Jesień w wykonaniu Lecha. Azjatyckie wojaże, a po nich szwedzkie lanie (część 2)
Dziś publikujemy drugą część obszernego podsumowania rundy jesiennej w wykonaniu poznańskiego zespołu. Jak już wspominaliśmy, osłabiony w porównaniu z poprzednim sezonem Lech musiał bardzo wcześnie rozpocząć rozgrywki eliminacje Ligi Europejskiej. Wychodziło całkiem nieźle, do pewnego momentu…
fot. Roger Gorączniak (Ekstraklasa.net)
fot. Roger Gorączniak (Ekstraklasa.net)
Dalej już się nie dało
Rywalami poznaniaków w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Europejskiej mogły być zespoły z Macedonii, Luksemburga, Estonii, Albanii czy Czarnogóry. Los jednak zadecydował inaczej i Lech trafił na klub ze wschodniego krańca Kazachstanu – Żetysu Tałdykorgan. W Poznaniu nie byli zadowoleni z takiego losowania – raz że rywal kompletnie anonimowy, dwa – że zespół czeka daleka podróż i mecz rewanżowy w zupełnie innym klimacie. Pamiętając chociażby przykład Jagiellonii Białystok, która przegranym rewanżem w Kazachstanie odpadła z rozgrywek europejskich już w pierwszej rundzie, lechici wiedzieli, że najlepiej będzie rozstrzygnąć losy rywalizacji już w pierwszym spotkaniu, rozgrywanym w Poznaniu. Później przecież czekała ich kilkunastogodzinna podróż do oddalonego niemal o 6 tysięcy kilometrów miasta, gdzie w wypadku niekorzystnego rozstrzygnięcia przy Bułgarskiej mogło być ciężko.
Pewny awans, ale nie bez trudności
Wydawało się, że Lech łatwo powinien poradzić sobie ze zrealizowaniem nakreślonego planu. Wszak trzeci zespół polskiej Ekstraklasy, nawet dość osłabiony, powinien spokojnie dać sobie radę z drużyną z Kazachstanu. Tyle że pokonanie Żetysu wcale nie okazało się spodziewanym przez kibiców spacerkiem. W pierwszym meczu lechici przez godzinę męczyli się z przeciwnikiem, sytuację odmieniło dopiero wejście na boisko Rafała Murawskiego, który kilka minut po tym wpisał się na listę strzelców, wykorzystując świetne dogranie Gergo Lovrencsicsa. Chwilę później Węgier sam trafił do siatki, ustalając wynik spotkania na 2:0 i dokumentując w ten sposób udany debiut w biało-niebieskich barwach. W rewanżu lechici zremisowali 1:1 i wywalczyli awans do kolejnej rundy, w której mieli zmierzyć się z Chazarem Lenkoran.
Odszedł Kriwiec, a prawym obrońcą był Możdżeń
W pierwszym spotkaniu z Żetysu Tałdykorgan zagrał jeszcze Siergiej Kriwiec, jak się później okazało był to ostatni występ Białorusina w niebiesko-białych barwach, bo krótko po nim został sprzedany za pół miliona Euro do chińskiego klubu Jiangsu Sainty. Był to szósty piłkarz, który opuścił „Kolejorza” w przerwie letniej, a do klubu póki co dołączyło dwóch graczy. Trener Mariusz Rumak starał się łatać luki w składzie zawodnikami, których miał do dyspozycji. Na prawej obronie występował przesunięty z pomocy Mateusz Możdżeń, z kolei następcą Rudniewa był Bartosz Ślusarski. Kibice wciąż czekali na wzmocnienia klubu – wszak za transfery Rudniewa i Kriwca do kasy Lecha przybyły 4 miliony Euro, a wydano dotychczas zaledwie 200 tysięcy (transfer Łukasza Trałki i roczne wypożyczenie Lovrencsicsa). Było więc z czego inwestować.
Z Azerami podobnie, jak z Żetysu
W drugiej rundzie eliminacji LE „Kolejorz” nie musiał już tak daleko podróżować. Tym razem zamiast pod chińską, gracze z Poznania udali się pod irańską granicę, by zmierzyć się z Chazarem Lenkoran. Rozpoczęli od meczu wyjazdowego, w którym już po czterech minutach przegrywali 0:1, na szczęście po kwadransie do wyrównania doprowadził Mateusz Możdżeń. Rewanż zakończył się jednobramkowym zwycięstwem lechitów, które zapewnił Aleksandar Tonew. Poznańska lokomotywa, choć nieco ospała i powolna, to nadal jechała dalej.
Szwedzka tragedia w trzech aktach
Trzecim przeciwnikiem Lecha był szwedzki AIK Solna, klub z przedmieść Sztokholmu i rywal z wyższej półki niż dwaj poprzedni. Wydawało się jednak, że nie jest to przeciwnik, z którym Lech nie mógłby sobie poradzić, że poznaniacy przynamniej powalczą o awans. Stało się jednak inaczej, bo rywale rozstrzygnęli losy spotkania już w pierwszym meczu. Przez godzinę mieliśmy bezbramkowy remis, po czym AIK zadał przeciwnikom trzy ciosy, w zasadzie wyrzucające Lecha z europejskich pucharów, bo ciężko było spodziewać się odrobienia tak dużej straty w meczu rewanżowym.
Ceesay zdążył na otarcie łez
Tuż przed pierwszym spotkaniem z AIK kontrakt z zespołem Lecha podpisał prawy obrońca Kebba Ceesay. W ten sposób załatano lukę po odejściu Grzegorza Wojtkowiaka, została więc tylko kwestia sprowadzenia napastnika. Z przyczyn formalnych nowy zawodnik nie mógł zagrać w Solnej, ale w rewanżu był już gotowy do gry. Gambijczyk ze szwedzkim paszportem, który całe życie grał na Półwyspie Skandynawskim debiutował akurat przeciwko klubowi z kraju, w którym się wychował. W rewanżu lechici zdołali wygrać 1:0 po golu Mateusza Możdżenia, ale było to tylko zwycięstwo na otarcie łez, by z honorem pożegnać się z eliminacjami Ligi Europejskiej. „Kolejorzowi” została więc już tylko rozpoczynająca się wkrótce Ekstraklasa oraz rozgrywki Pucharu Polski.
Kolejna część naszego podsumowania w poniedziałek.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: