Jesień w wykonaniu Lecha. Porażka z Jagiellonią łyżką dziegciu w beczce miodu (część 5)
To już piąta część podsumowania występów poznańskiego zespołu w rundzie jesiennej. Po sześciu kolejkach „Kolejorz” zajmował czwarte miejsce, tracąc do ówczesnego lidera Widzewa Łódź tylko dwa punkty. W kolejnych spotkaniach gracze Lecha zbliżyli się do pierwszego miejsca, ale nie udało się go zająć na dłużej, jedynie chwilowo, gdy rywale rozgrywali swoje mecze dzień później.
Piknik jubileuszowy z pożegnaniem Rudniewa w tle
Październik lechici rozpoczęli od miłej uroczystości – obchodów 90-lecia istnienia poznańskiego klubu. Z tej okazji klub zorganizował piknik jubileuszowy dla kibiców, którego momentem kulminacyjnym było wieczorne spotkanie towarzyskie z Hamburger SV – nowym pracodawcą Artjoma Rudniewa. Król strzelców Ekstraklasy z zeszłego sezonu miał okazję pożegnać się z kibicami ze stolicy Wielkopolski, ci z kolei mogli na żywo obejrzeć zespół, występujący na co dzień w Bundeslidze. I choć spotkanie sportowo nie było porywającym widowiskiem, chociaż w składzie HSV zabrakło kilku gwiazd z Rafaelem van der Vaartem na czele, to trzeba przyznać, że było to wydarzenie istotne dla poznaniaków. Mecz zakończył się zwycięstwem „Kolejorza” 2:1 po bramkach Ivana Djurdjevicia i Jakuba Wilka, a więc piłkarzy, zazwyczaj balansujących na granicy meczowej osiemnastki. Odnotujmy jeszcze, że wtedy po raz pierwszy szansę od Mariusza Rumaka otrzymali Karol Linetty i Tomasz Kędziora. Obaj młodzi zawodnicy wywarli na nas pozytywne wrażenie, chociaż pamiętajmy, że był to bardziej piknik niż pojedynek piłkarski.
Piast nie wytrzymał
Nastolatkowie wywarli również korzystne wrażenie na szkoleniowcu Lecha, który jednak nie mógł skorzystać z ich usług w kolejnym spotkaniu ligowym, ze względu na zgrupowanie reprezentacji Polski U-19. A następnym przeciwnikiem poznaniaków był rewelacyjny beniaminek Ekstraklasy, Piast Gliwice. Podopieczni Marcina Brosza wygrali wcześniej cztery spotkania z rzędu i ostrzyli sobie zęby na zgarnięcie trzech punktów z Bułgarskiej. Trzeba przyznać, że mieli ku temu szansę, bo w pierwszej połowie meczu sprawiali korzystniejsze wrażenie niż poznaniacy. To znaczy Lech próbował grać piłką, stwarzał sobie okazje, ale to Piast miał groźniejsze. Na trzy – cztery sytuacje gracze z Gliwic zaliczyli trafienie w słupek oraz w spojenie. Tuż po przerwie do siatki Dariusza Treli trafił Kebba Ceesay i była to sytuacja zwrotna pojedynku. Goście otworzyli się, za co zostali skarceni bramkami Bartosza Ślusarskiego i Aleksandara Tonewa, a na koniec jeszcze swoje premierowe trafienie w Ekstraklasie dołożył Patryk Wolski. Gliwiczanie, próbując odrabiać straty, pogubili się w obronie, nie dając sobie rady z rozpędzoną poznańską lokomotywą.
W Lubinie jak w Bełchatowie – pomogło szczęście
Tydzień później Lech również zdołał odnieść zwycięstwo, chociaż już dużo mniej okazałe niż to z Piastem. I na dodatek dużo bardziej wymęczone. W zasadzie był to podobny mecz, jak wcześniejszy pojedynek poznaniaków w Bełchatowie – rywal grał, natomiast Lech zadał w odpowiednim momencie decydujący cios i zgarnął trzy punkty. Z tą różnicą, że tym razem uczynili to dużo szybciej. „Kolejorz” objął prowadzenie już w szóstej minucie za sprawą przepięknego strzału Vojo Ubiparipa. Lubinianie stworzyli później mnóstwo okazji i w zasadzie to oni bardziej zasłużyli na zwycięstwo. W piłce jednak zasady są bezlitosne, za dobrą postawę nikt punktów nie daje, liczy się to, co wpadło do siatki. Lubinianie grali wyjątkowo nieskutecznie, nie potrafili wykorzystać nawet najprostszych okazji, celując najczęściej albo obok bramki, albo w Jasmina Buricia. Trzeba oddać również bramkarzowi Lecha, że rozegrał na Dolnym Śląsku kapitalne spotkanie, często broniąc swój zespół w bardzo trudnych sytuacjach. Bez niego między słupkami wywiezienie trzech punktów do Poznania byłoby niemożliwe.
By nie było zbyt różowo – porażka z Jagiellonią
O ile w Lubinie błysnął Burić, o tyle w kolejnym meczu znów mieliśmy popis jednego aktora, tym razem niestety nie był to zawodnik Lecha. Kapitalne zawody przeciwko drużynie Mariusza Rumaka rozegrał środkowy obrońca Jagiellonii Białystok Michał Pazdan. W dużej mierze to właśnie jego postawa zadecydowała o pierwszej jesiennej porażce Lecha na własnym stadionie. Już w czwartej minucie zachował najwięcej przytomności w polu karnym „Kolejorza” i po dośrodkowaniu Plizgi z rzutu wolnego wpakował piłkę do siatki. Później wspaniale spisywał się pod własną bramką, wielokrotnie przerywając groźne akcje rywala. Nawiasem mówiąc to zaskoczyło nas trochę, że w składzie ligowców, powołanych przez Waldemara Fornalika na mecz z Macedonią zabrakło Pazdana, bo zawodnik ten swoją formą zasłużył, by dostać kolejną szansę w biało-czerwonych barwach.
A wracając już do samego spotkania – porywającym widowiskiem to ono nie było. Do przerwy oglądaliśmy zaledwie trzy dobre okazje bramkowe, w drugiej połowie nie było lepiej. Ostatecznie Jagiellonia podwyższyła prowadzenie za sprawą trafienia Alexisa Norambueny i odniosła pierwsze, historyczne ligowe zwycięstwo z Lechem w Poznaniu. „Kolejorz” natomiast po raz pierwszy za kadencji Mariusza Rumaka musiał uznać wyższość rywala na własnym stadionie. Niestety nie po raz ostatni w tej rundzie…
Szósta część podsumowania w piątek.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
- Jesień w wykonaniu Lecha. Odejście Rudniewa, Euro i wzmocnienia, których brakowało (część 1)
- Jesień w wykonaniu Lecha. Azjatyckie wojaże, a po nich szwedzkie lanie (część 2)
- Jesień w wykonaniu Lecha. Blamaż w Pucharze, dużo lepiej w lidze (część 3)
- Jesień w wykonaniu Lecha. Powrót do ligowej rzeczywistości (część 4)