menu

Peszko i Krasić nie zbawili Lechii. Bez goli z Koroną w Gdańsku (RELACJA, ZDJĘCIA)

11 września 2015, 19:49 | Jacek Czaplewski

Jedynie połowicznie udał się debiut trenerski Thomasa von Heesena w Lechii Gdańsk. Jego drużyna co prawda nie przegrała, ale i nie wygrała. Na własnym boisku bezbramkowo zremisowała z Koroną Kielce.

Lechia Gdańsk - Korona Kielce
fot. KAROLINA MISZTAL/POLSKA PRESS
Lechia Gdańsk - Korona Kielce
fot. KAROLINA MISZTAL/POLSKA PRESS
Lechia Gdańsk - Korona Kielce
fot. KAROLINA MISZTAL/POLSKA PRESS
Lechia Gdańsk - Korona Kielce
fot. KAROLINA MISZTAL/POLSKA PRESS
Lechia Gdańsk - Korona Kielce
fot. KAROLINA MISZTAL/POLSKA PRESS
Lechia Gdańsk - Korona Kielce
fot. KAROLINA MISZTAL/POLSKA PRESS
1 / 6

Thomas von Heesen nieźle namieszał w składzie Lechii. Od początku postawił na trzech zupełnie nowych zawodników (Neven Marković, Aleksandar Kovacević, Sławomir Peszko), jednocześnie wysyłając na ławkę najlepszego strzelca (Lukas Haraslin), a na trybuny trzech piłkarzy, którzy byli ważni dla poprzedniego szkoleniowca, Jerzego Brzęczka (Jakub Wawrzyniak, Bruno Nazario, Sebastian Mila). Gdyby porównać tę jedenastkę do tej, która wybiegła na ostatni mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała (1:1), to trzeba by było odnotować aż sześć zmian. Wielka terapia szokowa poprzez rotację? Najwyraźniej. O jakiej skali piszemy to niech zaświadczy fakt, że opaskę kapitana otrzymał Maciej Makuszewski, który nigdy wcześniej do tej roli nawet nie aspirował.

Lechia w pierwszej połowie może i miała inicjatywę, ale nie zrobiła z niej wielkiego użytku. Raz, jeden raz, zerwał się Michał Mak. Przemknął środkiem, zagrał na jeden kontakt z Grzegorzem Kuświkiem i kiedy ten oddał mu piłkę, to kopnął w słupek. A przecież sytuacja była wyborna. Dwaj stoperzy Korony odpuścili krycie, więc bramka została w całości odkryta. Wystarczyło precyzyjnie uderzyć, czego Mak jednak nie uczynił. Wcześniej okazje zmarnowali też Sławomir Peszko, Maciej Makuszewski oraz Grzegorz Kuświk. A Korona? Cóż, przez pierwsze 45 minut była jeszcze myślami w szatni, bo nie oddała ani jednego celnego strzału. Więcej – nie przeprowadziła żadnej interesującej akcji.

W drugiej połowie było jeszcze gorzej. Do nicnierobienia dołączyła bowiem Lechia. Dlaczego – zapytacie. Otóż nie było w niej chyba nikogo, kto byłby w stanie poderwać 11 tys. publiczność z krzesełek. Peszko? Dwie przebieżki i nic poza tym. Mak? Problemy z przyjęciem. Makuszewski? Problemy z dryblingiem (później kontuzja). Kuświk? Problemy z przyjęciem i dryblingiem. To może wyczekiwany Milos Krasić, który chwilę temu jeszcze błyszczał w Juventusie Turyn i Spartaku Moskwa? Nie, nie i jeszcze raz nie. Mecz z każdą minutą był coraz trudniejszy do przełknięcia. Coś jak ciepła wódka. Pierwsze zmrożone kieliszki łaskotają gardło. Kolejne, kiedy wódka dostaje temperatury, już wystawiają gardło na próbę cierpliwości. Tak było dzisiaj właśnie z Lechią. Na początku jakoś rokowała, potem po prostu zaczęła męczyć.

Nudny był to mecz: jeden słupek i w zasadzie nic poza tym. Wiele ma więc w Lechii do zrobienia von Heesen. Przede wszystkim musi zgrać tę grupę. Bez stabilizacji nie będzie oczekiwanych wyników. Bez odpowiednio dobranej taktyki - również.

Koronę punkt najpewniej urządza. Nie gra o takie wysokie cele, jakie założyla sobie Lechia - chce po prostu się utrzymać i zawalczyć chociaż o ósemkę.