menu

Śląsk - Sevilla LIVE! Nadzieja umiera ostatnia

29 sierpnia 2013, 08:52 | Maciek Jakubski

Tydzień temu Śląsk Wrocław był przez godzinę równorzędnym przeciwnikiem dla Sevilli. Mimo to poległ 1:4, co oznacza, że tylko cud może dać wrocławianom awans do rozgrywek grupowych Ligi Europy. Tym bardziej, że zagrają bez zawieszonych za kartki Dudu, Stevanovicia i Paixao. Całkiem możliwe, że są to większe straty, niż te cztery bramki z Andaluzji.

Podobno nadzieja umiera ostatnia. Ciężko jednak mieć nadzieję, gdy zawieszonych jest trzech piłkarzy, którzy mają wielki wpływ na grę wrocławian w tym sezonie. Dudu jest chyba najlepszym lewym obrońcą w Śląsku, odkąd sięgamy pamięcią. Szybki, przebojowy, z potężnym uderzeniem i świetnymi dośrodkowaniami. Przy pozostałych bocznych obrońcach jest jak pociąg Pendolino, a technicznie to jeden z lepszych piłkarzy w składzie. Wyśmiewany do niedawna Stevanović, dziś gra prawie na tym samym poziomie, co Marcin Kowalczyk pod koniec zeszłego sezonu. Wreszcie Paixao. Napastnik, który wykorzystuje co drugą czy trzecią sytuację, ale i tak imponuje skutecznością i walecznością, czego brakowało wrocławskim atakującym od czasów Kudyby czy Basowa.

Dudu zastąpi ktoś z dwójki Pawelec - Spahić. Obaj są o kilka klas gorsi od niego. Zagra najpewniej ten pierwszy, a wtedy w środku wystąpi Gavish. Pawelec jest wolniejszy od Spahicia, ale waleczniejszy i lepszy w defensywie. W pomocy wyboru nie ma. Stevanovicia zastąpi Hołota, bo innej opcji trener Levy nie posiada. To jednak niewielki kłopot w porównaniu do formacji ataku. Na tę chwilę Paixao to jedyny sensowny napastnik w Śląsku. Pewnie zastąpi go Plaku, ale wiemy już, że jest to skrzydłowy, a nie napastnik i ma wielkie problemy z trafieniem w bramkę. Po drugie w takim przypadku, zamiast Plaku na skrzydle zagra Patejuk, a to oznacza duże osłabienie na skrzydle. Oczywiście istnieje też cień szansy, że trener Levy wystawi z przodu Więzika, ale to nie jest najlepszy pomysł. Mógłby zaryzykować z młodziutkim Przybylskim, ale ten zagrał w środę w meczach rezerw. Strzelając zresztą hattricka. A może Śląsk wyjdzie bez napastnika, tak jak to było w rewanżowym meczu Pucharu Polski?

Czy to już koniec kłopotów? Nie, ponieważ wszystko wskazuje, że w czwartkowy wieczór po raz ostatni w zielonej koszulce wybiegnie Waldemar Sobota. Skrzydłowy lada dzień powinien zostać nowym zawodnikiem Schalke lub Brugge. Dlatego we Wrocławiu trzeba liczyć na cud. Czy może się on wydarzyć? Wierzących jest raczej mało, choć na mecz przyjdzie komplet publiczności. Po raz trzeci w historii występów Śląska na Stadionie Miejskim i po raz pierwszy w europejskich pucharach. Jeszcze miesiąc temu narzekano we Wrocławiu, że nawet tak utytułowany przeciwnik jak Brugge nie jest w stanie zapełnić stadionu chociażby w połowie, ale wystarczyły dwa kapitalne pojedynki z Belgami oraz nazwa Sevilla, by bilety skończyły się na kilka dni przed meczem. Wypełniony stadion na pewno doda skrzydeł wrocławianom, którzy będą walczyć do końca o zwycięstwo, bo przecież nie o awans.

Hiszpanie przylecieli do Wrocławia wyluzowani i pewni siebie, chociaż w lidze wybitnie im nie idzie i pomimo tego, że tydzień wcześniej po 45 minutach mogli się czuć gorsi od wrocławian. Dziś czują się uczestnikami fazy grupowej, choć zabraknie w ich składzie kolejnego obrońcy. Uraz kostki wyeliminował bowiem Fede Fazio. Trener Emery zapowiada, że nie ma zamiaru nikogo oszczędzać i do boju ze Śląskiem pośle wszystkie swoje gwiazdy, na czele z Rakiticiem i Marinem. Wszystko zatem wskazuje, że we Wrocławiu kibice obejrzą ciekawy, otwarty mecz z dużą ilością sytuacji podbramkowych i być może kilkoma golami. Obie drużyny mają przecież dokładnie te same wady i zalety: dobrze grają z przodu, słabiej z tyłu. Tylko Hiszpanie mają lepszych zawodników.

Czytaj więcej o meczu Śląsk - Sevilla:


Polecamy