menu

Oceny Lechii za mecz z Lechem. Gonitwa godna 24 tys. widowni. Szkoda, że spóźniona

24 maja 2015, 23:26 | jac

Lechii Gdańsk zabrakło minut i wyrachowania. Lechowi Poznań, czyli pretendentowi do tytułu mistrzowskiego, pokazała, że wcale nie musi być od niego gorsza: w doliczonym czasie gry zdobyła przecież kontaktową bramkę i była blisko wyrównania. Oto jak oceniliśmy biało-zielonych za to spotkanie.

Lechia Gdańsk - Lech Poznań
Lechia Gdańsk - Lech Poznań
fot. KAROLINA MISZTAL/POLSKA PRESS

Łukasz Budziłek (5) – Trzeci mecz z rzędu w wyjściowym składzie. Goli nie zawalił, to partnerzy z pola popełnili błędy. Z drugiej strony poza dwiema, góra trzema udanymi interwencjami nie za bardzo wiemy, za co mielibyśmy go pochwalić,

Grzegorz Wojtkowiak (5) – Najlepszy spośród wszystkich obrońców Lechii. Znakomicie powstrzymał w drugiej połowie Dawida Kownackiego, który wychodził sam na sam z bramkarzem. Szło mu, Wojtkowiakowi, także z innymi rywalami.

Rafał Janicki (4) – Niestety zawalił drugą bramkę. I to w sposób bardzo dziwny, na pewno niewynikający ze słabości sportowej, raczej natury komunikacyjnej. Dostałby wyższą ocenę, gdyby nie zdarzył się ten jeden moment zawahania.

Gerson (6) – Przed zmianą stron czyścił niemal wszystko (w pamięci zapadła szczególnie jego interwencja, gdy do strzału składał się Zaur Sadajew). W drugiej części radził sobie nieco gorzej, ale i tak zasłużył na solidną notę.

Rudinilson (4) – Dziwne, że w tak ważnym momencie trener Jerzy Brzęczek zdecydował się na zawodnika nieogranego, niedoświadczonego w meczach o stawkę, który zaraz i tak pewnie wróci stamtąd, skąd przyszedł. Dzisiaj Rudinilson to była tykająca bomba. Wystarczy choćby prześledzić pierwszą bramkę dla Lecha.

Maciej Makuszewski (6) – Napsuł lechitom krwi. Umykał, kiwał, dośrodkowywał… W drugiej połowie zasłużył na gola. Jego strzał był mocny, szedł niemal w okienku, lecz z ziemi wyrósł niesamowity Jasmin Burić.

Ariel Borysiuk (6) – Solidny mecz. Jakoś specjalnie nie odstawał od przeciwników; stoczył przecież wiele równych pojedynków. Zabrakło jednak tego „czegoś”, co sprawia, że zostaje się wyróżnionym z tłumu.

Stojan Vranjes (6) – Pierwszą połowę miał przeciętną, ale w drugiej już harował: w przeciągu kwadransa oddał dwa strzały i raz o centymetry minął się z dograną ze skrzydła piłką. Z kolei w samej końcówce pewnie wykorzystał jedenastkę po zagraniu ręką przez Dariusza Formellę.

Sebastian Mila (4) – Z Górnikiem Zabrze grał pierwsze skrzypce. Dzisiaj natomiast pozostał w cieniu pomocników z Poznania. Poza jedną próbą rzutu wolnego, zresztą dość lekką i przewidywalną, nie przypominamy sobie jakiejś akcji, po której mógłby coś przesądzić.

Bruno Nazario (4) – Jeden raz zagroził Lechowi, gdy w pierwszej połowie zakończył rajd celnym strzałem zza szesnastki. Potem szło już mu słabiej. W końcówce zmienił go Piotr Wiśniewski.

Kevin Friesenbichler (4) – Wyszedł kosztem Antonio Colaka. Grał do 70 minuty i w tym czasie tylko raz stanął przed szansą na strzelenie gola. To trochę mało, za mało – tym bardziej jeśli przychodzi mierzyć się z Lechem.


Weszli z ławki:

Piotr Grzelczak
(6 – Ożywił grę. Po jednym z jego dośrodkowań powinna paść bramka.
Antonio Colak i Piotr Wiśniewski grali zbyt krótko, by ich ocenić.


Polecamy