Czesi zwiedzali miasto, a Portugalczycy biesiadowali przed ćwierćfinałem [FOTOREPORTAŻ]

Nie można jednak powiedzieć, że Warszawa przeżywa czesko-portugalski najazd. Tym razem przybyszów zza granicy jest nieco mniej, niż w przypadku poprzednich spotkań. Powody są różne – od wysokich cen hoteli po brak biletów. Niektórzy jednak postanowili zaryzykować i udali się pod stadion z nadzieją na zakupienie wejściówek u koników. Ceny nie są horrendalne – wahają się od 400 do 800 złotych. - Przyjdziemy tuż przed meczem. Będzie jeszcze taniej - mówi nam Polak, który na przyjechał z żoną. Pewnie ma rację, bo o godzinie 18 pod stadionem podaż zdecydowanie przewyższała popyt.

W dniu meczu pogoda nie rozpieszcza gości – wysoka temperatura, duchota i prażące słońce, przeplatane silnymi ulewami. Dla czeskich kibiców nie stanowi to jednak żadnej przeszkody w poznawaniu miasta. –Zwiedziliśmy Stare Miasto, Zamek Królewski, Łazienki, Kolumnę Zygmunta i Pałac Kultury. Warszawa jest fenomenalna. Z jednej strony zabytki, z drugiej nowoczesność. Jest też dzielnica, która nazywa się tak samo jak nasza stolica. Niesamowite - zachwyca się Michal z Ołomuńca.

Jego rodaków jest znacznie więcej niż Portugalczyków. Mimo, że ich reprezentacja jest z góry skazywana na porażkę, głęboko wierzą w sprawienie sensacji. – Wyszliśmy z grupy, teraz jesteśmy naprawdę zdolni do wszystkiego. Możemy nawet wygrać. Gromki doping poprowadzi naszych do zwycięstwa – ma nadzieję Petr.

Portugalczycy, chociaż mniej liczni, zachwycają żywiołowością, pogodą ducha i optymizmem. Przed Strefą Kibica, spotykamy naszego znajomego – Jorge Franco, który do portugalskiej bazy w Opalenicy dotarł z ojczyzny… na rowerze. Na miejscu spotkał się przyjaciółmi i zmienił dwukołowy pojazd na specjalnie pomalowany camper, którym podróżuje wszędzie tam, gdzie gra jego ukochana kadra. Jorge na co dzień przebywa w Opalenicy, ale z okazji meczów już trzykrotnie udawał się na Ukrainę. Teraz z wiadomych przyczyn zawitał do grodu nad Wisłą. - To wspaniała podróż. Można poznać wiele ciekawych miejsc, zacieśnić więzi, spędzić wspaniały czas w pożytecznej atmosferze – mówi.

- Teraz urządziliśmy sobie małą imprezkę. Rozłożyliśmy stół, a na nim wino, kanapki i inne przekąski. Bawimy się z Portugalczykami i Portugalkami, śpiewamy swoje przyśpiewki. Po prostu świętujemy i dobrze się bawimy. Chcemy jak najbardziej zagrzać się do meczu. Poczęstujemy nawet Czechów – opowiada nasz rozmówca. I rzeczywiście, przez kilkadziesiąt minut kiedy jesteśmy pod Strefą Kibica, Jorge chętnie częstuje gości. - Teraz mam nadzieję, albo nie… wierzę i jestem prawie pewien, że Portugala pokona Czechy i wkrótce wybierzemy się na finał do Kijowa – mówi zagorzały kibic.

Fani z Półwyspu Iberyjskiego nie są aż tak liczni, ale mogą liczyć na wsparcie Bułgarów, Brazylijczyków, a nawet… Polaków. Pod Stadionem Narodowym nie brakuje osób przywdzianych w biało-czerwone barwy. – Dzisiaj jestem za Portugalią. Gra piękny futbol, mają Ronaldo i mam nadzieję, że pomszczą nasze odpadnięcie – mówi Radek z Łodzi.

- Ja jestem za Czechami. To bardzo mili, sympatyczni ludzie, poza tym nasi sąsiedzi. Na dodatek poradzili sobie z nami. Oby zaszli jak najdalej – odpowiada Maciej.

"Piłkoszał" w Warszawie to już przeszłość. Stolica na kilka godzin przed ćwierćfinałowym meczem Euro 2012 nie tętni życiem tak jak przed spotkaniami Polaków. Jedno tylko przypomina atmosferę z meczu otwarcia Polska - Grecja. Stadion Narodowy powitał nas... zamkniętym dachem i nawet kilka godzin przed spotkaniem, kiedy nie ma na nim jeszcze kibiców czuć panującą tu duchotę. Ciekawe, czy piłkarze będą narzekać na aurę tak, jak Polacy i Grecy.

Z Warszawy Daniel Kawczyński i Michał Wieczorek/Ekstraklasa.net