Piłkarski kryminał w wykonaniu Legii [KOMENTARZ]
Żeby napisać rzeczową analizę musiałem kilka rzeczy spokojnie przemyśleć. Siadanie do klawiatury tuż po zakończonym meczu z GKS Bełchatów nie miałoby sensu, bo zabrakłoby merytorycznych argumentów, a dominowałyby „żółć”. Delikatnie jednak nie będzie, bo bronić nie ma czego.
Wokół meczu Legia - GKS Bełchatów: "Żyleta" nie obudziła Wojskowych
W sobotni wieczór na Łazienkowskiej 3 Legia podejmowała ostatni w tabeli GKS Bełchatów. OSTATNI. Ze średnią 0,47 pkt. na mecz i 10. strzelonymi bramkami w 17. spotkaniach. W GKS-ie nie gra dziś 15. mniej lub bardziej istotnych zawodników z jesieni, a doszło aż 11. nowych z klubów I-ligowych, Młodej Ekstraklasy czy w ogóle pozostających bez zatrudnienia jak Patryk Rachwał, choć akurat do niego nie można się przyczepić, bo serducho na boisku zostawia zawsze. „Prawie” jak Legioniści.
BŁĘDY PERSONALNE
Jan Urban to fachowiec, trener z klasą, pomysłem i wiedzą. Trudno wytykać mu błędy, ale trudno również udawać, że wszystko w meczu z GKS-em zagrało jak trzeba. Władimir Dwaliszwili ustawiony został przez szkoleniowca na skrzydle. Dlaczego? Może dlatego, żeby szatnia była szczęśliwa, bo Gruzin jest w Polsce, mimo wszystko, jakąś tam gwiazdą. Może dlatego, że z kimś ta Legia ofensywnie grać musi, a z kim nie ryzykować jak nie z „czerwoną latarnią” ligi? Nie wypaliło to jednak wcale i nie ma co tego ukrywać. Dwaliszwili zupełnie nie radził sobie na skrzydle – ani w ofensywie ani tym bardziej w defensywie.
11. minuta – Mateusz Mak z dziecinną łatwością obiega na prawym skrzydle dwóch Legionistów i wykłada piłkę nadbiegającemu na 6. metr Wacławczykowi. Pierwszy do skrzydłowego GKS-u doskoczył Dwaliszwili, ale dał się minąć „na raz” i… stanął. Tak po prostu, już do samego końca akcji STAŁ. W 44. minucie znów we znaki dał się Mak, ale tym razem Brzyski został sam jak palec przeciwko dwójce rywali, bo na obieg ruszył jeszcze Basta.
W pozostałych sytuacjach Dwaliszwili zazwyczaj człapał po boisku, nie pilnował rywali do końca i notorycznie gubił krycie. W ofensywie był zupełnie bezproduktywny i to właściwie wszystko, co można o jego występie powiedzieć, bo pod bramką GKS-u nie zrobił naprawdę niczego pożytecznego. Straty i przegrane dryblingi były jego znakiem rozpoznawczym w ten sobotni wieczór.
Bok pomocy to nie jest pozycja dla Dwaliszwilego i wszyscy o tym wiedzieli. Tzn. prawie wszyscy. W Polonii „Wlado” na skrzydle grał bardzo rzadko, a jak już się tam pojawiał, to nie rozegrał ani jednego przyzwoitego meczu. ZERO. Nie jego pozycja i tyle. Poza tym, Dwaliszwilego oceniać będę za ok. miesiąc, bo ten zawodnik nie przepracował praktycznie wcale okresu przygotowawczego, połowę zimy przesiedział w Gruzji, a dziś jest wolny i strasznie ociężały.
ZBYT ODWAŻNE DEKLARACJE
Przed spotkaniem z GKS-em trener Jan Urban powiedział tak: - Jeśli „Ljubo” będzie do dyspozycji to na pewno będzie grał. Danijelowi zawdzięczamy zbyt wiele, by przy jakimś drobnym problemie z niego rezygnować. Owszem, „Sagan” i „Lado” zdobyli bramki, ale czy to powód, aby Ljubo usiadł na ławce? Nie sądzę. Danijel jest najlepszym piłkarzem naszej ligi i dopóki będzie grał na odpowiednim poziomie to nie musi się martwić o miejsce w składzie, o pozycję w drużynie.
Ljuboja to dla mnie najlepszy zawodnik w lidze, nie mam co do tego wątpliwości, bo piłkarsko przerasta ją przynajmniej o klasę. Tylko czy piłkarz powinien mieć świadomość, że grać będzie zawsze gdy tylko będzie zdrowy? Nawet taki jak Ljuboja? Niby trener Urban zastrzega, że „dopóki będzie grał na odpowiednim poziomie”, ale zazwyczaj jest tak, że Serb jest trzymany na boisku nawet jak mu nie idzie, bo przecież jednym zagraniem potrafi odmienić losy meczu. I przez to notorycznie zwalniający grę, tracący piłki i słabiutko wykonujące stałe fragmenty gry Danijel zmieniony został dopiero w 83. minucie.
Ljuboja dostaje w Legii wolną rękę, bronić nie musi i nikt tego od niego nie wymaga. Niech oszczędnie gospodaruje siłami, żeby starczyło mu na walkę pod bramką rywala. Nie ma w tym nic złego dopóty, dopóki Serb się z tego należycie wywiązuje. Nie może być, za przeproszeniem, „świętą krową”, która robi co chce i na dodatek z żadną korzyścią dla zespołu. Może dodatkowa premia za bramki i asysty sprawia, że Danijel zagrał tak, a nie inaczej? Nie chce mi się w to wierzyć, ale kto wie? Nie oczekuję od Ljuboji harowania przez 90 minut na całej długości i szerokości boiska. Oczekuję jednak jakości w ofensywie, a nie grania pod publiczkę bez żadnych gratyfikacji dla zespołu.
LEGIA WARSZAWA - serwis specjalny Ekstraklasa.net
BRAK BŁYSKU
Nie do końca wiem, co stało się z Legią. Z tą dynamiką, którą zachwycaliśmy się jesienią. Z tym przyspieszeniem, po którym rywale oglądali ich plecy. Jak Korona na inaugurację sezonu. Jesień jest zupełnie inna. Na pierwszoligową Olimpię wystarczyło podkręcić tempo na 35 minut i było pozamiatane, ale w starciu z ostatnim w tabeli GKS-em Bełchatów okazało się to niewystarczające. Wynik wynikiem, niby idzie w świat, ale za pół roku i tak większość zapomni. W głowie zostanie natomiast fatalne wrażenie pozostawione przez piłkarzy warszawskiej Legii. Dziś podopieczni Jana Urbana sprawiają wrażenie zespołu, który owszem, może biegać przez 90 minut, ale szybkości i błysku nie ma w tym ZA GROSZ. Czy błąd popełniono w przygotowaniach? Czy piłkarze są „zajechani”? Nie wydaje mi się. Za wcześnie, żeby coś takiego stwierdzić. Nie zmienia to jednak faktu, że nie wygląda to tak, jak wyglądać powinno.
Najgorsze jest to, że nie było widać wielkiej różnicy między zespołami. Między liderem tabeli, a niemal pewnym spadkowiczem. Niby Legia miała piłkę, ale co z tego wynikało? Nic. Dośrodkowania słabe (w większości, bo wyjątki jednak były, a Ljuboja po jednym mógł zdobyć bramkę), prostopadłe podania nie zarejestrowane, strzały z dystansu zapomniane, dryblingi nieudane (poza bardzo nielicznymi wyjątkami).
Zawodzi mnie bardzo Dominik Furman, który jest dziś cieniem zawodnika z rundy jesiennej. Wiem, że nie jest już anonimem i rywale inaczej się pod niego ustawiają, ale piłkarz pukający do drzwi reprezentacji Polski nie powinien mieć problemów z przyjęciem piłki czy dokładnym podaniem na 10 metrów. Szkoda kontuzji Vrdoljaka, bo był to jeden z lepszych zawodników Legii w pierwszej połowie, a o Januszu Golu nie chciałbym się nawet wypowiadać. Podobnie zresztą jak o Michale Kucharczyku – niektórzy mówią, że przez 7 minut zrobił więcej dobrego niż Ljuboja i Dwaliszwili przez cały mecz, a dla mnie próba ratowania wyniku Kucharczykiem zakrawa o kpinę i z góry skazana jest na niepowodzenie. A jak strzeli w Bielsku-Białej? Niech strzeli nawet trzy – nie zmieni to faktu, że jak mawia trener Michniewicz, „to nie ten rozmiar kapelusza”.
TRUDNY TYDZIEŃ URBANA
Ciężkie zadanie czeka teraz trenera Urbana z zestawieniem wyjściowej „11” na spotkanie z Podbeskidziem. Pojedynek z GKS-em dał aż nadto dowodów świadczących o tym, że nie ma sensu upychać na siłę w składzie Dwaliszwilego, Saganowskiego i Ljuboji grając jednym napastnikiem. Na Podbeskidzie do składu wraca już Miro Radović, który jako jedyny potrafi na początku rundy prezentować przyzwoity poziom i dla niego miejsce w kadrze znaleźć się po prostu musi. Gdzie? Moim zdaniem na prawym skrzydle, gdzie wymieniałby się pozycjami z ustawionym za plecami Saganowskiego Danijelem Ljuboją. Dwaliszwili powinien usiąść na ławce i być alternatywą na wypadek słabszego dnia „Sagana”.
Napisałem jakieś dwa tygodnie temu, że "wielka Legia rośnie na naszych oczach". I zdania nie zmieniam. Ona wielka jeszcze nie jest, co widać i słychać, ale "rośnie". Napisałem również tak: - Wojskowi nie wygrają wszystkich spotkań, pewnie zgubią punkty z jakimś średniakiem, ale koniec końców mistrzostwo, po 7. latach posuchy, wróci na Łazienkowską.
I w tym miejscu zdania również nie zmieniam, choć przyznaję - nie spodziewałem się, że cierpliwość kibiców Legii zostanie wystawiona od początku na tak wielką próbę.