Jakub Rzeźniczak: Finał na Narodowym? W takim spotkaniu jeszcze nie grałem [ROZMOWA]
- Muszę przyznać, że – jeżeli chodzi o piłkę klubową – od kiedy gram, to chyba nie wystąpiłem jeszcze w takim spotkaniu. Oczywiście, mecze w europejskich pucharach były rozgrywane na pięknych obiektach, ale nie było chyba takiego pojedynku między polskimi zespołami. A teraz będziemy mieć pełny stadion i doping, więc nie pozostaje nic, jak cieszyć się z tego powodu i grać tak, aby zdobyć puchar - mówił po meczu z Pogonią obrońca Legii Jakub Rzeźniczak.
fot. Bartek Syta / Polska Press
Przeciwko Pogoni zagrały dwie różne Legie – co się zmieniło w przerwie?
W pierwszej połowie grało się nam ciężko. Było widać, że rywal jest dobrze przygotowany. Rafał Murawski i Maksymilian Rogalski odcinali Guilherme od podań. W przerwie trener zwrócił nam uwagę, że musimy szybciej operować piłką i szukać wolnych stref. W drugie połowie na boisku pojawił się Orlando, który ożywił spotkanie i stwarzał zagrożenie pod bramką Pogoni.
Kwestia motywacji?
Grając w Legii, cały czas trzeba być zmotywowanym. Tym bardziej, że wiedzieliśmy, o co dzisiaj gramy. Remis pozbawiłby nas pierwszego miejsca, więc inny wynik niż zwycięstwo nie wchodził w grę.
Pogoń zagrała dzisiaj bardzo dobrze w defensywie.
Szczególnie w pierwszej połowie. Wydaje mi się również, że duży błąd popełnił dzisiaj sędzia. Moim zdaniem powinniśmy otrzymać rzut karny za zagranie ręką przez Rafała Murawskiego, a on powinien zostać wyrzucony z boiska. Nie będziemy już jednak na to narzekać, bo koniec końców mecz skończył się dla nas dobrze.
Pogoń stworzyła sobie właściwie jedną sytuację i zdobyła z niej bramkę. Byliście uczulani, żeby ściśle pilnować Zwolińskiego?
Byliśmy. Wiedzieliśmy, że czyha za plecami obrońców i szuka strzałów głową. Nie udało nam się go jednak upilnować, ale to był chyba jedyny celny strzał Pogoni.
Spodziewaliście się, że Pogoń się cofnie i będzie czekała na kontrataki?
Większość spotkań, w których jesteśmy gospodarzami tak wyglądają. Przyjezdni zazwyczaj grają z kontry. Pogoń robiła to samo, a na dodatek bardzo dobrze ułożył się jej mecz. W pierwszej połowie się męczyliśmy, ale w drugiej pojawiło się więcej wolnej przestrzeni, co wykorzystaliśmy.
Co tak właściwie wydarzyło się w starciu Dominika Furmana z Michałem Janotą?
W moim odczuciu Michał zaatakował zbyt agresywnie. Dominik był pierwszy przy piłce, a później został trafiony przez rywala. Z tego, co mi wiadomo, uraz nie jest zbyt poważny, więc mam nadzieję, że Furmi zaraz będzie gotowy do gry.
Przed wami bardzo intensywny czas – dwa mecze z Lechem w Warszawie.
Trzeba zrobić wszystko, aby przygotować się do tych spotkań jak najlepiej. Inne rzeczy schodzą na drugi plan. Wiemy, jak ważne są to mecze. Pierwszy, ponieważ stanowi finał pucharu Polski. Drugi jest z kolei istotny dla układu tabeli i walki o mistrzostwo Polski. Oba mecze są dla nas oczywiście tak samo ważne.
Mecz pucharowy jest jednak szczególny, przynajmniej ze względu na stadion, na którym zostanie rozegrany.
Muszę przyznać, że – jeżeli chodzi o piłkę klubową – od kiedy gram, to chyba nie wystąpiłem jeszcze w takim spotkaniu. Oczywiście, mecze w europejskich pucharach były rozgrywane na pięknych obiektach, ale nie było chyba takiego pojedynku między polskimi zespołami. A teraz będziemy mieć pełny stadion i doping, więc nie pozostaje nic, jak cieszyć się z tego powodu i grać tak, aby zdobyć puchar. Lech będzie chciał tego samego, ale Stadion Narodowy jest w Warszawie i mam nadzieję, że to również nam pomoże.
Rozmawiał i notował: Konrad Kryczka / Ekstraklasa.net