Pogoń lepsza od Lechii. Machado dostanie wypowiedzenie?
W Gdańsku Pogoń Szczecin wygrała z Lechią 1:0. Gola na wagę trzech punktów strzelił niezawodny Marcin Robak, dla którego było to czwarte trafienie w sezonie. Kto wie czy przez niego pracy w Lechii nie straci trener Joaquim Machado.
Jeżeli dla Machado był to mecz ostatniej szansy, to może już pakować walizki. Ultimatum stawiano mu przed spotkaniem z Zawiszą Bydgoszcz (2:0) i GKS-em Bełchatów (1:1). Dwa razy ratowały go wyniki, nie gra. Dzisiaj nie było ani jednego, ani drugiego. Machado przegrał z kretesem. Jego projekt na tę drużynę się nie sprawdził. Przeciwko Pogoni poległ jako taktyk i trener od motywacji. Dokonał dziwnych ruchów personalnych: najlepszy strzelec Stojan Vranjes, po raz pierwszy od kiedy gra w Lechii, zaczął na ławce, Makuszewski biegał po lewym skrzydle, choć operuje prawą nogą.
Pierwsza połowa była wyrównana – to znaczy obie drużyny grały przeciętnie, bez fajerwerków. Tempo długimi fragmentami było trzecioligowe, ilość składnych akcji niewielka. Lechia raptem dwa razy przedarła się przez szyki obronne gości. W obu przypadkach zabrakło odrobiny szczęścia i wyrachowania. Najpierw zbyt lekko uderzył Maciej Makuszewski, później uderzenie Piotra Wiśniewskiego wyczuł Radosław Janukiewicz.
Gra Pogoni też nie porywała, niemniej to właśnie szczecinianie wyszli przed przerwą na prowadzenie. Do tego potrzebowali jednego zrywu. W 38 minucie przemknęli prawą stroną. Maksymilian Rogalski podał do Marcina Robaka, a ten z nieco ostrzejszego kąta niż zazwyczaj wpakował piłkę do siatki. Król strzelców poprzedniego sezonu kopnął na siłę, ale zanim to zrobił, to spojrzał jeszcze jak ustawiony jest bramkarz, Dariusz Trela.
W drugiej części nie zmienił się ani obraz, ani wynik. Lechia i Pogoń stworzyły sobie po dwie sytuacje. U pierwszych szans nie wykorzystał Antonio Colak, u drugich – Dominik Kun i Maciej Dąbrowski. „Portowcy” dowieźli zwycięstwo do ostatniego gwizdka. To ich pierwsza wygrana od 2 kolejki, gdy na własnym terenie pokonali zespół Śląska Wrocław 4:1.