Piotr Polczak, były piłkarz Cracovii: Trochę dziwnie gra mi się z VAR-em
Piotr Polczak, były piłkarz Cracovii, występuje teraz w Zagłębiu Sosnowiec. W niedzielę zagra przeciwko "Pasom".
fot. Karolina Misztal
- W niedzielę zmierzycie się z dobrze Panu znaną Cracovią. To nie będzie pierwszy Pana występ przeciwko „Pasom”.
- Tak, ten pierwszy był dość dawno, bo w 2005 r., kiedy byłem zawodnikiem GKS-u Katowice. Przegraliśmy wówczas w Krakowie 0:2.
- W 2017 r. odszedł Pan do Astry Giurgiu. Z Cracovią kończyła się Panu umowa, ale czy nie było chęci jej przedłużenia ze strony klubu?
- Takie były postanowienia, klub obrał inną taktykę, nie było o czym rozmawiać. Trudno mówić o żalu, to za duże słowo. Jak pracuje się długi czas w jednym klubie to dobrze się go wspomina, nie jest to więc żal, ale delikatne rozczarowanie… Coś się skończyło, ale sentyment do Cracovii mi pozostał. Tego się nie da wymazać. Przeżyłem dobre chwile i gorsze, ale staram się pamiętać te lepsze, choćby 4. miejsce w ekstraklasie za trenera Stefana Majewskiego.
- Sytuacja obu zespołów jest dość trudna, to będzie starcie na dole tabeli, o „sześć punktów”. Obie drużyny tracą wiele bramek, to nie powinien więc być mecz na 0:0.
- Sytuacja nie jest korzystna. Zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy. Koncentrujemy się na swojej grze, na tym, co trzeba poprawić. Każdy zresztą ma swoje problemy. Przyglądam się ekstraklasie.
- To musi Pan być zaskoczony, że Cracovia po takim zaciągu zawodników tak fatalnie się prezentuje.
- Tak. Przed sezonem nie powiedziałbym, że 30 września spotka się mój były klub z obecnym, okupujące ostatnie miejsca w tabeli. To jest piłka, nie da się tego przewidzieć.
- W Rumunii spędził Pan tylko sezon, dlaczego tak krótko?
- Kontrakt był dwuletni, ale podjąłem decyzję o powrocie. Dużo czynników miało na nią wpływ, ale nie chcę ich ujawniać. Grałem regularnie, to nie była na pewno przyczyna. Klub walczył o czołowe lokaty, w końcu zajęliśmy 5. miejsce.
- Nie miał Pan obaw, by wiązać się z beniaminkiem?
- Nie można się bać, trzeba podejmować wyzwania. Chwili zawahania nie miałem. Mogliśmy mieć kilka punktów więcej, ale tabela jest spłaszczona Wierzę w drużynę i trenera.
- Ostatnio strzelił Pan bramkę, ale pewnie się Pan nie ucieszył?
- Tak, bo te z przegranych meczów nic dają, nie ma więc satysfakcji. Cieszy mnie natomiast fakt, że zdrowie mi dopisuje i mogę występować w ekstraklasie.
- W czwartek Zagłębie ma mecz w ramach Pucharu Polski w Grudziądzu, czy to może mieć wpływ, bo będziecie mieli o dzień krócej na odpoczynek od Cracovii?
- Może to mieć mały wpływ, ale minimalny. Nie ma co szukać usprawiedliwień, wiem, że będziemy w stu procentach przygotowani na niedzielę.
- Nie było Pana przez sezon w ekstraklasie. Coś Pana zaskoczyło po powrocie?
- Nowinką jest dla mnie przede wszystkim VAR, bo wcześniej nie miałem możliwości grania przy nim. Jest dziwnie, bo jak gra się ponad 10 lat w piłkę i tego nie było, to trzeba się nagle przystosować. Na pewno jest więcej sprawiedliwości. Ale jak dawniej były sędziowskie pomyłki, tak teraz też są, do końca ich VAR nie wyeliminuje. Dyktuje się więcej rzutów karnych.
- Nie jest tak, że VAR zabił spontaniczność – np. piłkarz po strzelonej bramce nie wie, czy się cieszyć, czy nie, bo wszystko weryfikuje VAR?
- Jest zakłamanie rzeczywistości, drużyna się cieszy, a potem gol jest nieuznany. Trzeba się uzbroić w cierpliwość.
- Wracając do meczu, w niedzielę przyjeżdża inna Cracovia, niż ta, w której Pan grał.
- Tak, choć kilku kolegów jeszcze zostało. Utrzymuję kontakty z „Budzikiem”, Damianem Dąbrowskim, Mateuszem Wdowiakiem. Nie będzie sentymentów, choć kibicuję Cracovii. Po meczu z nami niech wygrywa.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Wisła Kraków. Paweł M. musi rozstać się z klubem
Żużel. Oto finalistki konkursu na Miss Startu w ekstralidze
Artur Szpilka kontra Mariusz Wach 10 listopada w Gliwicach!
Unia Tarnów. Tak było w lepszych czasach [ZDJĘCIA]