Triumf ducha walki nad śmiertelną chorobą, czyli wszystkie życiowe zakręty Jonasa Gutierreza
Rak. Kto widział jak działa, wie jak ciężko jest go pokonać. Ta choroba niszczy organizm od środka, a walka z nią jest równie mocno wyniszczająca dla organizmu jak i dla samego nowotworu. Jednak są tacy, którzy tę walkę wygrali. Jonas Gutierrez poszedł jeszcze dalej - wygrał z rakiem i na przekór wszystkim wrócił do pierwszego składu Newcastle a następnie uratował ten zespół przed degradacją.
Kariera Jonasa Gutierreza początkowo przebiegała bardzo dobrze. Zaczynał w Velezie Sarsfield, gdzie z czasem zadebiutował w pierwszym składzie i wypracował sobie reputację utalentowanego pomocnika. W 2005 roku jego talent dostrzegła Mallorca. Grając w hiszpańskim klubie przyciągnął uwagę ówczesnego selekcjonera, Alfio Basile, który dał mu szansę debiutu w meczu z Australią. Potem przeniósł się do Newcastle, a w 2010 roku pojechał z reprezentacją "Albicelestes" na mistrzostwa świata. Czego chcieć więcej? Zazwyczaj w takiej sytuacji mówi się - zdrowia!
Problemy ze zdrowiem Gutierreza pojawiły się nagle. Występujący wówczas regularnie w pierwszym składzie Newcastle zawodnik zderzył się z jednym z rywali w jakimś meczu i przez pewien czas odczuwał ból w jądrach. Lekarze nic nie wykryli, więc kazali mu czekać z nadzieją, że ból minie. I rzeczywiście minął, ale później powrócił z większą siłą. Kiedy zgłosił się drugi raz otrzymał wyrok - rak jąder.
Reakcja piłkarza była natychmiastowa. Zdecydował się wyjechać do Argentyny by zajęli się nim lekarze, którym ufał. Wówczas okazało się, że niezbędna jest natychmiastowa operacja usunięcia chorego jądra. Zgodził się, z nadzieją, że pozwoli mu to na szybką rehabilitację, i rychły powrót do piłki nożnej. I tak właśnie się stało. Kilka miesięcy później Gutierrez był już w Newcastle, zaczął ciężko pracować nad powrotem do wysokiej formy, ale wówczas usłyszał coś, co zapewne zabrzmiało dla niego jak kolejny wyrok. Trener "Srok", Alan Pardew, powiedział Argentyńczykowi, że nie jest mu potrzebny i powinien poszukać sobie nowego klubu.
Jonas został na krótko wypożyczony do Norwich, po czym znów zniknął na pewien czas. Okazało się, że znów zaczął odczuwać ból, tym razem w okolicach wątroby. Raz jeszcze wyjechał do Argentyny, gdzie czekały go kolejne sesje chemoterapii. Tak jak za pierwszym razem klub nawet nie kiwnął palcem, żeby mu pomóc. Reprezentant Argentyny był sam w walce z rakiem.
Wyszedł z tej walki zwycięsko. Zaczął nawet trenować w klubie, w którym rozpoczynał swoją karierę - Velez Sarsfield. Liczył na powrót do futbolu, choć raczej nie wierzył, że będzie mógł raz jeszcze założyć koszulkę Newcastle. W końcu w różnych wywiadach nie szczędził krytyki władzom klubu, które zupełnie o nim zapomnieli w najtrudniejszym momencie. Mówił, że im nie wybaczy, że jeszcze im pokaże na co go stać, ale w klubie zbytnio nie zawracano sobie nim głowy.
Mimo żalu, jaki miał do Newcastle wrócił do tego klubu i w marcu 2015 roku wszedł na boisko w meczu z Manchesterem United. Wchodził też na boisko w meczach z Evertonem i Arsenalem, a w pojedynku z Sunderlandem zagrał od pierwszej do ostatniej minuty. Zagrał też z Liverpoolem, Swansea, Leicesterem, West Bromwich i Queens Park, ale Newcastle żadnego z tych meczów nie wygrało i widmo spadku zaczęło zaglądać "Srokom" głęboko w oczy. W ostatniej kolejce na przeciwko podopiecznych trenera Johna Carvera stanął zespół West Hamu i ewentualna porażka mogła oznaczać degradację. Do 54. minuty utrzymywał się wynik bezbramkowy, ale wówczas do roboty wziął się Gutierrez. Argentyńczyk najpierw zaliczył asystę przy golu Sissoko, a w 85. strzałem zza pola karnego pokonał golkipera rywali, zapewniając tym samym swojej drużynie dwubramkowe zwycięstwo i utrzymanie w Premier League.
Słynny trener Liverpoolu, Bill Shankly powiedział kiedyś następujące słowa "Niektórzy ludzie uważają, że piłka nożna jest sprawą życia i śmierci. Jestem rozczarowany takim podejściem. Mogę zapewnić, że to coś o wiele ważniejszego". Jonas Gutierrez, tak jak wcześniej Eric Abidal, dał dowód tym słowom, przerywając na chwilę swoją piłkarską karierę, by wygrać walkę ze śmiertelną chorobą i wrócić na boisko. I dlatego słowa kibiców, którzy po meczu domagali się od władz klubu postawienia pomnika Gutierrezowi można odebrać za słuszne. Nie chodzi o to, żeby uczcić utrzymanie Newcastle czy bramkę Argentyńczyka, ale żeby uwiecznić symbol zwycięstwa ducha walki nad przeciwnościami losu. Bo właśnie tego dokonał Jonas. Pokazał wszystkim, którzy podczas walki ze śmiertelną chorobą będą mieli chwilę zwątpienia, że siłą charakteru można przezwyciężyć wszystko.