Zimoch nie skomentuje Legii, ale radzi Węgrzynowi: Niech pije surowe jajka
Komentarz Tomasza Zimocha z meczu Widzew - Broendby żyje już w internecie tak długo, jak długo polskiego zespołu nie ma w Lidze Mistrzów. Tym razem komentator Polskiego Radia nie wprowadzi Legii do Ligi Mistrzów, bo jest na urlopie.
fot. Bartek Syta / Polskapresse
Tomasz Zimoch komentuje mecz Widzew - Broendby IF 2:1: "Panie Turek, niech Pan tu kończy to spotkanie!"
Kazimierz Węgrzyn, który bardzo emocjonalnie komentował mecz eliminacji Ligi Mistrzów Steaua - Legia, już stał się bohaterem internetu. Rośnie Panu konkurencja.
(śmiech) Wiem, choć akurat Kazia nie słyszałem, bo jestem na urlopie, trochę odcięty od świata. Widzę jednak, co się dzieje w internecie. Fajnie, że tak to przeżywał.
Krzyczał, tracił głos, odlatywał. Jak opisać ten stan?
Kiedy jest się emocjonalnie zaangażowanym w wydarzenie, można wpaść w trans. Dlatego ja się absolutnie nie dziwię, że Kaziu mógł tam emocjonalnie komentować. A ci, którzy tak bardzo martwią się o jego głos czy serce, niech będą spokojni: wytrzyma jeszcze niejedną próbę. W takich sytuacjach puls bije 180-200 uderzeń na minutę i czasem nie można złapać oddechu. Przez głowę przelatują tysiące myśli, które trzeba jakoś sensownie poukładać.
Zmęczenie?
Ogromne. Stres też jest wielki. Ja po tym słynnym meczu Widzewa z Broendby 17 lat temu nie mogłem spać przez całą noc. Miałem kilkakrotnie takie myśli: O, stary, uważaj, bo za chwilę wykorkujesz. U mnie to czasem zmienia się potem w ból, ból całego ciała.
Kiedyś opowiadał Pan, że kiedy relacjonuje te wielkie wydarzenia, to potem nie pamięta swoich słów, reakcji, tych słynnych metafor, porównań. Naprawdę tak jest?
Naprawdę, to słuchacze bardzo często przypominają, co ja tam mówiłem czy paplałem do mikrofonu.
Pańska relacja z meczu Broendby - Widzew sprzed 17 lat żyje własnym życiem, odsłuchano ją miliony razy. Jaki dziś ma Pan do niej stosunek?
To jest po prostu miłe. Nagroda dla tej osoby, która nagrała ten komentarz i wrzuciła do sieci - a pamiętajmy, że to były zupełnie inne czasy - nadal czeka. Kto udowodni, że to zrobił, ma u mnie szampana.
Wtedy to było chyba nie do przewidzenia, że nagranie zrobi taką furorę.
Skąd. Ja sam nawet długo nie wiedziałem, że to w internecie żyje, jak pan powiedział, własnym życiem. To zabawne, ale przez wiele lat nie mogliśmy odnaleźć całości tej transmisji w archiwum Polskiego Radia i dopiero kilka lat temu, gdy weszła cyfryzacja, jeden z pracowników znalazł tę taśmę i przegrał mi na płytkę. Kiedyś byłem na stadionie i biegnie za mną jeden z kibiców, wołając: "Panie Tomku, panie Tomku, proszę posłuchać". Poprosił kolegę, żeby do niego zadzwonił, a w telefonie sygnałem był fragment relacji z "Panie Turek, niech pan tu kończy to spotkanie". I od tamtej pory ja też ten sygnał mam. (śmiech) To są fajne chwile. Nie spodziewałem się, że przez 17 lat nikt tego wyniku powtórzy. No, ale teraz trzymam kciuki za Legię.
Skoro jest Pan na urlopie, to tym razem nie wprowadzi Pan polskiego zespołu do Ligi Mistrzów.
No, nie. Ale przestrzegam przed zbytnim optymizmem. Wynik jest dobry, ale zalecałbym spokój. Steaua dobrze gra na wyjazdach, niech pierwsza połowa w Bukareszcie będzie przestrogą. Nie należy podchodzić do tego meczu z poczuciem komfortu, tylko wręcz z niepokojem, bo wtedy łatwiej o koncentrację od pierwszej do ostatniej minuty. Ale jak znam Janka Urbana, to przytrzyma piłkarzy krótko do tego wtorku.
Rada dla Kazimierza Węgrzyna?
(śmiech) Niech pije surowe jajka - na struny głosowe. Podpowiadam też tabletki wykrztuśne, bardzo pomagają komentatorowi.