Robak dla Ekstraklasa.net: Obiecałem Maćkowi, że go pokonam
O hucznym powrocie na Aleję Piłsudskiego, prowokującej obietnicy względem starego kumpla i sytuacji w Piaście Gliwice - mówi w rozmowie z Ekstraklasa.net Marcin Robak.
fot. paweł łacheta
Żałujesz jeszcze, że twój powrót do Widzewa nie doszedł do skutku?
Żałuję, ale czasu się nie cofnie. Skupiam się na Piaście. Po Widzewie zostają mi już tylko wspomnienia. Dwa i pół roku przemiłych wspomnień związanych z kibicami, klubem. Dużo się wydarzyło. Dwa razy awansowałem, strzelałem bramki. To były wspaniałe momenty. Chętnie do nich wracam.
Na Widzew zawitałeś, tyle że w koszulce Piasta. Zdobyłeś bramkę na wagę remisu. Do tego owacje ze strony kibiców, których byłeś ulubieńcem. Wymarzony powrót na Aleję Piłsudskiego?
Spodziewałem się gorącego przywitania kibiców. Jestem bardzo wdzięczny za to i dziękuję. Miło, że o mnie nie zapomnieli, pomimo, że grałem w przeciwnej drużynie. Cieszę się przede wszystkim z bramki.
Teraz mówisz, że się cieszysz, ale na murawie nie okazywałeś radości...
(śmiech) Jestem z Widzewem bardzo mocno związany, czuję sentyment do tego miejsca. W takich wypadkach zawodnicy nie manifestują zadowolenia ze zdobycia bramki. Taka też była moja decyzja. Nie oznacza to jednak, że bramka mnie nie cieszy. Choć wróciłem na stare śmieci - miejsce dla mnie bardzo ważne i szczególne - to chciałem tutaj zwyciężyć. Wyszedł z tego remis, ale bramka i tak zadowala.
Z Maciejem Mielcarzem znacie się jak łyse konie. Dzielony pokój na zgrupowaniach, mieszkania w tym samym bloku, kumple z szatni. A teraz nagle po dwóch stronach barykady. Rozmawiałeś z Maćkiem przed meczem?
Jasne, że rozmawiałem. Bardzo często się kontaktujemy. Obiecałem mu, że strzelę mu bramkę i słowa dotrzymałem. (śmiech)
Twoje widzewskie doświadczenie i znajomość z Maciejem Mielcarzem odegrały jakąś rolę przy ustalaniu wyjściowego składu? Zagrałeś po raz pierwszy od początku spotkania. W poprzednich meczach wchodziłeś z ławki, ustępując miejsca Tomasowi Docekalowi.
Czy ja wiem? Trener wyciągnął wnioski po ostatniej porażce z Lechem. Nie tylko ja wskoczyłem do składu. Trudno się dziwić tym zmianom. Trener miał prawo być niezadowolony po tak druzgocącej klęsce.
Spodziewasz się teraz częstszych obecności w podstawowym składzie?
Wróciłem do Polski, żeby grać w piłkę. Będę robił wszystko, aby grać i spełniać oczekiwania trenera. Skupiam się na swojej osobie, trenuję ciężko, w każdym meczu mam zamiar coś udowadniać.
Widzew znał wasze atuty, ale nie odrobił zadania domowego, co zresztą pokazał przy twojej bramce.
Wiele zależało tutaj przede wszystkim od dobrze bitych stałych fragmentów, dokładnych dośrodkowań. Ta sztuka udała nam się - zagrażaliśmy Widzewowi w ten sposób. Po kornerze, dobrze wyskoczyłem do główki i strzeliłem bramkę.
Wspomniałeś, że przyjechałeś zwyciężyć. Tymczasem mecz skończył się remisem. Jesteś zadowolony z wyniku?
Jak się przegrywa 0-1 to trzeba myśleć najpierw o remisie, a potem o zwycięstwie. Nam się udało nie przegrać, aczkolwiek dążyliśmy do zwycięstwa. Biorąc jednak pod uwagę, że stadion Widzewa to bardzo ciężki teren, remis nie jest złym rezultatem.
Sprawiedliwym?
Chyba tak. Potencjał obu drużyn jest podobny. Zarówno my jak Widzew mieliśmy swoje sytuacje. Przy większym spokoju, rozegraniu można było pokusić się o zwycięską bramkę.
Trauma po klęsce z Lechem ciągle siedzi wam w głowach?
Staramy się wyciągnąć z tej porażki jak najwięcej wniosków. Za łatwo oddaliśmy wtedy trzy punkty. Mogliśmy więcej dać się we znaki, żeby Lech po prostu odczuł, że gra naprawdę na wyjeździe, a nie u siebie.
Wciąż macie szansę na grę w europejskich pucharach.
Nie zawracamy sobie tym głowy. Dla nas liczy się każdy kolejny mecz, to chyba najlepsze podejście. Nic nie obiecujemy, nie pompujemy balonika, który potem może pęknąć i nagle będzie wielkie rozczarowanie. To ostatni mecz pokaże, na którym miejscu Piast zakończy bieżący sezon.
Rozmawiał w Łodzi Daniel Kawczyński/ Ekstraklasa.net
Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.