menu

Na Euro rowerem - czyli co można zrobić dla ukochanej drużyny

9 czerwca 2012, 04:58 | Daniel Kawczyński

Portugalczyk Jorge Franco nie jest ani zwykłym kibicem, ani na pewno przeciętnym człowiekiem. To osoba wielkiego charakteru, która z powodu fanatycznego przywiązania do barw narodowych jest w stanie dokonać wszystkiego i przełamać wszelkie bariery. Ten człowiekiem przebył ponad 3 tys. kilometrów z Portugalii do Polski, po to by oglądać mecze ukochanej drużyny na Euro 2012. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że całą trasę pokonał... rowerem.

Jorge Franco przemierzył całą Europę na rowerze by dotrzeć do Opalenicy
fot. Roger Gorączniak / Ekstraklasa.net
Jorge Franco przemierzył całą Europę na rowerze by dotrzeć do Opalenicy
fot. Daniel Kawczyński/Ekstraklasa.net
1 / 2

Nie da się ukryć, że kultura kibicowska w Polsce jest bardzo wysoka. Jeśli angażujemy się w jej tworzenie, z pewnością znamy osoby o wielkich dokonaniach na tej płaszczyźnie, chwalących się swoimi osiągnięciami, jak chociażby liczba zaliczonych wyjazdów. Na pewno wiele z nich mocno imponuje, wzbudza powszechny podziw i należyty szacunek. Jednak czy wyjazdowicz o bardzo długim stażu, wpadł kiedyś na coś bardziej niekonwencjonalnego, niż zajęcie miejsca w autobusie, wymyślenie nowej przyśpiewki, zaprojektowanie oprawy itd.? Czy kiedykolwiek przyszło mu na myśl, aby na dalszy wyjazd udać się nie korzystając ze współczesnych środków transportu, tylko z użyciem siły fizycznej? Oczywiście nie zaprzeczamy, zże takie przypadki mogły mieć miejsce. Bądź, co bądź musimy się pochwalić, że naszej redakcji, taki ktoś nie jest obcy.

Jorge Franco skończy 30 sierpnia 41 lat. Mieszka w niewielkiej, położnej nad Oceanem Atlantyckim miejscowości Palmela, a na co dzień pracuje jako menadżer w czterogwiazdkowym hotelu Manteigadas w pobliskim Setubal. Jak każdy Portugalczyk kocha futbol i regularnie uczęszcza na mecze ulubionych drużyn oraz reprezentacji narodowej. Oprócz tego ma jeszcze inną pasję - kolarstwo, której poświęca się maksymalnie.

Można więc powiedzieć, że to nikt inny, jak zwykł, szary obywatel kraju na Półwyspie Iberyjskim, który jak każdy człowiek posiada jakąś pasję. Jeśli ktoś tak myśli, niestety jest w wielkim błędzie. Niezwykłość człowieka objawia się bowiem w czynach, których dokonuje.

Jorge od dziecka oglądał potyczki Portugalii z wysokości trybun. Jest z nią na dobre i na złe - dumny po zwycięstwie, wierny po porażce. W tym roku udał się nawet zimą do Warszawy, gdzie podopieczni Paulo Bento rozgrywali mecz towarzyski z Polską, który jednocześnie oficjalnie inaugurował działalność Stadionu Narodowego. Wkrótce miał jednak powrócić w znane już sobie strony. W Polsce i na Ukrainie startowały bowiem Mistrzostwa Europy na których nie mogło zabraknąć ani jego, ani Portugalii.

I podczas, gdy inni kibice wybrali komfortową podróż samolotem, pociągiem, autokarem, w najgorszym wypadku własnym samochodem, Jorge postanowił wsiąść na rower i przy pomocy siły własnych nóg dotrzeć do hotelu Remes w Opalenicy, który na czas Euro stał się bazą ekipy "Selecção das Quinas".

Swoją przygodę rozpoczął w Palmelii, skąd w ciągu 47 dni pokonał 3600 kilometrów, aż w pierwszych dniach czerwca dotarł do Opalenicy i mógł osobiście powitać ukochaną drużynę. Na miejscu znalazł czas, by chwilę porozmawiać z Ekstraklasa.net.

- Według mnie każdy kibic musi zrobić coś niezwykłego dla ukochanego zespołu. Ja stwierdziłem, że podróż samochodem do Polski jest przyjemna, wygodna i łatwa. A skoro Portugalia trafiła do silnej grupy, trzeba przecież zrobić coś ponadprzeciętnego i niecodziennego. Po trzech miesiącach przygotowań chwyciłem za rower i ruszyłem - opowiada.

- Momentami bywało bardzo ciężko. W Pirenejach zaskoczył mnie śnieg, a nie byłem kompletnie przygotowany do takich warunków. Jednak ani przez chwilę nie myślałem, żeby się poddać. Cały czas poruszałem się do przodu i w taki sposób się tutaj znalazłem. Czego się nie robi dla ukochanych barw - relacjonuje.

- Miałem plan i zrealizowałem go. Gdy tutaj dotarłem poczułem przemiłe uczucie. Dokonałem tego! - dodaje.

A jakie pierwsze wrażenie zrobiła Polska i Opalenica? - To z pewnością ładny kraj. Ludzie są przemili i można nich liczyć. Jednak jest też wiele negatywów, które bardzo mnie denerwują. Chociażby okropna, często zmienna pogoda. W pierwszy dzień nasi piłkarze trenowali w deszczu i zimnie. Nie są przyzwyczajeni do takich warunków, co może mieć zły wpływ na przygotowanie. Teraz jest już słonecznie i mam nadzieję, że dobra aura się utrzyma.

Warto dodać, że to nie pierwsza szalona podróż pozytywnego Portugalczyka. - Na Mundial w Republice Południowej Afryki udałem się samochodem wraz z dwójką przyjaciół. Jechaliśmy 40 dni. Wspaniała, niezapomniana przygoda. Spróbujcie to sobie tylko wyobrazić.

A jak Jorge postrzega szanse ulubieńców na Euro 2012: - Niestety ostatnie czasy są dla nas ciężkie. Mam jednak nadzieję, że wygramy wiele spotkań i prędko stąd nie wyjedziemy. Mamy silną grupę, ale wierzę, że jesteśmy w stanie przez to wszystko przebrnąć. Jako kibic chciałbym, abyśmy wygrali ten turniej. Stać nas na to. Naprawdę.

W pierwszym meczu Portugalia zagra dziś we Lwowie z Niemcami. Nasz bohater oczywiście zasiądzie na trybunach. - Mam wejściówki na wszystkie spotkania Portugalczyków. Gdy zajdziemy dalej, zdobędę kolejne. A przecież tak zdarzy się na pewno. Jestem tego pewien - mówi Jorge, który do Lwowa nie podróżuje już rowerem. W środę wraz z przyjaciółmi wsiadł w pojemny camper i pojechał w kierunku Kresów Wschodnich.

Jak udało nam się dowiedzieć, w piątek dotarł na miejsce i z niecierpliwością wyczekujemy pierwszego gwizdka. - Niemcy to silny zespół, który dobrze się prezentuje. Jest faworytem. Koniecznie musimy wygrać. Przełamanie z kimś takim bardzo nam pomoże - uważa.