Napompowany balon nigdzie nie poleci (KOMENTARZ)
To miało być wydarzenie, które odmieni naszą piłkę nożną. To miał być dzień, w którym Legia Warszawa zapisze się złotymi zgłoskami w historii polskiego futbolu. Miał być... Chcieliśmy wiele, ale z napompowanego balonu pozostało to co zwykle.
17 lat minęło jak jeden dzień - mogliby powiedzieć bardziej doświadczeni kibice i obserwatorzy polskiej piłki nożnej. Tyle rozegranych gier eliminacyjnych nie przyniosło żadnego, pozytywnego rozstrzygnięcia dla zespołów z naszej ligi. Ta teraźniejsza bitwa o elitę europejskiego futbolu jest również przegrana, a bastionem, który starał się podjąć walkę była Legia Warszawa.
Niespełna godzinę przed pierwszym gwizdkiem sędziego Pedro Proency stacja Canal+ pokazywała archiwalny reportaż, który ukazał drogę Legii do Ligi Mistrzów w 1995 roku. Tomasz Wieszczycki, Jacek Bednarz czy Jerzy Podbrożny - to tylko niektóre z nazwisk, które wchodziły w skład ówczesnej kadry Wojskowych ze stolicy. Dziś gra mistrza Polski opiera się na piłkarzach takich jak Jakub Kosecki czy Miroslav Radović... I faktycznie tylko o tych dwóch zawodnikach można mówić w kontekście dwumeczu ze Steauą, używając w miarę pozytywnych przymiotników. Grono to można by powiększyć jeszcze o słowackiego golkipera Dusana Kuciaka.
Co do samego meczu to nikt nie będzie zbytn oryginalny, gdy w swojej charakterystyce spotkania stwierdzi, że Rumuni Legię po prostu zmiażdżyli i to niemal w każdym elemencie. Starannie poukładana gra w obronie oraz umiejętnie wyprowadzane ataki zrobiły swoje i zapewniły podopiecznym Laurențiu Reghecampfa udział w zbliżającej się ogromnymi krokami Lidze Mistrzów. Mylące dla statystyków, którzy za kilka lat będą szukać wyników polskich drużyn w kwalifikacjach do europejskich pucharów, będą wyniki obu spotkań. Nie można mieć wielkich zastrzeżeń do rezultatu z pierwszego pojedynku. 2:2 w rywalizacji na Łazienkowskiej zupełnie nie oddaje tego, co faktycznie działo się na boisku. Tacy zawodnicy jak Cristian Tanase, Nicolae Stanciu czy Alexandru Bourceanu wyglądali przy Bartoszu Bereszyńskim lub Jakubie Wawrzyniaku jak gracze z innego świata, a na pewno innej (wyższej) półki.
Co dalej z Legią? Teoretycznie plan na europejskie areny został w zrealizowany. Klub ze stolicy zagra w fazie grupowej Ligi Europy. To jak na razie jedyny szczebel międzynarodowych zmagań, na który stać drużyny wywodzące się z T-Mobile Ekstraklasy. O szansach i możliwościach Legii w tych rozgrywkach będzie można podyskutować dopiero po piątkowym losowaniu grup.
Nie chcę pytać o nastroje wśród polskich kibiców. Od początku wtorkowego dnia wyczuwalne było narastające z minuty na minutę napięcie. Balon, który po godzinie 22 miał odlecieć w kierunku piłkarskiego nieba pompował się niemiłosiernie... aż pękł. I to dość szybko, bo po zaledwie 9 minutach. Późniejsze próby napełniania powietrzem okazały się jednak nieskuteczne. Na pytanie - "Gdzie jest dziś Legia Warszawa?", otrzymamy jedną odpowiedź - na pewno nie w Lidze Mistrzów.