Robert Góralczyk (trener Motoru Lublin): Wyzwanie jest konkretne
Rozmawiamy z Robertem Góralczykiem, który ma za sobą pierwszy tydzień pracy w trzecioligowym Motorze Lublin. Nowy szkoleniowiec żółto-biało-niebieskich może zaliczyć początek w klubie do udanych, bowiem zanotował wygraną 5:0 z Lewartem Lubartów w Regionalnym Pucharze Polski, a także ligowe zwycięstwo 2:0 z KSZO 1929 Ostrowiec Świętokrzyski.
fot. Łukasz Kaczanowski
Jak podsumuje pan sobotni mecz z KSZO?
Na wstępie kilka słów, do tych, którzy sprawili, że tutaj jestem. Dziękuje za wyjście z taką inicjatywą i propozycją. Postanowiłem ją przyjąć i szukać tutaj możliwości postępu i pójścia do przodu razem z drużyną i klubem. Mieliśmy swój plan na ten mecz. Chcieliśmy być konsekwentni od początku do końca. W tym spotkaniu były różne momenty. Już w środę mieliśmy starcie Pucharu Polski. Tam też w pierwszej połowie nie do końca to wszystko się układało. Wtedy zespoły są bardziej poukładane i lepiej zorganizowane. W Lubartowie padła bramka, za tym poszły następne. W lidze mierzyliśmy się z dobrym przeciwnikiem, a mecz był wyrównany. Choć momentami miałem wrażenie, że zyskaliśmy przewagę optyczną. Sytuacje były z jednej i drugiej strony. Wiadomo, że każda bramka, która pada w takim spotkaniu trochę zmienia jego oblicze i daje szanse tej drużynie, która trafia do siatki. Wydarzyły nam się dwie dobre kontry. Pierwsza z udziałem Luigiego D'Apollonio, który dograł do Grzegorza Bonina, który z zimną krwią sfinalizował tę sytuację. Druga kontra Palucha, który przytomnie podał do Raka i ten wykończył. Cóż, tak to w piłce jest, że drużyna, która strzela bramki, wygrywa. Bardzo się cieszę, że tę determinacje, zaangażowanie i pomysł, który na ten moment mieliśmy z tymi ludźmi, został nagrodzony trzema punktami. Miejmy nadzieję, że to początek mocniejszych okresów zdobywania punktów dla Motoru.
Motor bardzo długo męczył się w ataku pozycyjnym w meczu z KSZO... Gdzie pan widzi największą trudność lub też nad czym najbardziej ta drużyna musi obecnie pracować?
W każdym aspekcie jest coś do zrobienia, do poszukania rezerw i sprawienia, by ten zespół grał lepiej. Atak pozycyjny w polskich realiach nie jest zwykle największą siłą. Trzeba korzystać z tych zawodników, którzy tutaj są, dysponują określonymi możliwościami i mają pewną charakterystykę. Z nich będziemy budowali. Nie chciałbym nikogo wyróżniać. Trzeba być przygotowanym na to, że będą do Lublina przyjeżdżać zespoły, które będą się dobrze organizowały w defensywie i trzeba będzie szukać rezerw, ale w czym konkretnym? Można by tutaj dotykać w zasadzie każdego elementu gry. Atak pozycyjny to szeroki zakres wiedzy, a składają się na niego indywidualne umiejętności, odwaga w działaniach i współpraca na pozycjach. Nie sposób wskazać jeden czy dwa elementy, które będą pierwsze do zrealizowania. Na pewno będziemy chcieli dążyć do tego, żeby ogólnie polepszyć organizację gry, bo tutaj dostrzegam rezerwy, natomiast na ile pozwolą nam umiejętności, to będziemy obserwować z tygodnia na tydzień. Ten tydzień też był bardzo specyficzny, bo mieliśmy w środę Puchar Polski. Staraliśmy się każdy trening wykorzystać pod kątem taktycznym. Musieliśmy jednak mieć z tyłu głowy, że albo jesteśmy tuż przed meczem, albo po meczu albo przed następnym meczem. Jestem zadowolony z tego, co zespół pokazał w realiach, które tutaj zastałem. Jeszcze raz powtórzę, że mam nadzieję, że to początek lepszego jutra.
Jak pan ocenia zasoby ludzkie w zespole?
Nie jest łatwo to zrobić po kilku treningach i meczu, w którym nie wszyscy grali. Na pewno u tych zawodników są duże możliwości, ale pozostaje kwestia ich wygenerowania i wykorzystania dla tego zespołu. Zobaczymy, dopiero kolejne tygodnie będą nam pokazywały i potwierdzały. W drużynie są ludzie, którzy dają szanse, by grać o coś więcej niż tylko o to, co było wcześniej.
Jeszcze kilka miesięcy temu pracował pan w reprezentacji Polski. Czy ciężko jest się teraz przestawić na tryb pracy w klubie, w dodatku w III lidze?
Mój 3,5 letni okres pracy w reprezentacji to już jest historia. Pełniłem tam trochę inną rolę, niż funkcja pierwszego trenera. Uznałem, że już najwyższy czas, by wrócić do ścieżki, na której kiedyś byłem, jak prowadziłem ekstraklasową Polonię Bytom czy drugoligowy Przebój Wolbrom lub inne drużyny w charakterze pierwszego szkoleniowca. Na pewno teraz mam inną rolę oraz miejsce. W kadrze mecze były rzadziej, w klubie pracujemy z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień. Cieszę się, że tutaj jestem i mogę grać o wysokie cele.
A jakiś konkretny cel został przed panem postawiony?
Nikt nie użył takiego stwierdzenia, natomiast trzeba się liczyć z tym, o co się gra w Motorze. W ostatnich latach nie udawało się tutaj realizować celów, ale cały czas się o tym mówi. Nie będziemy może konkretnie tych słów używać, ale zdaje sobie sprawę, że wyzwanie jest konkretne.
A czy przyjście do Motoru było trudną decyzją? Klub gra w III lidze, ale od lat są duże oczekiwania kibiców i już paru trenerów się odbiło od tego stanowiska...
Między innymi właśnie to mnie przyciągnęło, że gra jest od razu o konkretny cel, by zafunkcjonować na ławce trenerskiej w roli pierwszego szkoleniowca. Nie mam obaw, choć mam świadomość, że to nie łatwe wyzwanie, chociażby w świetle tych meczów, które nas czekają. Jeden z nich mamy za sobą i zagraliśmy z bardzo dobrym przeciwnikiem. Przed nami kolejne trzy, aczkolwiek na razie myślę powoli o tym najbliższym. Cóż, chce się o to grać i takie cele zawsze mobilizują. Nie ma sensu pracować w takim charakterze, jeśli ktoś się obawia takich rzeczy.
Zawodnicy podkreślali po meczu, że doszło do zmian w organizacji gry obronnej. A ma pan już jakieś pomysły na to jak zastąpić np. pauzującego Konrada Nowaka, czy też kto ma odpowiadać za kreowanie gry w Motorze?
Z każdym dniem będziemy mądrzejsi. Na razie podjęliśmy takie rozwiązania w ramach tego, co dysponowaliśmy. Nie było Konrada, ale wróci do nas w następnym meczu. Zagrał Paluch i czekaliśmy długo aż da jakiś konkret w tym meczu, ale udało się w zasadzie tuż przed zmianą, gdy bardzo przytomnie w kontrataku podał do Raka. W linii obrony jesteśmy ograniczeni, nawet ilościowo, bo nie mamy bogatego wyboru. Trzeba będzie o tym myśleć, bo nie zawsze będzie tak kolorowo, że wszyscy będą zdrowi, a dojdzie też kwestia kartek. Póki co, mamy tych ludzi, których mamy. Trzeba ich wspierać, budować na nich i organizować grę. Staramy się to uściślać. Na pewno ten okres po pierwszej rundzie będzie takim, który będzie wymagał pewnego rodzaju uzupełnień, może nawet wzmocnień na niektórych pozycjach, żebyśmy byli jeszcze silniejsi. Na ten moment wygląda na to, że walka o najwyższe cele będzie zażarta do końca. Tabela, która dzisiaj jest pokazuje, że jest dużo chętnych, by bić się o całą pulę.
Ostatnio był pan łączony z GKS-em Katowice. Co zdecydowało zatem o wyborze Motoru? Ten ruch można określić raczej mianem nieprzewidywalnego wariantu.
Była poważna oferta z GKS-u Katowice. Wcześniej byłem już z tym klubem związany, zresztą są to moje bliskie okolice zamieszkania. Faktycznie była propozycja, natomiast potem pojawiły się okoliczności, które sprawiły, że trenerem w GKS-ie nie zostałem. W następstwie tego pojawiła się oferta z Motoru i dynamiczne, szybkie działanie. To się w zasadzie wyjaśniło pod koniec zeszłego tygodnia, a w poprzednią sobotę byłem na meczu z Wisłą Sandomierz. Przyszedł czas decyzji i jestem tutaj. To okoliczności sprawiły, że objąłem właśnie Motor, a nie GKS.