Wokół meczu Lechia – Legia: Nie przebierali w środkach (ZDJĘCIA)
Tak potężnej dawki pirotechniki bursztynowy stadion nie widział nigdy dotąd. Ultrasi Lechii Gdańsk i Legii Warszawa opróżnili w niedzielę swoje magazyny do tego stopnia, że na moment przerwano mecz, ponieważ zadymienie ograniczało widoczność boiska.
„System upadł”
Co ciekawe, i jedni i drudzy kibice zdecydowali się na prezentacje opraw już na początku spotkania. Jako pierwsi wystartowali goście, dla których był to debiut na PGE Arenie. Trzy wcześniejsze wyjazdy z różnych względów im przepadły. Dlatego pierwszą wizytę zorganizowali z wielką pompą. W sektorze zasiadało ich około tysiąca (na ogrodzeniu zawisły m.in. takie flagi jak „Warriors”, czy „Księstwo Warszawskie”). Krótko po pierwszym gwizdku z pasów materiału utworzyli sektorówkę, na której widniał kibic ubrany w legijną czapkę. Na pasku od spodni miał umocowane trzy race, co było znaczące dla dalszej części choreografii. Niewiele mniej istotne było hasło towarzyszące tej sylwetce: „Nie przebieramy w środkach” - było zapowiedzią wielkiego pokazu pirotechnicznego. Legioniści na znak swojego młynowego, „Starucha”, zaczęli odliczanie, po czym odpalili mnóstwo rac i stroboskopów. Dym był ogromny, ale unosił się w górę.
Inaczej było kiedy pirotechnikę odpalili gospodarze. Rac, flar dymnych i stroboskopów było może i mniej niż w przypadku gości, ale traf chciał, że kierunek wiatru rozdmuchał dym nie w pionie, tylko w poziomie. Szara smuga na dłuższy czas „przykryła” więc płytę boiska. Sędzia zdecydował się przerwać mecz do czasu aż polepszyła się widoczność. Trwało to dwie lub trzy minuty. Tematyka oprawy była inna niż legionistów. Sektorówka lechistów odnosiła się do świata polityki, do zbliżającej się rocznicy wprowadzenia stanu wojennego; na drzewach, w mrocznej scenerii widniały sylwetki pięciu powieszonych mężczyzn. Rysy ich twarzy wykonano na tyle starannie, że nietrudno było odgadnąć, które rzeczywiste osoby kryły się pod ich postaciami („powieszono” Jerzego Urbana, Czesława Kiszczaka, Adama Michnika, Wojciecha Jaruzelskiego i Tadeusza Mazowieckiego). Wymowny dla całego płótna był także transparent „Myślenie pozostało, lata mijają, a drzew wciąż za mało” oraz przyśpiewka, którą nucono w trakcie prezentacji („A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści). Później lechiści odśpiewali jeszcze hymn Polski.
Frekwencja słaba. Lechiści znowu uderzyli w Kuchara
Lechia i Legia koncentrowały się na wspieraniu własnych drużyn, natomiast bywały momenty, kiedy górę wzięły emocje. To właśnie wtedy wymieniano uprzejmości, których cytować nie wypada. Doping z obu stron stał na niezłym poziomie. Górowali, rzecz jasna, gospodarze, choć i Legii udało się parę razy przebić. Młyn Lechii po raz kolejny uderzył w byłego już właściciela klubu, Andrzeja Kuchara. Biznesmena z Wrocławia określano mianem "oszusta" - jemu też poświęcono transparent znany z poprzedniego meczu domowego ("Kuchar, oszuście, kiedy spełnisz swoje obietnice?"). W końcówce spotkania przyjezdni ściągnęli koszulki, mimo że temperatura była bliska zera.
Traf w Kuciaka, będzie draka
Zimowa aura dała się we znaki już w piątek. Sobota była dniem przejściowym. Śnieg na nowo zawładnął Trójmiastem w dniu meczu w godzinach popołudniowych. Padało obficie i bez przerwy (dopiero po spotkaniu biały puch został wyparty przez rzęsisty deszcz). Służby porządkowe robiły co mogły, by murawy nie przykryła biała warstwa. W ruch poszły łopaty, a specjalna maszyna z czerwoną farbą naznaczała linie, tak by łatwiej pracowało się arbitrom i samym piłkarzom. Z perspektywy telewizyjnej ponoć te zabiegi nie były widoczne, jednak z trybun wyglądało to inaczej, lepiej. Nieustający śnieg przeszkadzał każdemu, choć stał się też elementem dość perfidniej zabawy. Kibice Lechii, chcąc wyprowadzić legionistów z równowagi, zaczęli lepić kulki i rzucać je na boisku. Dwukrotnie oberwał bramkarz Dusan Kuciak, który z krzykiem podbiegł do sędziego, by ten zareagował. Nastroje tonowali pomocnik Lechii Daisuke Matsui i spiker Marcin Gałek. Na nic się to jednak zdało, ponieważ fani nie zaniechali wykonywania tej czynności. Zresztą nie tylko oni, bo z dachu stadionu co chwilę spadały ogromne płaty śniegu. Widoczne było to zwłaszcza w narożnikach, gdzie umiejscowiony jest sektor gości i sektor rodzinny.
LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net