedy ryknęli, było to niesamowite uczucie. Aż się chciało grać. To naprawdę zagrzewa do walki. Ale nie czułem jakiegoś większego stresu.

Dla rodowitego warszawiaka to tym większe przeżycie?
Pewnie. Tu się urodziłem, od małego kibicuję Legii, niezależnie od tego, gdzie wcześniej grałem. Wiem, co znaczy Legia dla warszawiaków. Chcę dawać z siebie wszystko dla klubu.

Miał Pan kiedyś problemy przez to, że grał w Polonii?
Nie. Byłem wtedy mały. Kiedyś mówiło się, że w Polonii była najlepsza szkółka młodzieży. Kolega namówił mnie, żebym poszedł z nim na trening, spodobało mi się i zostałem na kilka lat. Później przeszedłem do Agrykoli i byłem blisko Legii. Moim marzeniem było, żeby się tu znaleźć. Spełniło się.

Jak zareagowali znajomi z osiedla, kiedy został Pan piłkarzem Legii?
Ucieszyli się. Wiadomo, są też tacy, którzy na każdym kroku chcą mi wbić igiełkę w d..., ale tak chyba musi być. Trudno. Niektórzy chwalą, inni krytykują. Ja staram się skupiać na tym, żeby się rozwijać piłkarsko. Raczej unikam czytania komentarzy czy ocen mojej gry.

Chodzą plotki o tym, że lubi się Pan pobawić na mieście.
Nikt nie jest święty. Alkohol też jest dla każdego, ale z umiarem i z głową. Od czasu do czasu można wyjść i napić się ze znajomymi. Dobrze jest się czasem zresetować, bo gdyby człowiek skupiał się bez przerwy na jednym, dostałby bzika. Nie jest tak, że codziennie imprezuję. Na co dzień gram w piłkę, to moja praca. A kiedy mam kilka dni wolnego, mogę się rozerwać.

W młodej Legii sztab szkoleniowy trzymał was krótko?
Tak.

Ale nikt nie zmuszał Pana, żeby wznowić naukę?
Szkołę odpuściłem sobie na etapie drugiej klasy liceum, jeszcze przed przyjściem do młodej Legii. Nikt tam mnie nie naciskał, żebym wrócił do nauki. Ale chcę skończyć szkołę, bo to potrzebne w życiu. Na razie skupiam się jednak na piłce.

Trudny charakter bardziej pomaga czy przeszkadza w przygodzie z piłką?
Może kiedyś były ze mną jakieś problemy, ale jestem już starszy i bardziej ułożony. Mam plan na życie i będę się go trzymał.

Jakieś plany na przyszłość?
Mam dwuletni kontrakt z Legią. Nie myślałem jeszcze, co dalej. Chciałbym tu trochę pograć, nie śpieszy mi się z transferem. Oczywiście, marzę o dobrym zagranicznym klubie. Chciałbym kiedyś zagrać przeciwko gwiazdom takim jak Cristiano Ronaldo, na którym staram się wzorować. Jeśli awansujemy do LM i trafimy na kogoś mocnego, drugie marzenie mogę spełnić w Legii. To by było fajne przeżycie, zobaczyć, jak wyglądają największe kluby i zmierzyć się z czołowymi piłkarzami Europy. Duże wyzwanie.

Polska The Times

MECZ LEGIA - STEAUA:

Gazeta Krakowska


Polecamy