18. kolejka Ekstraklasy okiem Czesława Michniewicza [TYLKO U NAS]
Zachęcamy do lektury podsumowania 18. kolejki okiem Czesława Michniewicza. Nasz ekspert niezwykle celnie skomentował sytuację panującą u lidera - Legii Warszawa, opowiedział m.in. o będącej w budowie Polonii Stokowca, o tym, czy Cristian Diaz powinien zostać w Śląsku, o błędach arbitrów i o tym, które spotkanie stało na najwyższym poziomie.
Bardzo dobrze się ten mecz oglądało. To było jedno z lepszych spotkań tej rundy – dużo sytuacji, choć szkoda, że niewykorzystanych, bo bramek można było strzelić zdecydowanie więcej. Zagłębie przeważało w ofensywie szybko przedostając się pod bramkę rywala, ale łatwość, z jaką marnowali kolejne sytuacje, może się w przyszłości na nich zemścić.
Zagłębie gra bardzo dynamiczną piłkę – po odzyskaniu futbolówki błyskawicznie przedostają się pod bramkę rywala, unikają podań wszerz boiska, starają się każdą akcję kończyć strzałem i dzięki temu fajnie się ten zespół ogląda. W ten sposób Jagiellonia straciła bramkę, bo nie zdążyła zorganizować się w obronie i dała się zaskoczyć.
Widać, że brakuje w Lubinie kogoś takiego jak Szymek Pawłowski po drugiej stronie boiska. Małkowski, poza tym, że łatwo dochodzi do sytuacji, w których może zdobyć bramkę lub zaliczyć asystę, nie gra jak Pawłowski i nie daje drużynie takiej jakości. Mało tego może się przecież okazać, że po sezonie trzeba będzie szukać dwóch skrzydłowych, bo Szymek może odejść z Lubina. Na pewno jednym z kandydatów może być Mateusz Mak z GKS-u Bełchatów, ale nie zapominajmy o Adrianie Błądzie, który po nabraniu ligowej ogłady może zacząć w Zagłębiu dobrze grać.
W Lubinie mają o tyle komfortową sytuację, że z utrzymaniem nie ma problemów i można już delikatnie rozglądać się za nowymi zawodnikami na przyszły sezon. Oczywiście w tej rundzie Zagłębie będzie jeszcze walczyć w lidze o jak najwyższe miejsce i myślę, że maja duże szanse zmieścić się w pierwszej piątce, o ile nagle nie stracą formy. Trener Hapal ma ten komfort, że przedłużył kontrakt i może myśleć już kilka kroków do przodu.
O JAGIELLONII
Jagiellonia wygrała 4 z 18 spotkań, więc ciężko mówić, że wszystko jest OK. Z przodu wszystko wygląda dobrze, bo mają kreatywnych zawodników, ale problemy są z obroną. Trenerzy muszą zbudować z tego, co mają troszkę lepszą defensywę, a w przyszłości znaleźć równowagę przy transferach, bo wzmacnianie samej ofensywy tego problemu nie rozwiąże. Przyszli wprawdzie Lubos Hanzel, Filip Modelski, Ukah, a mimo wszystko ta obrona za dobrze nie wygląda i to jest największy problem Jagiellonii. Łatwo sami stwarzają sobie sytuacje bramkowe, ale też nie przeszkadzają w tym elemencie przeciwnikowi.
Legia sama postawiła się pod dużą presją, zdobywając tylko punkt w dwóch pierwszych meczach. Widać było zdenerwowanie na twarzach piłkarzy, ale jeśli wyjdą z tej trudnej sytuacji, bo wygrana w Bielsku-Białej jeszcze tego nie przesądza, to każdy kolejny mecz będzie dodawał im pewności siebie. To zwycięstwo z Podbeskidziem jest dla Legii bardzo istotne, bo zdobyli 3 punkty, grając na wyjeździe z zespołem, który gra jednak trochę inaczej niż jesienią.
Trudno rozstrzygnąć czy w tej Legii powinien grać jeden, dwóch, trzech czy pięciu napastników. Trener Urban zdecydował się tym razem na wariant z pozostawieniem w obwodzie Dwaliszwilego i myślę, że to się w tym spotkaniu sprawdziło. Legia z Radoviciem i bez to dwa różne zespoły.
O DANIJELU LJUBOJI
Oczekiwania w stosunku do niego są bardzo duże. Podoba mi się to zdanie, które powiedział niedawno Janek Urban, że Ljuboja bardzo dużo pomógł tej drużynie jesienią i on o tym pamięta. Piłkarz może mieć słabszy okres, ale rola trenera jest taka, żeby zawodnika wesprzeć, a sadzając Ljuboję na ławce z pewnością, by mu tym nie pomógł. Oczywiście, że jeśli zawodnik będzie cały czas zawodził to ławka nikogo nie ominie.
Mówiliśmy na początku sezonu, gdy Widzew wygrywał pierwsze cztery mecze, że ten zespół do maksimum wykorzystał korzystny terminarz, a później było zdecydowanie gorzej. Jeśli drużyna w 14. meczach zdobywa 10 punktów, to umówmy się – nie jest to oszałamiający wynik. Widzew zgromadził olbrzymi kapitał punktowy na początku sezonu i teraz może czuć się spokojny. Ten pozorny spokój powinien też przekładać się na częstsze wygrywanie w lidze a tak ostatnio nie jest.
Ten punkt w Bełchatowie nie oddaje może siły Widzewa, ale też pokazuje, że w Bełchatowie mieli troszeczkę szczęścia. Słyszałem gdzieś w zimowej przerwie, że może powinni powalczyć o puchary, a rzeczywistość szybko pokazała, że było to nastawienie zdecydowanie zbyt optymistyczne. Widzew w pierwszych meczach wiosny dużo ryzykował, nie zadawalał się remisem i odsłaniał się, za co był surowo karcony. Teraz grając z ostatnim zespołem tabeli chyba mieli gdzieś zakodowane w głowach, że nie mogą tego meczu przegrać i było to widać, bo charakterystycznego dla siebie ryzyka w Bełchatowie nie podjęli.
Bełchatów pokazał po raz kolejny, że pomimo wielu zmian kadrowych ten zespół może urwać punkty każdemu w naszej lidze. Brakuje tylko armat, bo już w 3 meczu nie strzelili bramki, a Nowak dalej poza zespołem, a kontrakt trzeba wypłacać.
Już mecz Śląska z Widzewem był bardzo wyrównany i powinien zakończyć się remisem, ale jakoś się piłkarze trenera Levego prześlizgnęli. W Chorzowie piłkarze Śląska nie potrafili utrzymać koncentracji, bo do wygranej zabrakło im dosłownie sekund. Nie wiem z czego to wynika, bo przy stałym fragmencie gry w doliczonym czasie nie ma miejsca na pomyłki, a Panka, który ładnie zamknął akcję, został jednak bez krycia. Wcześniej to Śląsk wielokrotnie zamieniał stałe fragmenty na bramki i punkty a tym razem je stracił.
Bramka Kaźmierczaka była za to naprawdę przedniej urody i nie ma nawet kogo w Ruchu winić za jej utratę, bo strzał z 30. metrów Przemka był wyśmienity. Panka strzela swoja druga bramkę z kolei, co dawno mu się nie zdarzyło. Wiem, że miał od początku pobytu w Ruchu przewlekłe problemy ze zdrowiem i dotychczas nie pokazał, na co go naprawdę stać. Zaczyna rundę jako rezerwowy, ale już niedługo powinien wychodzić w podstawowym składzie. A w piłkę potrafi grać bardzo dobrze i z dużą inteligencją.
Oddać trzeba jeszcze Ruchowi, że zagrał zdecydowanie lepiej niż w spotkaniu z Lechem. Było widać, że drużyna wraca na właściwe tory. Śląsk ma za sobą dwa trudne wyjazdowe mecze, w których zdobył dwa punkty. Może nie jest to zbyt okazała zdobycz, ale weźmy pod uwagę, że Korona jest bardzo nieprzyjemnym rywalem, a Ruch już w ostatnim spotkaniu z Widzewem zasygnalizował lepszą formę.
O CRISTIANIE DIAZIE
Cały czas wracają te problemy z Diazem i myślę, że po sezonie definitywnie się one skończą. Diaz powinien odejść z Wrocławia i w jego miejsce trzeba sprowadzić jakiegoś konkretniejszego zawodnika. Diaz po prostu zawodzi i tyle – niby wejdzie i strzeli jakąś bramkę, ale to zdecydowanie za mało. Brakuje mu stabilizacji i przez to Śląsk często traci punkty. Może nowy nabytek Śląska rozwiąże te problemy.
Polonia miała w tym meczu bardzo dobrze grającego Przybeckiego, ale okazało się to za mało nawet na dzisiejszą Wisłę. Rozmawialiśmy już nie raz o problemach Polonii, ale przy okazji meczu z Lechem mówiliśmy, że po zdobyciu pięknej bramki przez Piątka ten zespół miał furę szczęścia, że w Poznaniu nie przegrał. W spotkaniu z Wisłą to szczęście też było po stronie Polonii, bo zdobyła przecież bramkę praktycznie z niczego, została im raczej podarowana przez Bunozę, a później jakoś broniła się przed atakami gości.
Wisła złapała drugi oddech i zaczęła swobodniej rozgrywać piłkę. Poloniści zagrali właściwie na tym samym poziomie co w Poznaniu, ale tym razem to nie wystarczyło do zwycięstwa.
Wydaje mi się, że to może być dla Białej Gwiazdy przełomowy mecz, bo wygrali na wyjeździe po dwóch spotkaniach z najsłabszymi zespołami w lidze, w których nie zdobyli nawet bramki. Wraca do coraz lepszej dyspozycji Małecki i wydaje się, że Wisłą rozpoczęła w Warszawie marsz w górne rejony tabeli.
O MIŁOSZU PRZYBECKIM
Wszołek jest ostatnio gdzieś w cieniu, a Przybecki mocno pracuje na swoje nazwisko. Dla tych, którzy wcześniej nie znali tego chłopaka, jest to z pewnością spora niespodzianka i zaskoczenie. Miłosz w jakimś stopniu zastępuje Wszołka, który jak nie ma problemów ze zmianą klubu, to gdzieś tam nadepnie na jakiś gwóźdź… Nie układa się to zbyt dobrze dla Wszołka.
Przybecki zagrał z Wisłą bardzo dobry mecz. Wielu dopominało się rzutu karnego po jego starciu z Bunozą, ale ja bym niczego nie gwizdał, bo Gordan to kawał chłopa i Miłosz po prostu nie utrzymał się na nogach po wejściu barkiem defensora Wisły. Nie chciałbym, żeby przeciwko mnie ktoś takiego karnego podyktował.
O ŁATANIU DZIUR W POLONII
Piotrek Stokowiec głośno mówi, że pracuje nad zmianą stylu gry Polonii. Dzisiaj chce grać trójką środkowych obrońców i potrzebuje do tego dwóch bardzo wybieganych skrzydłowych, którzy tylko w połowie będą obrońcami. To dopiero powstaje i widać, że już jakiś pomysł w głowach piłkarzy zaszczepiony, ale jest jeszcze wiele mankamentów. Dajmy jednak tej Polonii i Piotrkowi Stokowcowi czas, bo system gry trójką obrońców, a po stracie piłki praktycznie piątką, wymaga od piłkarzy zupełnie innego zachowania i innego poruszania się po boisku.
O DANIELU GOŁĘBIEWSKIM
Stokowiec jest wierny swojej idei gry trójką obrońców, którą forsuje od początku rundy wiosennej i szuka cały czas kolejnych elementów tej układanki. Wybrał tym razem Gołębiewskiego na lewą obronę, bo pewnie dojrzał w nim coś, czego my nie widzimy. Nie oceniałbym zbyt ostro jego występu w tym meczu. Daniel jest wprawdzie waleczny, ale brakuje dośrodkowania lewa nogą w pełnym biegu – trener musi widzieć coś więcej niż my. Przypomina mi on troszeczkę Igora Gołaszewskiego, który swoje najlepsze mecze rozgrywał właśnie na boku obrony. To podobny typ zawodnika – silny, waleczny, ale nie jakiś techniczny wirtuoz .
Pogoń rozegrała trzy mecze, w których zdobyła jeden punkt i to w bardzo szczęśliwych okolicznościach. Szczecinianie mają troszeczkę pecha, bo zagrali trzy spotkania w anormalnych warunkach – śnieg w Lubinie, karny i czerwona kartka na początku meczu w Gdańsku i teraz znów bieganie w zaspach. Nie potrafili się Portowcy do tego dostosować i jak dla mnie są dużym zawodem na początku rundy. Wydawało mi się, że mając bezpieczne miejsce w tabeli Pogoń wniesie coś nowego do ekstraklasowej rzeczywistości, a nie widać zupełnie jakiejkolwiek poprawy w stosunku do jesieni. Najbliższy mecz z Wisłą miejmy nadzieje w normalnych warunkach może dać odpowiedzć jaka jest rzeczywista forma Pogoni.
Piast zagrał, delikatnie mówiąc, tak sobie z Górnikiem i powinien był przegrać zdecydowanie wyżej, a ostatnio w samej końcówce stracił punkty z Zagłębiem. Po meczu w Szczecinie plus jest taki, że być może trafił się Piastowi zawodnik, który będzie regularnie strzelał bramki, bo każdy klub takiego potrzebuje. Przyjście Marcina Robaka może dać tej drużynie wiele innych możliwości w ataku. Jest to jak dla mnie najlepiej grający zawodnik głową w naszej ekstraklasie.
Po raz kolejny Lech wygrywa na wyjeździe i to zaczyna być swego rodzaju fenomenem tych rozgrywek, bo trudno zwyciężyć w stylu spotkaniach na obcym terenie, nie będąc zazwyczaj lepszą drużyną. Lech potrafi jednak strzelić tę jedną bramkę i grając mimo wszystko mądrze w defensywie nie daje za bardzo rywalom szans na odrobienie strat. Ale Lech ma też szczęście, bo skoro rywal w doliczonym czasie gry dostaje rzut karny i fatalnie pudłuje, to nie można tego nazwać inaczej.
Sam mecz nie stał na jakimś olśniewającym poziomie. Zastanawiające jest to, że Górnik przegrywa drugi mecz z rzędu i to na własnym boisku. Najbliższa przerwa na reprezentacje może okazać się dla nich zbawienna. Szanse na nadrobienie zaległości będzie mieć m.in. Jeleń czy Nakoulma. Walka o czołowe lokaty dla Górnika jest wciąż możliwa, ale punkty muszą zacząć zbierać już od najbliższego mecz z Legią.
O BŁĘDACH ARBITRÓW
Jeśli chodzi o błędy Raczkowskiego i wszystkich innych sędziów w tej kolejce - w celach szkoleniowych powinien być puszczany polskim arbitrom mecz Liverpool - Tottenham, który prowadził bodaj najmłodszy sędzia w Premier League. W tym spotkaniu grali znakomici piłkarze, Bale, Suarez, Gerrard czy Carragher, a jego zachowania były znakomite. W sytuacjach stykowych wołał do siebie piłkarzy i zwyczajnie rozmawiał w atmosferze zaufania i zwykłej ludzkiej serdeczności. Wszyscy go słuchali i przytakiwali jego decyzjom.
Wiem, że większość z pokazanych w ostatnich meczach kartek wynikała z głupoty zawodników, ale czasami kartka jeszcze bardziej zaognia sytuację. Kartka to ostateczność i na szkoleniach powinni zwracać uwagę na siłę rozmowy i merytorycznej dyskusji. Niech młodzi sędziowie oglądają swoich kolegów po fachu np. z Anglii i zobaczą jak tam rozładowuje się napiętą atmosferę. U nas zazwyczaj sędziowie tylko machają kartkami, krzyczą na zawodników i jeszcze rękami niepotrzebnie gestykulują. Takie zachowanie nie pomaga nikomu, a już na pewno nie sprawia, że piłkarze takich arbitrów szanują. Jak wspomnianego rozjemcę w meczu na szczycie w Anglii, który swoimi decyzjami wypracował sobie znakomitą „prasę” u wielkich gwiazd Liverpoolu i Tottenhamu.
Korona szybko dostała w tym meczu dwa mocne ciosy w postaci bramki i czerwonej kartki, ale mimo to nie zwlekała ani minuty i od razu ruszyła do odrabiania strat, przez co wzbudziła u wielu sympatię. Generalnie był to bardzo ciekawy i emocjonujący mecz do oglądania, choć nie zabrakło w nim prostych błędów w przyjęciu czy podaniu piłki. Lechia miała w tym meczu sporo problemów i przewaga zawodnika wcale nie była na pierwszy rzut oka widoczna. Poza tym widać było, że w głowach gospodarzy siedziała jeszcze sytuacja sprzed tygodnia, kiedy to stracili zwycięstwo w doliczonym czasie gry. Tym razem Lechia nie cofnęła się i szukała drugiej bramki, ale nadziała się na kontrę i zrobiło się ciekawie. Mimo to Lechia wyszła obronną ręką, będąc pod dużą presją, bo kibice na trybunach zaczynali się mocno denerwować przy wyniku 1:1. Nie zabrakło też niestety błędów sędziów. Mam nadzieję, że od następnej kolejki nie będziemy tyle rozmawiać o arbitrach, bo nie tak to powinno wyglądać.
O KARTCE KAMILA KUZERY
Nie zrozumiem nigdy takiego zachowania. Przed tygodniem w podobnej sytuacji widzieliśmy Wiśniewskiego z Lechii. Nie wiem czy jakaś żyła płynie pod tym stadionem, ale znów niemal bliźniaczy przykład głupoty. Najgorsze jest to, że Kuzera wypadł, a ucierpiał na tym zespół, bo skoro Korona w „10” potrafiła walczyć z Lechią i strzelić na wyjeździe dwie bramki, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że z nim w składzie byłaby jeszcze groźniejsza. Głupota Kuzery i tyle. Czasami zawodnicy w takiej sytuacji bronią kolegi z zespołu, ale w tym przypadku absolutnie nie ma dla niego wytłumaczenia – takie zachowanie kapitanowi nie przystoi. Już po meczu okazało się, że Kuzera ma jakieś problemy i oby jak najszybciej sobie z nimi poradził i wrócił na boisko.
Rozmawiał Sebastian Kuśpik / Ekstraklasa.net
Zobacz koniecznie: Jedenastka 18. kolejki Ekstraklasa.net!