Wokół meczu Lechia – Jagiellonia. Drągowski, czyli teatr przesady [ZDJĘCIA, WIDEO]
Niemałe emocje wzbudził niedzielny mecz Lechii Gdańsk z Jagiellonią Białystok (5:1). Punktem zapalnym była osoba bramkarza gości, Bartłomieja Drągowskiego.
Zobacz zdjęcia z meczu Lechia - Jagiellonia
W trakcie drugiej połowy, przy wyniku 3:1, Lechia otrzymała jedenastkę. Kiedy jej kapitan Milos Krasić przygotowywał się już do wykonania strzału, to nagle na murawę upadł Bartłomiej Drągowski, sugerując, że został trafiony przedmiotem rzuconym z trybun.
Rzeczywiście jeden z kibiców Lechii rzucił w kierunku Drągowskiego pewną rzecz – konkretnie zapalniczkę. I był to incydent absolutnie godny potępienia (klub powinien namierzyć sprawcę i nałożyć na niego zakaz stadionowy). Zdrowie zawodników jest najważniejsze. Ciągle nosimy w pamięci np. dramatyczną historię ze stadionu Wisły Kraków, gdzie nożem podczas spotkania z Parmą został zraniony Dino Baggio.
Zapalniczka to oczywiście nie nóż, ale mocno rzucona choćby w oko mogłaby narobić problemów.
Wychodzi jednak na to, że Drągowski, który zwijał się z rzekomego bólu kilkadziesiąt sekund, który natychmiast zawezwał pomoc medyczną, wcale z zapalniczki nie dostał albo dostał, lecz nie za mocno – sam tego ustalić po meczu nie potrafił. Skąd więc reakcja, jakby został – pozostańmy przy Baggio – trafiony ostrym nożem? Z pomocą przychodzi sam Drągowski. – Tym zachowaniem chciałem rozproszyć Krasicia, który podchodził do karnego. To był aspekt psychologiczny. Mogłem nie pajacować – powiedział już na chłodno, kiedy po meczu zapytali go o to dziennikarze.
Zachowanie Drągowskiego wcale nie wytrąciło z równowagi Krasicia – Serb podszedł i sieknął w prawy róg. Było 4:1.
Od tego momentu widownia ubliżała Drągowskiemu aż do samego końca spotkania. Gdy miał piłkę to był wygwizdywany. Na dwie trybuny wyzywano go też od najgorszych. A on jeszcze prosił o więcej, ostentacyjnie wymachując rękoma. Takiej nienawiści w stosunku do zawodnika drużyny przeciwnej nie było na domowym meczu Lechii od dawna. Bardziej pamiętliwi sugerują, że ostatnim, który tyle się nasłuchał był bramkarz Marcin Cabaj. I to nie na bursztynowym stadionie, tylko przy Traugutta, gdzie biało-zieloni grali przeszło cztery lata temu.
Jagiellonia źle będzie wspominać wyjazd do Gdańska. Sprawa Drągowskiego to jedno. Pięć straconych bramek – drugie (najważniejsze). Wybita szyba w autokarze – trzecie. Właśnie przez ten incydent ze stadionu musiały ją eskortować aż trzy policyjne radiowozy:
Lechia rozjechała Jagiellonię. Hat-trick Flavio Paixao [RELACJA]