Zamykanie trybun nic nie daje. Chuligani wygrywają wojnę? [KOMENTARZ]
Jak można przerwać mecz? Zwykle chuligani, niechciane na stadionach jednostki, stojące w młynach pośród Bogu ducha winnych fanatyków, używają do tego celu rac, które ku swojej radości i dumie wrzucają na murawę. Wczoraj w Krakowie przy Reymonta było nieco inaczej, a właściwie szokująco. Flary znów pojawiły się na boisku, ale tym razem nie poleciały z trybun, lecz… spod stadionu.
Jeszcze więcej kibicowskich newsów? POLUB nasz KIBICOWSKI FANPAGE!
Spotkanie Wisły z Ruchem zostało rozegrane przy zamkniętej trybunie C, należącej do najzagorzalszych fanów, wspierających zwykle piłkarzy świetnym dopingiem przez pełne 90 minut. Niestety, od czasu do czasu znajdzie się pośród nich kilkanaście osób wątpliwego stanu jasności umysłu, wrzucających race na murawę. Z sobie znanych tylko powodów, w czym można upatrywać przekory i niepokorności wobec systemu zabraniającego przerywania meczów piłkarskich od tak, przez każdego. Kilkanaście lat temu panowało na to większe przyzwolenie, choćby w latach ’90, gdy na stadionach karty były kojarzone jedynie z grami karcianymi, bądź budkami telefonicznym. Kamery? Tak, telewizyjne. Młyny często bez krzesełek, pirotechnika regularnie odpalana. A zakazy? Zakazywano się bić. Taki sam był jedynie catering, kiełbasy w roli szybkiej przekąski nic nie wyprze w kraju nad Wisłą. Od tego czasu na trybunach sporo się jednak zmieniło, bo przecież stadiony są nowe, nowoczesne i większe. A wszystko w trosce nie tylko o zwiększenie zysków przez kluby, ale i bezpieczeństwa, na które władze ligi i kraju kładą dziś bez porównanie większy nacisk. Często przesadnie, ale cóż zrobić? Do zwariowania piętnowane są np. race.
Jak pomimo tego lubimy oglądać racowiska na trybunach i drażnią nas drakońskie kary wlepiane za nie klubom, tak rzucania piro na murawę, czy w kogokolwiek lub cokolwiek, nie zaakceptujemy nigdy. I nie zrozumiemy tego. W tym przypadku podzielamy opinię zdecydowanej większości społeczeństwa wobec jednostek wyrywających się przed szereg, aby w akcie „męstwa” z zakrytą twarzą przerwać racą mecz swojej ukochanej (?) drużyny: wyrzucić ze stadionów na zawsze.
Tym bardziej żenuje nas to, co zdarzyło się w Krakowie. Głupota czystej wody, ale mało tego – przecież to wcale nie mogło być takie proste. A może nawet i kosztowne. Przekaz? „Zobaczcie, zamknęliście nam trybunę za piro, a my znowu to robimy. Nie będąc nawet na meczu! I co nam teraz zrobicie?”. Przejaw żenady rozumiany przez samych sprawców jako solidny pstryczek w nos? Ale czyj? Komisji Ligi i Ekstraklasy, czy może jednak klubu? Przede wszystkim prezesa Jacka Bednarza, z którym najzagorzalsi z fanów są ostatnio na wojennej ścieżce. W konflikcie na linii kibice-działacze, ci pierwsi bezsprzecznie mają swoje race, ale wyrażanie ich w sposób grożący klubowi wysokimi sankcjami jest bynajmniej nie na miejscu. Postawa godna chuligana.
Co dalej? Kara za tego typu incydent zwykle była jak w banku, Komisja Ligi zamykała trybuny i wlepiała grzywny finansowe albo wojewoda od razu zakładał kłódkę na cały stadion. Odpowiedzialność zbiorowa – niesprawiedliwa i nieskuteczna. Wszyscy krzyczą: karać tylko winnych! Ale niestety, monitoring nie zawsze na to pozwala, część winowajców odpowiada za swoje grzechy, ale nigdy wszyscy. Tak źle, tak niedobrze. Najbardziej obrywa zawsze klub, licząc straty od dziesiątek tysięcy (grzywna) do miliona złotych (zamknięcie stadionu). To drakońskie kary, ale też zawsze w jakimś niewielkim stopniu usprawiedliwiane faktem, że działacze mogli zrobić więcej, aby zapobiec niedozwolonym zajściom. W tym przypadku Wisła jest czysta, no bo raz, że kto by pomyślał, że jacyś chuligani posuną się do tak – jakby nie patrzeć – oryginalnego wybryku, a dwa, że jak się przed tym zabezpieczyć? Zamontować dach na boiskiem?
Przerwanie sobotniego meczu to tak naprawdę dopiero początek konfliktu przy Reymonta…
CZYTAJ TAKŻE: Mecz Wisła – Ruch przerwany przez race na murawie … wystrzelone spod stadionu! (WIDEO)
Prezes Wisły: Być może sam poproszę wojewodę o zamknięcie stadionu