Rzeźniczak dla Ekstraklasa.net: Może jeszcze kiedyś piłka poniesie mnie do Widzewa (cz. 1)
Jakub Rzeźniczak, prawy obrońca Legii Warszawa i reprezentacji Polski, zgodził się spotkać z nami i udzielić obszernego wywiadu. Rozmawialiśmy o Legii, Widzewie i wielu innych rzeczach. Ostatecznie, podzieliliśmy wywiad na dwie części. Zapraszamy do lektury!
18. kolejka Ekstraklasy okiem Czesława Michniewicza [TYLKO U NAS]
Zacznijmy od tego, jak twoja noga? Już trenujesz. Kiedy zobaczymy Cię na boisku?
Od poniedziałku normalnie trenuje z drużyną. Obciążenia są już dla mnie takie same, jak dla innych. Jeszcze troszeczkę czuje dyskomfort. Myślę, że do pełnej dyspozycji trenera będę po przerwie na reprezentację. Wtedy będę w 100% przygotowany i nadrobię zaległości.
Czyli gotowy będziesz na Olimpię Grudziądz, ewentualnie na derby?
Tak, myślę, że mecz z Olimpią Grudziądz będzie właśnie takim dobrym przetarciem przed ligą, bo zaliczkę mamy dobrą. Z tego co czytałem, to trener mówił, że zawodnicy, którzy grali mniej, dostaną w tym meczu szansę. No a ja, z uwagi na ten uraz, też muszę nadrobić rytm meczowy i myślę, że to będzie dobra okazja.
Przez niefortunny uraz ze zgrupowania na Cyprze, musiałeś oglądać początek rundy z boku. Nie był on dla was dobry. Może przez to, że nie brałeś aktywnie udziału w początkowych rozczarowaniach, jest ci łatwiej trzeźwo i obiektywnie ocenić... Co z tą Legią?
Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, że początek nie był najlepszy. Chociaż, z drugiej strony, na trzy spotkania, to bardzo słaby mecz zagraliśmy tylko z Bełchatowem. Na Koronie, mimo porażki, zdobyliśmy dwa gole na wyjeździe, a straciliśmy po głupich błędach w obronie. Myślę, że z przebiegu całego spotkania nie byliśmy drużyną gorszą.
Nawet jak jestem z boku, to akurat moje spojrzenie nie bardzo się różni od tego, jak oceniają to inni trenerzy czy zawodnicy. Zawsze oglądamy sobie później takie spotkania i jeszcze raz po meczu analizujemy błędy, więc dobrze wiemy, jakie popełniliśmy. Dobry prognostyk był już w Bielsku-Białej, gdzie zagraliśmy lepiej, byliśmy stroną przeważającą i wygraliśmy 2:1. Szkoda tylko tej straconej bramki, bo jednak ta gra z tyłu ciągle troszeczkę nam kuleje i to musimy poprawić.
No właśnie, jeśli chodzi o grę z tyłu, to chyba przede wszystkim stałe fragmenty gry. Wyglądacie przy nich, nie chcę powiedzieć bezradnie, ale... jakbyście nie mieli pomysłu na obronę.
Jeśli chodzi o grę w obronie, to właśnie ciężko nam powiedzieć, bo mamy zawodników dobrze grających głową, mamy bramkarza, który gra dobrze na przedpolu, więc teoretycznie nic nam nie powinno grozić. Zawsze ktoś tam delikatnie przyśnie, ktoś nie pokryje tak jak powinien i tracimy po stałych fragmentach bramki. Najważniejsze jest to, że takie elementy są do poprawienia, trenerzy na to zwrócą uwagę. Myślę, że w następnych spotkaniach takich głupich błędów nie będzie. Tego będziemy się wystrzegać.
Na obrońców spadło większe ciśnienie? Trener Jan Urban katuje was jakimiś innymi, specjalnymi treningami?
Treningi się nie zmieniają. Trener Urban zawsze jest dla nich wymagający, szczególnie jak są ćwiczenia z piłką, bo jak wiadomo prawie całą swoją karierę spędził w Hiszpanii, a tam poziom jest bardzo wysoki i on tego samego wymaga od nas. Tym bardziej, że gramy w Legii, która zawsze walczy o mistrzostwo tutaj w kraju. Jakichś specjalnych ćwiczeń dla obrońców nie ma. Wiadomo, że przed każdym meczem są jakieś treningi taktyczne, gdzie ćwiczymy taktykę pod kątem najbliższego rywala. Zwracamy także uwagę na stałe fragmenty gry, zarówno w obronie, jak i ofensywie. Ale tak jak mówię, później wszystko wychodzi „w praniu” na boisku. Musimy przekładać to, co sobie zakładamy przed meczem, w szatni czy na treningach taktycznych na spotkanie.
Wspomniałeś, że „Legia zawsze walczy o mistrzostwo Polski”. Już przed startem rundy wiosennej mówiło się o jakiejś bańce medialnej pt. ”Legia mistrzem Polski”. Czy mogło to na was zadziałać deprymująco?
Presja się nie zwiększyła. Presja tutaj zawsze była, rok temu było podobnie, pomimo, że do Śląska mieliśmy stratę paru punktów. Myślę, że wszyscy zawodnicy, którzy są teraz w Legii, to grają tu nie od dziś. Jeśli nie w Legii, to grali w innych drużynach też o podobne cele, więc presja nie jest tutaj nikomu obca. Na pewno to, że wszyscy już nas koronowali przed startem rundy nam nie pomaga, bo jednak wszystko później trzeba przełożyć na boisko. Nikt przed nami się na murawie nie położy i w każdym meczu trzeba 3 punkty wyszarpać. Tym bardziej, że nasze umiejętności nie są takie, jak przypuśćmy Barcelony, która nawet nie grając na 100% z łatwością każdego ogrywa.
Mówisz, że presja się nie zwiększyła, ale jednak klub zatrudnił dla was motywatorów sportowych...
Myślę, że to jest kolejny krok w przybliżeniu nas do Europy, bo na Zachodzie takie osoby w klubie, to codzienność. Każdy z takich najlepszych piłkarzy pracuje z takimi osobami, które dbają nie tylko o naszą kondycję fizyczną, ale też nad sferą mentalną. W tym elemencie polska piłka ma bardzo dużo do poprawienia, bo na Zachodzie to jest standard. U nas jest to niszowa kwestia, która bywa bardziej wyśmiewana niż brana na poważnie. Myślę, że to jest błąd, bo piłka to nie same nogi, ale też w większości głowa.
Legia była bardzo aktywna w zimie na rynku transferowym. Po sprowadzeniu pięciu piłkarzy pojawiły się jeszcze plotki na temat przyjścia do was Łukasza Brozia. Były one związane m.in. z twoją kontuzją. Obawiałeś się, że mógł przybyć ci kolejny konkurent na prawą obronę?
Plotki transferowe zawsze będą. W Legii jestem 9 lat i już przychodziło kilku zawodników na moją pozycję, nawet teoretycznie lepszych od Łukasza. Był m.in. niejaki Inaki Descarga, który miał być tutaj gwiazdą, bo przychodził z klubu Primiera Divison, w którym grał w pierwszym składzie. Wszyscy wiemym jak to się skończyło [zagrał dla Legii w 10 meczach, większość w Pucharze Polski, bramki nie zdobył, częściej się leczył niż grał – przyp.red.]. Rywalizacja, to jest naturalna kolej rzeczy w sporcie, ze wszystkim trzeba się zmierzyć. Łukasz w końcu nie przyszedł i tak to zostało na tę chwilę. Ja Brozia znam prywatnie, więc byłem z nim, że tak powiem „na łączach” i wiedziałem jak cała sytuacja wygląda. Ja się rywalizacji nie boję. Jeśli bym jej nie wygrał, to wtedy pewnie bym pomyślał o zmianie klubu. Póki takiej rywalizacji nie przegrałem, to wszystko jest jak jest.
Mówisz, że byłeś „na łączach” z Broziem. To może nam zdradzisz co się w końcu nie udało z tym transferem?
Myślę, że takich rzeczy nie do końca mogę zdradzać, ale wiadomo, że Łukasz miał jeszcze ważny kontrakt z Widzewem. Różne rzeczy podawano, m.in., że klub mu nie płacił. Z tego co wiem, to była nieprawda. Zawsze zawodnikowi jest łatwiej odejść, jak kontrakt mu się kończy. Łukasz ma tam chyba jeszcze półtora roku, więc Legia musiałby jakieś pieniądze za niego zapłacić, a wiadomo, że teraz polskie kluby niechętnie płacą innym za zawodnika.
Skoro jesteśmy przy Widzewie... Tam stawiałeś pierwsze, poważne piłkarskie kroki. Sentyment pozostał?
Sentyment pozostał. Jak jeżdżę tam w rodzinne strony, to zawsze miło wspominam te swoje początki, ten seniorski czas jaki spędziłem w piłce. Jednak jestem tutaj w Legii, z małą przerwą na wypożyczenia do Łodzi. Jak Widzew nie gra z Legią, to mu kibicuje. Trzymam za nich kciuki, żeby się utrzymali w Ekstraklasie. Wiadomo, że też mają swoje problemy, czy to organizacyjne czy sportowe. Mam wielu też przyjaciół, którzy czynnie tam działają w Widzewie – czy to w pionie sportowym klubu czy marketingowym.
Rozważasz możliwość, że mógłbyś kiedyś tam powrócić jako piłkarz? Bo nie chodzi mi na razie o trenerkę itd.
Nigdy nic nie wiadomo. Kariera piłkarska jest taka, że zmienia się wszystko z dnia na dzień. Nie powiedziałem, że nigdy tam nie zagram czy, że będę grał w Legii do końca kariery. W piłce jest takie powiedzenie: „Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz.”. Wszystko zależy od tego jak będę się tutaj spisywał i jak długo będę grał w Legii. Może jeszcze kiedyś piłka poniesie mnie do Łodzi, czego też nie wykluczam.
Piłkarze często zmieniają kluby. Ty zaliczyłeś w Ekstraklasie tylko Widzew i Legię. Wyobrażasz sobie grę w jeszcze innych polskich klubach? Czujesz sympatię do któregoś?
Nigdy nie myślałem pod takim kątem. Nie miałem takiego problemu, że musiałbym zmieniać klub albo szukać innego, więc to zawsze Legia była mi najbliższa.
Rozumiem. Mówi się, że Legia „stoi młodzikami” z Akademii Piłkarskiej. Zgodzisz się?
Tak. Przemawiają za tym same statystyki. Widać ilu tych młodych chłopców, czy to z Akademii czy później z Młodej Ekstraklasy wchodzi do pierwszego zespołu i bardzo dobrze sobie radzi. Później skutkuje to transferami do innych klubów, co pokazuje przykład Rafała Wolskiego. Myślę, że niebawem kolejni młodzi, jak Daniel Łukasik czy Dominik Furman, zmienią klub na dobry zachodni. Myślę, że to jest dobry kierunek. Szkoda, że tak późno w Polsce się coś w tej kwestii ruszyło, ale lepiej późno niż wcale.
Właśnie – w składzie jest ich coraz więcej. Ty do najstarszych nie należysz, ale i do najmłodszych też nie. Nie ma problemów z dogadywaniem się? Trzeba czasem „przytemperować” młodych?
Ja to nie mam problemów. Ze wszystkimi się dogaduję, bo nie jestem osobą konfliktową. Jeśli młodsi mają jakiś problem, to zawsze służę im radą. W szatni mamy taką dobrą atmosferę, nie ma żadnego podziału na młodszych i starszych. Wszyscy trzymamy się razem i jest OK.
Co do szatni, to słyszałem ostatnio ciekawą opinię – od osoby, która miała przyjemność z wami pracować - że szatnię „trzyma w ryzach” Michał Żewłakow.
Michał jest najstarszy, jest kapitanem, więc na pewno posłuch w szatni ma, ale żeby od razu jakaś tam dyscyplina czy „trzymanie szatni w ryzach”, to nie. U nas w szatni, tak jak na boisku, wszyscy współpracujemy, każdy ma coś do powiedzenia. Michał jest takim, można powiedzieć „sternikiem”, bo jest naturalnym przywódcą.
A teraz ten „naturalny przywódca” może niedługo w Legii nie grać, bo, jak sam mówi, przeczuwa, że to jego ostatni sezon. Czy w szatni jest już „naturalny następca naturalnego przywódcy”?
Jeszcze nie myślałem nad tym, kto mógłby zastąpić Michała. Jest kilku doświadczonych zawodników, którzy by sobie w tej roli poradzili. Chociażby Kuba Wawrzyniak czy Miro Radović. To są zawodnicy, którzy już długo są w Legii. Myślę, że swoim stażem i klasą sportową pasowaliby na taką osobę.
Jak już jesteśmy przy ogranych, doświadczonych zawodnikach, to pomówmy o Danijelu Ljuboji. Na filmikach ze zgrupowań, wydaje się bardzo wesoły, otwarty. Natomiast wśród niektórych dziennikarzy oraz kibiców uchodzi za nieco aroganckiego, chodzącego z wysoko podniesionym nosem człowieka.
Ja Danijela bardzo lubię. Tak jak mówisz, w szatni jest bardzo otwartą osobą, ale to pewnie dlatego, że wszyscy bardzo dużo czasu razem spędzamy i jest czas, żeby nam wszystkim zaufać. Może Danijel jest osobą nieufną i niekoniecznie chce się otwierać na dziennikarzy, tudzież osoby z zewnątrz. Z drugiej strony jest też pewnie osobą bardzo pewną siebie. Grał w kilku, świetnych zachodnich klubach. Jego kariera piłkarska jest bardzo bogata. Tam sporo przeżył i ma doświadczenia, na podstawie których zachowuje się tak, a nie inaczej. W jakimś stopniu ma tutaj w Legii status gwiazdy.
W zasadzie nie tylko w Legii, ale i całej lidze.
Właśnie, w całej lidze. Myślę, że takim osobom jak on można wybaczyć troszeczkę więcej.
A jeśli miałbyś wskazać w drużynie dwie skrajne postacie – „mruk” i „wesołek” – to kim by byli?
„Wesołek”, to na pewno „Jędza”. To jest osoba, która dużo kolorytu dodaje naszej szatni, bo buzia mu się nie zamyka i zawsze jakieś żarty potrafi zarzucić. Co do „mruka” to... może niekoniecznie „mruk”, ale taka osoba, która po prostu mniej się odzywa, to... może Tomek Jodłowiec, który przyszedł teraz dopiero? Jest taką osobą raczej zamkniętą w sobie.
Tak właśnie przymierzałem na tę pozycję nowe wzmocnienia zespołu. Myślałem, że może Władimer Dwaliszwili?
„Lado” może jeszcze się tak nie otworzył, bo ma jednak trochę problemy z komunikacją. Ten jego polski nie jest jeszcze taki dobry, ale stara się rozmawiać z nami. Zna angielski. Ja i większość chłopaków też ten język mamy opanowany, więc komunikacja jest.
Jeśli chodzi o transfery, to może pokusisz się o ich ocenę? Na papierze fajnie wyglądały, ale co może powiedzieć teraz, kiedy widziałeś ich w akcji?
Cóż, może oni jeszcze nie dali nam tego, co my byśmy chcieli. Myślę, że potrzeba jeszcze na to troszeczkę czasu, żeby oni się wkomponowali w zespół. Dużo z przodu może nam dać „Lado”, bo obserwuję go na treningach i prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Jest typowym snajperem. Potrafi się utrzymać przy piłce, wygrać drybling „jeden na jeden”, uderzyć na bramkę i zdobyć gola. Napastnika się rozlicza z bramek. W Polonii tych goli zdobył siedem. Tutaj miał nadzieję, że w tych 12 kolejkach rundy dołoży jeszcze parę dla nas. A reszta zawodników...
Tomek Brzyski pokazał się w Polonii. Też musi się tutaj odnaleźć, pokazać, bo na razie wygląda na to, że przegrywa rywalizację, czy to z Kubą Koseckim, czy z Kubą Wawrzyniakiem. Zacznijmy od tego, że ci nowi zawodnicy muszą wygrać rywalizację, wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie, żeby jednak jeszcze bardziej wzmocnić ten zespół. Tomek Jodłowiec na tę chwilę narzeka na uraz biodra. Bartek Bereszyński dobrze zaprezentował się w Bielsku-Białej i zobaczymy, jak będzie w jego wypadku dalej. Kto tam jeszcze nam został?
Chyba wszyscy.
A! No jest jeszcze bramkarz .
A tak, Igor Berezowski.
Ale to na razie chyba melodia przyszłości. Trener Dowhań jeszcze nad nim popracuje i w przyszłości Igor może zastąpić Dusana Kuciaka.
Trener Dowhań wypowiadał się o Berezowskim w ciepłych słowach, a jak wiemy, jak nikt inny zna się na bramkarskich talentach.
Ja Igora nie widziałem na obozie w Hiszpanii, bo mnie tam nie było, ale tutaj na treningach prezentuje się nieźle. Myślę, że trenerowi Dowhaniowi można zaufać. Już kilkakrotnie spod jego skrzydeł wyfruwali bramkarze, którzy teraz bronią z powodzeniem na świecie.
Rozmawiał Marek Koktysz / Ekstraklasa.net