Oceniamy lechistów za mecz z Pogonią: „Big Maki” i przełamanie Czeczena
Lechia Gdańsk golami Macieja Makuszewskiego i Zaura Sadajewa sponiewierała piątą w tabeli Pogoń Szczecin. To pierwsze zwycięstwo biało-zielonych w fazie finałowej. Sprawdź jak oceniliśmy ich za to spotkanie.
Mateusz Bąk (7) – Pewnie obronił wszystkie strzały, dzięki czemu po raz dziesiąty w sezonie zachował czyste konto. Na szczególne słowa uznania zasługują jego interwencje po próbach Macieja Dąbrowskiego i Marcina Robaka.
Deleu (5) – Odnosimy wrażenie, że jeszcze nie czuje piłki w taki sposób, w jaki by sobie tego życzył. Ze szczecinianami większych błędów nie popełnił, ale jeśli chce dostać ofertę nowego kontraktu, to musi błysnąć golem, asystą, lub jeżdżeniem od jednego pola karnego do drugiego.
Paweł Dawidowicz (5) – Nie rzucał się zbytnio w oczy, choć od początku do końca grał na stoperze. Miał trochę kłopotów z wyprowadzeniem piłki, natomiast przyzwoicie szło mu w odbiorze.
Krzysztof Bąk (bez oceny) – To nie jest jego sezon. Poprzedni trener Michał Probierz na niego w ogóle nie stawiał, z kolei kiedy Ricardo Moniz już po niego sięgnął, to jak na złość złapał kontuzję. Bąk biegał po murawie w Szczecinie tylko przez 18 minut. Zmienił go Jarosław Bieniuk.
Nikola Leković (6) – Solidny występ. Nie przypominamy sobie, żeby którykolwiek z piłkarzy Pogoni zrobił cokolwiek pożytecznego na stronie, po której biegał Serb. Ten facet ma papiery na lewą obronę. Cztery lata Lechia szukała takiego człowieka. A może nawet pięć. Albo sześć.
Maciej Makuszewski (8) – Piłkarz spotkania. Strzelił bowiem trzeciego gola i zanotował trzecią asystę w lidze. O tym jak świetnie mu szło niech zaświadczy akcja na 2:0, w której przepchnął zdecydowanie wyższego i silniejszego od siebie Macieja Dąbrowskiego. Wyglądało to mniej więcej tak, jak legendarny pojedynek Philippa Lahma z Janem Kollerem. Pamiętacie?
Marcin Pietrowski (6) – Nieźle wypadł ostatnio na prawej obronie, a teraz nieźle idzie mu w środku pola. Z Pogonią zanotował kilka czystych przechwytów, po których biało-zieloni wyprowadzali groźne akcje.
Stojan Vranjes (6) – Fajnie regulował tempo gry. Niektórzy mogliby mu zarzucić, że czasami spowalniał akcje, ale taktycy pewnie byliby innego zdania, twierdząc że dzięki temu połykał czas, tak niepożądany przy dwubramkowym prowadzeniu.
Piotr Wiśniewski (6) – Wrócił do pierwszego składu i od razu wpłynął na wynik. Asysta przy pierwszym trafieniu była jego siódmą w sezonie. Żaden inny lechista nie legitymuje się tak imponującym dorobkiem kluczowych podań.
Piotr Grzelczak (6) – Pracował aż miło. Kopał z prawej nogi, z lewej, po ziemi i z prostego podbicia. Nawet dobrze dorzucał piłki, lecz dziwnym trafem mecz zakończył bez gola i asysty.
Zaur Sadajew (6) – Zdobył pierwszą bramkę dla Lechii. Ocenę dostałby wyższą, gdyby wykorzystał inne okazje. Dziś równie dobrze mógł zakończyć mecz nawet z hat-trickiem. I jednym zawalonym golem. W drugiej połowie przegrał ważną główkę z Maciejem Dąbrowskim we własnym polu karnym. Lechię i Sadajewa uratował wtedy Mateusz Bąk.
Weszli z ławki:
Jarosław Bieniuk (6) – Rozegrał pierwszy mecz od marca. Dał zdecydowanie dobrą zmianę, bo wygrywał na ziemi i powietrzu. Raz tylko dał się przechytrzyć Marcinowi Robakowi. Gol jednak nie padł. Padł za to gol dla Lechii, kiedy Bieniuk długim podaniem uruchomił Makuszewskiego.
Przemysław Frankowski grał zbyt krótko, by go ocenić.
LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net