menu

Szybka kontra: Wróciliśmy!

26 lutego 2013, 09:42 | Sebastian Czapliński

Rozgrywki wznowiła Ekstraklasa. Jak przystało na prawdziwego fana naszych rodzimych rozgrywek, zobaczyłem podczas tego weekendu, wszystkie spotkania. Nie odpuściłem nawet totalnego piachu w wykonaniu piłkarzy GKS-u Bełchatów i Wisły Kraków. Mogłem natomiast zachwycać się też meczami Lecha i Korony. Nasza liga potrafi zaskakiwać. 16 kolejka z przymrużeniem oka.

PIĄTEK – jak Łukasz Piątek.

Sezon rozpoczęliśmy od pojedynku Zagłębia Lubin z Pogonią Szczecin. Patrząc, w jakich warunkach przyszło grać w tym spotkaniu piłkarzom obydwu zespołów, można było zorganizować zawody w lepieniu bałwana na czas. Każdy zespół ulepiłby podobiznę Bouli’ego w swoim polu karnym i w taki oto sposób wyłonilibyśmy zwycięzcę tego pojedynku. Na nieszczęście piłkarzy gości, „Miedziowi” nie chcieli skorzystać z zimowej zabawy, tylko od razu wzięli się do roboty. Końcowe 3:0 dla gospodarzy, to najniższy wymiar kary, jaki mógł spotkać podopiecznych Artura Skowronka. Pierwsze skrzypce grał w Zagłębiu – Szymon Pawłowski, który imponuje formą już od dłuższego czasu i wydaje się, że już niedługo może zmienić nie tylko klub, ale i ligę. (a może i dwie ligi na raz, bo kto wie, czy nowy zespół nie będzie występował w Lidze Mistrzów?).

Zobacz koniecznie: Bóg (w) Futbolu

W drugim piątkowym spotkaniu, nie mogło zabraknąć na boisku Łukasza Piątka i jego Polonii Warszawa, która podejmowała Lechię Gdańsk. W drużynie gości trudno było szukać Abdou Razacka Traore, ale w jego miejsce wskoczył zupełnie nieznany Mohammed Rahoui (zwany przez „Bobo” Kaczmarka – Rahujem). Zresztą… Kiedy w trakcie meczu, nowy nabytek Lechii, źle przyjął prostą do opanowania piłkę, podaną przez jednego z partnerów, trener gości skwitował to krótko - „to ogórek je***y” – o czym poinformował na swoim Twitterze, Jakub Polkowski z Canal Plus. Mecz był nudny, jak flaki z olejem. Jedyne co mogło zainteresować przeciętnego widza, to gustowne koszulki piłkarzy Polonii Warszawa (naprawdę są lepsze, niż oficjalne!). Gdy wydawało się, że mecz zakończy się „kapitalnym” 0:0 coś niezwykłego wydarzyło się na placu gry. Nie wiem, czy na trybunach pojawił się David Copperfield, ale oblicze meczu zmieniło się nie do poznania. Akcja po której bramkę strzeliła Lechia mogłaby służyć za wzór dla piłkarzy FC Barcelony przed rewanżowym spotkaniem z AC Milan. Cud, miód, malina i orzeszki! Polonia także odpowiedziała świetną akcją i mecz, który wydawało się, że należy szybko zapomnieć, przy wieczornej butelce Finlandii, zakończył się remisem 1:1, po naprawdę imponujących ostatnich 10 minutach gry.

SOBOTA – dla Waldka Soboty

Sobota rozpoczęła się od mocnego uderzenia w wykonaniu Podbeskidzia Bielsko-Biała. Nie wiem, kiedy ostatnio Tomek Hajto tak często sięgał po fajkę, jak podczas tego spotkania, ale przegrywając z przedostatnią ligową drużyną 0:4, można zajarać się na śmierć. Robert Demjan udowodnił, że napastnikiem gorszym niż Jeleń na pewno nie jest, a i Błażej Telichowski pokazał, że w ofensywie radzi sobie nie gorzej, niż w defensywie. Można za coś pochwalić Jagę? No można – za nowego piłkarza – Koreańczyka Kima. Jedyny na placu gry w barwach Jagiellonii, który próbował zmienić obraz meczu.

W drugim sobotnim spotkaniu, o zwycięstwie Śląska nad Widzewem, zadecydowała bramka Waldemara Soboty. Mecz rozgrywano w ciężkich warunkach atmosferycznych, które i tak nie miały raczej wpływu na formę Cristiana Omara Diaza. Facet, który miał być siłą napędową Śląska Wrocław w rundzie wiosennej (kto wie, może jeszcze będzie?) zagrał KA-TA-STRO-FA-LNIE! Nie wiem, czy Argentyńczyk myślał, że gra w tenisa, biega na nartach, rzuca oszczepem, lub uprawia inną indywidualną dyscyplinę sportu, ale współpracy z drużyną trzeba uczyć go od podstaw. Kiedy dostaje piłkę, widzi tylko bramkę. O partnerach z zespołu nie pamięta w ogóle. Jasne, gdyby strzelał w sezonie 15-20 bramek, pewnie można byłoby mu to wybaczyć, ale on na dziś ma ich (uwaga!) dwie. Gdyby chociaż trochę grał zespołowo, to pewnie na jego koncie w tym sezonie, widniałoby okrągłe „zero”. Być może kibice Śląska będą teraz mówić – „I co z tego. Ważne są trzy punkty". Oczywiście, że ważne.

Szybka kontra: Odliczanie rozpoczęte

Korona. Strącić jej w sobotę nie potrafiła nawet Legia Warszawa, o której już krążą opowieści, że to polskie „FC Hoolywood”. Brzmi to trochę jak lekki żart, patrząc na to co w sobotę na boisku pokazywał chociażby Bartosz Bereszyński, ale w porządku. Dajmy im czas. Piłkarze Korony pokazali gościom co można zdziałać w naszej lidze, wykazując w trakcie spotkania przynajmniej odrobinę waleczności. Maciej Korzym zostawił płuca na boisku, a Tadas Kijanskas pokazał, że ma jaja i po błędzie, który popełnił przy bramce na 2:2 dla Legii, postanowił odkupić swoje winy i strzelić zwycięską bramkę. Dodać także trzeba, że wyłączył zupełnie z gry Ljuboję, któremu pozostało tylko stosować swój znak firmowy, a więc wymachiwanie rękami w stronę sędziego, liniowych, trybun, masażystów, pana Zdzicha z ochrony i Bóg wie jeszcze kogo. Zimny prysznic piłkarzom Legii bez wątpienia się przyda i dobrze, że przydarzył się już na samym początku rundy wiosennej, a nie na samym końcu, kiedy będą decydować się losy mistrzostwa Polski (a doświadczenie w tym zakresie piłkarze Legii już mają).

NIEDZIELA – bez Niedzielana

W niedzielę zagrano w Bełchatowie. Przyjechała Wisła, przyjechał Jacek Zieliński, przyjechał Jacek Magiera, przyjechał Michał Listkiewicz… Przyjechali, postali, popatrzyli i pojechali. Jeżeli ktoś z was, zastanawiał się w jaki sposób można zmarnować przeszło półtorej godziny swojego życia, oglądając mecz GKS-u Bełchatów z Wisłą, znalazł już odpowiedź. Chyba nikt do końca nie wiedział co działo się na boisku. A w Wiśle do tego stopnia, że trener Tomasz Kulawik pochwalił za waleczność zawodników… GKS-u Katowice. A, że niektórym piłkarzom może nie tyle, że nie umieją, ale że nie chce się grać, cytat z Benjamina Franklina: „Lenistwo idzie tak wolno, że nędza je dogania…”.

Dobrze, że do akcji wkroczyli piłkarze Lecha Poznań. To co zrobili z Ruchem w Chorzowie, to była istna demolka. Hamalainen i Teodorczyk dali Lechowi to, czego brakowało poznaniakom jesienią – jakość. Marcin Baszczyński zagrał najgorszy mecz od czasów juniora, a Andrzej Niedzielan, któremu ubył groźny konkurent w postaci Arka Piecha, nie powąchał nawet murawy. Po spotkaniu, „Niebiescy” mają już tylko 6 pkt. przewagi nad Podbeskidziem Bielsko Biała. Sprawa spadku z ligi, wciąż jest otwarta, a jeżeli w Chorzowie, rywali mają straszyć Jankowski, Chwastek, czy Sultes, to nie wygląda to za dobrze. Dziewiątą bramkę w sezonie strzelił Ślusarski. To się nam chłop rozstrzelał. Jak tak dalej pójdzie to wyląduje w Borussii, albo w jakimś Hamburgu. A mówiąc już tak całkiem poważnie, to przy obecnej linii pomocy jaka jest w Lechu, kto wie czy nie włączy się on na dobre w walkę o koronę króla strzelców. A wcale nie jest na straconej pozycji. To by był dopiero numer! I pomyśleć, że gdyby wykorzystał te wszystkie stuprocentowe sytuacje, które miał w poprzedniej rundzie, dziś mógłby mieć na swoim koncie jakieś 15 trafień, a Lech kilku punktową przewagę nad Legią. Walka o tytuł dopiero się rozpoczyna.

PONIEDZIAŁEK – bo nie lubię poniedziałku

Nie lubię poniedziałku. Ostatni ligowy mecz w kolejce, a zarazem pierwszy dzień długiego tygodnia. W lidze zagrali dla nas piłkarze Górnika Zabrze i Piasta Gliwice. Zabrzanie potwierdzili swoją świetną dyspozycję z jesieni. Na niewiele pozwolili w tym meczu gościom z Gliwic, a Tomasz Zahorski, gdyby tylko lepiej ustawił swój celownik, mógł w tym spotkaniu skompletować ze dwa hat-tricki (Ślusarskiemu wyrósł groźny konkurent). Dodatkowo, na jego nieszczęście, w bramce Piasta stał Dariusz Trela. To co wyczyniał między słupkami, przerosło ludzkie pojęcie. Jeżeli martwimy się ty, że nie mamy kogo wystawić w bramce w meczach z Ukrainą i San Marino, to Trela powinien pozbawić nas tego bólu głowy (a działa lepiej niż Apap i Ibuprom razem wzięte). Zaryzykuje stwierdzenie, że od dłuższego czasu jest jednym z najlepszych bramkarzy w naszej lidze, o ile nie najlepszym. Jeżeli Słowik dostaje powołanie na reprezentację, a nie otrzymuje go Trela, to coś jest „nie halo”. Być może na Śląsku, Fornalik ogląda w akcji tylko piłkarzy Ruchu?

Ligowa kolejka była naprawdę udana. O ile nie będą przytrafiały nam się takie spotkania jak to „niedzielne struganie Pinokia” w wykonaniu graczy Bełchatowa i Wisły, to możemy być świadkami całkiem ciekawej rundy wiosennej. I mimo że kilku piłkarzy z naszej ligi odeszło, to widać, że nie byli oni ludźmi nie do zastąpienia. Hamalainen za Meliksona? Umarł król, niech żyje król!

Twitter


Polecamy