Niespodzianka w Lizbonie. Pogromcy Legii ograli milionerów
Sporting Lizbona niespodziewanie wygrał u siebie z Manchesterem City (1:0) w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Europy. Jedynego gola w tym spotkaniu zdobył Xandao.
Manchester City w tym roku grę w Lidze Europejskiej traktuje już całkiem poważnie, bo jeszcze przed rokiem ekipa „The Citizens” grała w tych rozgrywkach, bo musiała. Roberto Mancini oczywiście dokonał kilku zmian w wyjściowej jedenastce w porównaniu z ostatnim spotkaniem ligowym, bo jak ma się tak szeroką kadrę można sobie pozwolić na takie roszady. Szkoleniowiec Sportingu Lizbona Ricardo Sa Pinto nie ma tak dużego pola do popisu i po prostu wystawił od pierwszej minuty najlepszą, możliwą jedenastkę. Jak obliczyliśmy w wyjściowych składach obu drużyn byli piłkarze aż trzynastu narodowości. W Sportingu było zaledwie trzech Portugalczyków, a w Manchesterze trzech Anglików.
Do tego meczu obie drużyny przystępowały w różnych nastrojach. Gospodarze w weekend przegrali w lidze portugalskiej z Vitorią Setubal (0:1), a goście wygrali z Boltonem (2:0) i w sześciu ostatnich spotkaniach zanotowali komplet zwycięstw, tracąc tylko jedną bramkę (z pierwszym meczu 1/16 finału Ligi Europy z FC Porto). W pierwszej połowie ogromnej różnicy między obiema drużynami nie było widać. Przewagę mieli oczywiście piłkarze z Manchesteru, którzy grali tak jak lubią – długo utrzymywali się przy piłce, wymieniali dużo podań, rozciągali grę, atakowali zarówno skrzydłami jak i środkiem. I wszystko byłoby super, gdyby nie nadmiar niedokładności w poczynaniach angielskiej drużyny. Dobrze zorganizowani w obronie gracze Sportingu dość łatwo rozbijali ataki City jeszcze przed polem karnym.
Do przerwy Rui Patricio tylko raz musiał porządniej interweniować, intuicyjnie odbijając strzał głową Kolo Toure. Portugalczyk zbladł również w 24. minucie, gdy zablokowane uderzenie Sergio Aguero dobił Gareth Barry, a futbolówką o centymetry minęła bramkę. Podobne emocje przeżywał po drugiej stronie Joe Hart. Bramkarz Manchesteru City w 10 minucie sparował groźny i silny strzał Jao Pereiry, a później porządnie się przestraszył po tym jak z dystansu chciał zaskoczyć go Matias Fernandez. Piłka jednak przeleciała tuż obok słupka. Sporting grał na pewno lepiej niż z Legią Warszawa, licząc głównie na kontrataki. Na szpicy osamotniony był Ricky van Wolfswinkel, a reszta zawodników robiła wszystko, by rywale nie zbliżyli się do ich bramki.
Druga połowa dla gospodarzy nie mogła rozpocząć się lepiej. Matias Fernandez świetnie uderzył z rzutu wolnego, a Hart z trudem odbił piłę przed siebie, gdzie przytomnie zachował się Alexandre Xandao, który strzałem piętą dał Sportingowi prowadzenie. To pierwszy gol Brazylijczyka w barwach portugalskiej drużyny, do której trafił z Sao Paulo w zimowym okienku transferowym.
Stracona bramka nie pobudziła przyjezdnych, którzy wciąż mieli problemy w ataku, mimo ogromnego potencjału ofensywnego. Najgroźniejszy strzał oddał Aleksandar Kolarov, który chybił minimalnie z dystansu. Po nieco ponad godzinie gry przewagę mogli za to powiększyć lizbończycy, tyle że uderzenie van Wolfswinkela świetnie zatrzymał Hart.
Trener Roberto Mancini próbował pobudzić swoich podopiecznych zmianami. Wprowadził na boisko dwójkę ofensywnych piłkarzy – Samira Nasriego i Mario Balotelliego. Ale to niewiele pomogło, bo „The Citizens” wciąż nie mogli złapać swojego rytmu. To nie była gra z polotem do jakiej wszystkich przyzwyczaili.
Manchester City w poprzedniej rundzie LE w dwumeczu z FC Porto cztery z sześciu goli strzelił w ostatnim kwadransie. Ale tym razem nawet na statystyka nie pomogła gościom, którzy mieli swoje okazje. Najpierw po strzale głową Davida Silvy piłka trafiła w poprzeczkę, a potem futbolówkę zmierzającą do bramki po uderzeniu Aguero zatrzymał Xandao.
Sporting dzięki konsekwentnej grze wygrał i do Manchesteru na rewanż pojedzie z zaliczką w postaci jednej bramki. Drugi mecz zostanie rozegrany 15 marca o 21.