Moskal: Nie chciałbym być w sobotę w skórze graczy Ruchu Radzionków
- Jak mogę być zadowolony, skoro w pierwszej połowie prowadzimy grę, po przerwie strzelamy gola, a wracamy do Nowego Sacza z jednopunktowym zyskiem? - złości się po meczu z Olimpią Grudziądz trener Sandecji, Robert Moskal.
Po czym, z tajemniczym uśmiechem, dodaje: - Niech pan spojrzy na piłkarzy. Oni aż kipią wściekłością. A to naprawdę budujące. Nie chciałbym być za tydzień w skórze graczy Ruchu Radzionków.
Moskal jest przekonany, że to jego drużynie należało się w sobotę zwycięstwo. - Przyznał to nawet trener gospodarzy, który co prawda dowodził wyższości swych graczy w drugiej połowie, ale czynił to bez przekonania - podkreśla szkoleniowiec biało-czarnych.
Trener narzeka, że jego podopieczni jakoś nie mają szczęścia do pogody. - Tydzień temu graliśmy w piłkę wodną, teraz upał był trudny do wytrzymania.
Na uwagę, że wysoka temperatura nie była sprzymierzeńcem też Olimpii, Moskal replikuje: - No dobrze, ale myśmy jechali do Grudziądza kilkaset kilomertrów i mieliśmy prawo być zmęczeni.
Sam szybko jednak dodaje, że to tanie usprawiedliwienie. - Zapieprzyliśmy sprawę i tyle. Zamiast pójść za ciosem, strzelić drugiego gola i śmiać się ze wszystkiego, daliśmy się zepchnąć do obrony. Zresztą, gdybyśmy chociaż raz trafili w pierwszej połowie, to jestem przekonany, że skontrowalibyśmy rywali także po przerwie - zauważa trener.
Przed sezonem Robert Moskal zastrzegał się, że z dwójką napastników zagra dopiero wówczas, gdy Sandecja będzie pewna ligowego bytu. Tymczasem w Grudziądzu wspólnie na boisko wybiegli Arkadiusz Aleksander i Bartosz Wiśniewski. Do zakończenia rozgrywek pozostało jeszcze kilka spotkań, a Sandecja wciąż musi oglądać się za siebie. - Widziałem Olimpię w kilku jej spotkaniach i pomyślałem sobie, że zagram przeciwko niej z wysoko ustawioną obroną i dwójką graczy na szpicy - tłumaczy trener. - I wariant ten zdał egzamin, chociaż żaden z napastników nie wpisał się na listę strzelców. Ale na boisku raczej sobie w drogę nie wchodzili. Za tydzień nie będę już miał tego dylematu. Arek Aleksander zobaczył w Grudziądzu żółty kartonik, eliminujący go z udziału w zawodach z Ruchem.
Na uwagę, że Sandecja zagrała czwarty mecz bez porażki, ale też raz tylko w tym czasie zwyciężała, szkoleniowiec Sandecji odpowiada: - To prawda, bardziej opłaca się wygrać dwa mecze, niż cztery zremisować, lecz unikanie porażek pozytywnie wpływa na morale zespołu. Właściwie po każdym meczu, no, może z wyjątkiem potyczki z Polonią Bytom, zawodnicy zasługiwali na pochwały. Zostawiali na boiskach serducha, byli piłkarsko lepsi od swych przeciwników. Brakowało im tylko skuteczności.
Moskal podkreśla, że na sześć kończących sezon meczów, aż cztery Sandecja stoczy na własnym terenie. To jej atut, choć dla świętego spokoju możliwie szybko powinna postarać się jeszcze o kilka punktów.