menu

Saganowski: Sprawa utrzymania będzie się rozstrzygać do ostatniej kolejki

28 kwietnia 2012, 21:29 | Marcin Szczepański

- Na pewno przed meczem bylibyśmy zadowoleni z tego remisu. Teraz można również powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni, ponieważ jeszcze jesteśmy w grze - powiedział po meczu z Ruchem napastnik ŁKS Łódź, Marek Saganowski.

Mogliście dzisiaj wygrać, jednak remisując bardzo skomplikowaliście sobie drogę do utrzymania.
Trzeba pamiętać, z kim my jeszcze gramy (GKS Bełchatów, Jagiellonia - dop. red.), a z kim gra Lechia (Legia, Ruch - red.). Myślę, że w pierwszej połowie zaskoczyliśmy wszystkich, wygrywaliśmy 2:1, a później Ruch już zrobił swoje i od 60. minuty już nas przytłoczył, podcięło nas trochę i kwestią czasu było, aż padnie wyrównująca bramka.

Przed meczem wiedzieliście, jaki był rezultat spotkania Widzewa z Lechią. Jakie były reakcje w zespole?
Przede wszystkim przyszedł już taki czas, że musimy patrzeć na siebie. Wszystko jest w naszych nogach. Nie ma co liczyć na pomoc czy na inne wyniki. My musimy jeszcze zdobyć sześć punktów w dwóch pozostałych meczach. Jeśli nam się to uda to będziemy blisko utrzymania. Jest już za późno, by oglądać się na inne zespoły.

Z wyniku jesteście zadowoleni? Ruch co prawda szybko zdobył bramkę, ale później Wy prowadziliście.
Przed meczem myślę, że większość skazywała nas na porażkę. Tym bardziej, że w 20 sekundzie znowu tracimy głupią bramkę, znowu gonimy. Okazuje się, że w przerwie schodzimy z wynikiem dla nas bardzo korzystnym, ale mecz trwa 90 minut, które trzeba wybiegać. Na pewno przed meczem bylibyśmy zadowoleni z tego remisu. Teraz można również powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni, ponieważ jeszcze jesteśmy w grze.

Maciej Iwański powiedział po meczu, że na razie się nie wypowiada na temat spadku, bo nie spadniecie. Pan też ma taką pewność?
Ja myślę, że pokazujemy na boisku na ile nas stać, żeby się utrzymać. Po meczu Widzewa z Lechią (0:1 - red.) moglibyśmy dzisiaj spuścić głowy, wyjść na mecz z Ruchem i dostać jedną, potem drugą i trzecią bramkę i wracalibyśmy dzisiaj jako klub pierwszoligowy. Mamy jeszcze szanse, więc myślę, że do meczu z Jagiellonią w ostatniej kolejce sprawa utrzymania będzie się jeszcze rozstrzygać.

Grał Pan kiedyś w takim meczu, w którym na trybunach zasiadały głównie dzieci (na stadionie Ruchu wpuszczonych zostało dziś tylko 199 wychowanków domów dziecka - red.)?
Nie grałem, ale dzisiaj było bardzo miło. Może nam to pomogło.

Lepszy taki doping niż wulgarne stadionowe przyśpiewki?
Niektórzy powinni się uczyć od dzieci. Na pewno dopingują szczerze. Chciałbym doczekać takiego czasu, że mógłbym przyjechać ze swoimi synami do Chorzowa czy do Warszawy w szaliku ŁKS i sobie spokojnie usiąść na trybunach, tak jak to widziałem na zachodzie.

Ruch i ŁKS podzieliły się punktami. Łodzianie jedną nogą w 1. lidze