Śląsk - Cracovia. Wymówki się skończyły
W sobotę o godz. 18 Śląsk Wrocław podejmie Cracovię w meczu 13. kolejki LOTTO Ekstraklasy. Wrocławianie liczą na pierwszy w tym sezonie komplet punktów przed własną publicznością.
fot. FOT. Paweł Relikowski
Sześć meczów u siebie, zero zwycięstw, trzy remisy i trzy porażki - używając terminologii bokserskiej - takim rekordem legitymuje się obecnie Śląsk. Podopieczni Mariusza Rumaka są jedynym zespołem, który w tym sezonie nie ma na koncie ani jednego zwycięstwa na swoim stadionie. Wymówki się skończyły. Jeśli ,,wojskowi” nie zaczną inkasować kompletów oczek na Stadionie Wrocław, to zimą przy Oporowskiej może być bardzo gorąco.
- Na początku sezonu graliśmy we Wrocławiu z drużynami, które aspirują do tytułu mistrza Polski, więc były to teoretycznie trudniejsze spotkania. Później, po przerwie reprezentacyjnej, coś się złamało i pojawił się problem, bo przegrywaliśmy z rywalami, z którymi byliśmy w stanie wygrać. Mam nadzieję, że to się teraz obróci - mówił na piątkowej konferencji prasowej Rumak.
- Nasz najbliższy rywal to jeden z najlepiej grających zespołów w piłkę. Analizując jego grę zauważamy, że w środku pola gra nawet 5-6 piłkarzami. Będziemy musieli mieć się na baczności, żeby utrzymać kontrolę w środkowej strefie - dodał.
Trudno się z nim nie zgodzić. Co prawda Cracovia zgromadziła tylko o dwa punkty więcej niż Śląsk, ale jej gra robi dużo większe wrażenie. Mózgiem drużyny jest były piłkarz WKS-u Mateusz Cetnarski, który wraz z wychowankiem KGHM Zagłębia Lubin Damianem Dąbrowskim, Marcinem Budzińskim i Bośniakiem Miroslavem Covilo dzielą i rządzą w środku pola. Jak zatem zapobiec dominacji ,,Pasów”?
- Kluczowe będzie wypełnianie zadań taktycznych. Podobnie było w meczu z Koroną Kielce (Śląsk wygrał 2:1 - przyp. red.), gdy uczulałem moich piłkarzy, by utrzymali rys taktyczny do ostatnich minut - stwierdził szkoleniowiec WKS-u.
Co ważne, Rumak może liczyć na wszystkich swoich podopiecznych. Nikt nie narzeka na urazy, ani nie pauzuje za kartki. Względem meczu z Koroną zmieni się zatem to, że do dyspozycji znów będzie Mariusz Pawelec (w Kielcach nie mógł zagrać, bo wcześniej zobaczył czwarte w sezonie ,,żółtko”). O miejsce w składzie nie będzie mu łatwo, bo pod jego nieobecność dobrze wypadł strzelec jednego z goli z Koroną - Kamil Dankowski.
- Kamil zagrał dwa świetne spotkania i wywalczył sobie miejsce w składzie. Niezmiernie się cieszę, że 20-letni zawodnik z regionu gra w Śląsku - chwali swojego podopiecznego Rumak.
Czytaj także:
Zmarł Ryszard Urbanek - były trener piłkarskiego Śląska
Dankowski zdobył pierwszego gola w LOTTO Ekstraklasie po precyzyjnym uderzeniu z rzutu wolnego. To że potrafi skutecznie egzekwować stałe fragmenty wiadomo już od dawna (dwa lata temu strzelił kapitalną bramkę z wolnego Holendrom w meczu kadr U-19- przyp. red.), ale dopiero teraz dostał szansę, by strzelać w pierwszym zespole. Na tę chwilę hierarchia wśród wykonawców stałych fragmentów prezentuje się tak, że kiedy piłka jest blisko pola karnego, to do strzelania wyznaczeni są Ryota Morioka i Alvarinho, a gdy odległość od bramki jest większa, to szczęścia próbuje ,,Danek”.
Stałe fragmenty to element, na który w sobotę obie drużyny będą musiały zwrócić szczególną uwagę. Odkąd drużynę przejął Rumak piłkarze WKS-u kilkukrotnie już zaskakiwali defensywy rywali niekonwencjonalnymi rozwiązaniami, natomiast Cracovia ma... Miroslava Covilo, czyli człowieka, o którym ekspert nc+ Kazimierz Węgrzyn (były piłkarz Cracovii – red.) powiedział kiedyś, że najprawdopodobniej jest jednym z najlepiej grających głową piłkarzy na świece. Oczywiście był to żart, ale statystyki Bośniak ma imponujące – zdecydowaną większość z 33 goli w karierze (a jest defensywnym pomocnikiem!) zdobył właśnie po strzałach głową.
Faworytem sobotniego pojedynku są krakowianie, ale Śląsk nie stoi na straconej pozycji. Trener i sami piłkarze zapewniają, że przełamanie złej passy w Kielcach dodało im pewności siebie i że teraz będzie już tylko lepiej. Oby, bo z taką grą, jaką pokazali w poniedziałek, o punkty z Cracovią może być ciężko, a nikt w klubie nie chciałby, żeby wrocławianom dłużej przypominano, że są jedynym zespołem w lidze, który jeszcze nie wygrał przed własną publicznością.