Legia - Steaua LIVE! Do Ligi Mistrzów jeden krok. Czy Legia nie zawiedzie?
Zaledwie 90 minut dzieli warszawską Legię od wyzwolenia rodzimej piłki z jarzma 17-letniej klątwy. Wystarczy tylko bezbramkowo zremisować, ale najlepiej rozwiać niepewność i pokonać Steauę Bukareszt. Emocje sięgają zenitu, serce bije mocniej, bo tak doskonałej okazji na Ligę Mistrzów od lat nie miał żaden polski klub. Czy podopieczni Jana Urbana wejdą dziś do piłkarskiego raju, spełniając wielkie marzenie całej piłkarskiej Polski?
Relacja na żywo z meczu Legia - Steaua w Ekstraklasa.net!
Dokładnie 17 lat i 5 dni temu Paweł Wojtala dostawił nogę przed linią bramkową do strzału Sławomira Majaka i zmniejszył rozmiary porażki z Broendby Kopenhaga. Widzew wprawdzie uległ 2:3, ale dzięki zwycięstwie 2:1 na Alei Piłsudskiego rozradował nas awansem do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Nikt nie śmiał wtedy przypuszczać, że to ostatnia taka radość na prawie dwie dekady. Z przeminięciem ery Widzewa, przeminął czas polskich klubów w Lidze Mistrzów. Aż do... dzisiaj?
Dlaczego Legia ma najbliżej i najłatwiej?
Wisła dwukrotnie była „kamieniem dorzuć” od elitarnych zmagań. W 2005 zwyciężyła na własnym stadionie Panathinaikos Ateny 3:1, by na wyjeździe roztrwonić przewagę i przegrać po dogrywce 1:4. Sześć lat później również u siebie pokonała APOEL Nikozja 1:0, lecz na Cyprze poległa 1:3. Do dziś są to dla nas jedne z najciemniejszych epizodów w historii futbolu.
Zauważmy jednak, co je łączy i odróżnia od obecnej sytuacji Legii. W obu przypadkach krakowianie pierwsze spotkanie rozgrywali przed własną publicznością, gdzie jak wiadomo łatwiej zbudować przewagę. Grunt pod nogami tracili jednak na wyjazdach, gdzie przeciwnicy zrywali się do pogoni. Legia smak boiska rywali już poznała i, mimo trudów, wywiozła korzystny remis 1:1, przez wielu określany mianem „zwycięskiego”. I niewykluczone, że to słowo poniekąd prorocze, bo już w przypadku braku bramek na Łazienkowskiej, to mistrz Polski przechodzi dalej, natomiast gol Jakuba Koseckiego urośnie do rangi zbawczego.
To Steaua jest w gorszym położeniu. Musi gonić wynik, musi strzelić bramkę, na dodatek zagra na Łazienkowskiej, a miejscowi kibice z pewnością nie zapomnieli, jak ich ulubieńców potraktowała publika w Bukareszcie. Chcąc spotęgować nerwy, zafundowała im małe piekło.
Dzisiaj może być podobnie, z tym że w drugą stronę, aczkolwiek raczej z mniejszym efektem. Wszystko dlatego, że UEFA nakazała Legii zamknąć popularną "Żyletę. Bardzo ubolewa nad tym Jan Urban: - Wydaje mi się, że przez zamknięcie "Żylety" szanse są nierówne. Wiemy jednak, gdzie zwykle znajduje się serce tego dopingu. Może to nie miało kluczowego wpływu na naszą grę, ale mogło deprymować przeciwnika. Pod tym względem Steaua ma przewagę. Jeśli "Żyleta" byłaby otwarta, to zgotowałaby taki doping, jakiego w Rumunii nie znają, mimo że u nich też jest pod tym względem bardzo dobrze
Pójście na minimum drogą do... Ligi Europy?
Z Molde Legia również zremisowała 1:1 w Norwegii, zaś na Pepsi Arenie wymęczyła 0:0. I choć stres dawał we znaki, a niepewność trzymała nas w napięciu do samego końca, to udało się z trudem przejść do decydującej fazy. Ale ze Steauą poszukiwanie identycznych rozwiązań po najniższej linii oporu zaprowadzić nas może nie do Ligi Mistrzów, tylko Ligi Europy. A cóż to będzie za katastrofa!
Legia za nic w świecie nie może liczyć na powtórkę z poprzedniej rundy. Wierzymy jednak, że podopieczni Jana Urbana zdają sobie świetnie sprawę, że Steaua to inny kaliber niż Molde. Dużo ostrzejszy, dużo bardziej ambitny, który jeszcze przecież w ostatniej edycji Ligi Europy „uśmiercił” w etapie pucharowym Ajax Amsterdam i mocno postraszył londyńską Chelsea. W dotychczasowych etapach eliminacyjnych to Steaua odnosiła bardziej przekonywujące zwycięstwa (5:1 w dwumeczu z Vardarem Skopje i 3:1 z Dynamo Tbilisi), natomiast na krajowym podwórku wygrała trzykrotnie i tylko raz podzieliła się punktami (w ostatni weekend z Gaz Metan), przy trzech zwycięstwach i dwóch porażkach Legii. Umie więc właściwie rozparcelować siły na dwa fronty, co legionistom wychodzi mocno w kratkę.
Za dużo do stracenia
„Presja” to w tym dwumeczu słowo klucz. Powtórzymy się - Legia jest blisko Ligi Mistrzów jak żaden polski zespół do 17 lat. Przed rewanżem na Łazienkowskiej osiągnęła satysfakcjonujący wynik, ułatwiający poniekąd zadanie. Gra toczy się też o wielką kasę. Za sam awans do fazy grupowej może otrzymać 5 milionów euro, plus kwoty za prawa do transmisji telewizyjnych. Taki zastrzyk gotówki pozwoli jej na lata zdominować naszą ligę. Odpadając, nie tylko narazi się więc na wstyd, ale też wyrzuci w błoto ogrom kasy przeznaczonej na wzmocnienia. Ich zamysł był bowiem jasny - awans do Ligi Mistrzów.
- Podchodzimy do tego z zimną głową. Czujemy się mocni, ale nie wkładamy sobie do głowy, jak ważne czeka nas spotkanie - stara się zdeprecjonować nerwy Marek Saganowski. W identycznym tonie wypowiada się Jan Urban: - W zespole nie widać zdenerwowania, ostatnie treningi przebiegają spokojnie, nie widzę u zawodników żadnego specjalnego stresu.
Jeszcze bardziej znaczenie gry w Lidze Mistrzów bagatelizuje Laurentiu Reghecampf: - Brak awansu do fazy grupowej Champions League nie będzie dla nas ekonomiczną katastrofą. Jesteśmy potężną drużyną i jeśli nie uda się w tym roku, to spróbujemy w przyszłym – mówi trener rumuńskiej ekipy.
Naturalnie wszystkie przytoczone wypowiedzi to typowa gra pod publiczkę. W rzeczywistości każdy jest świadom stawki, jak i faktu, że opanowanie emocji i nerwów może być jednym ze środków prowadzących do sukcesu.
Dylematy Urbana
Jak i przed premierowym meczem, także i teraz Jan Urban musi stawić czoło sprawom kadrowym. Do ostatniej chwili będzie zwlekał z decyzją o postawieniu na nogi Bartosza Bereszyńskiego. „Bereś” jest niedysponowany od rewanżu z Molde przez uraz mięśnia przywodziciela, który pozbawił go występu w Bukareszcie. Ostatnio co prawda czuł się lepiej, ale czy postawienie w tak istotnym pojedynku na zawodnika nie mającego styczności z futbolem od paru tygodni, nie będzie zbyt ryzykownym posunięciem? Bereszyńskiego może zastąpić Łukasz Broź, ale do formy z Widzewa bardzo mu daleko. Z kolei Jakub Rzeźniczak ostatnimi czasy zdecydowanie więcej pożytku przynosi na nominalnym dla siebie środku obrony niż na skrzydle, czego zresztą świadkami byliśmy w poprzednią środę.
Prawa strona to największa bolączka Legii. Oprócz defensywy, Urban musi głęboko zastanowić się nad linią pomocy. Po powrocie Jakuba Koseckiego na lewą flankę, postanowił przesunąć Michała Żyro na drugiej skrzydło, lecz ten nie zdaje egzaminu. Nie spisał się zarówno w stolicy Rumunii jak i z Lechią Gdańsk, co stwarza pole do popisu dla Henrika Ojaamy, który z meczu na mecz wygląda coraz lepiej i jest naprawdę bliski wywalczenia sobie miejsca w jedenastce. Trochę świeżości niewątpliwie przyda się gospodarzom.