menu

Mistrz kraju wyłoniony w dziwnych okolicznościach? To nie pierwszyzna

8 maja 2012, 08:28 | Hubert Zdankiewicz/Polska The Times

- Zakończyliśmy sezon na drugim miejscu, które jest dla nas takim moralnym mistrzostwem Polski - stwierdził Waldemar Fornalik. Trener Ruchu Chorzów zaznaczał, że chodzi mu o to, w jakich okolicznościach jego zespół wywalczył wicemistrzostwo (mało kto dawał im szanse).

Wisła nie była w stanie choćby zremisować ze Śląskiem u siebie
Wisła nie była w stanie choćby zremisować ze Śląskiem u siebie
fot. Ryszard Kotowski/Ekstraklasa.net

Nie wspomniał ani słowem o tym, co wydarzyło się w Krakowie, gdzie grająca o pietruszkę Wisła przegrała 0:1 ze Śląskiem. Po meczu, który zapamiętamy z powodu gwizdów, jakimi fani Białej Gwiazdy uraczyli w końcówce własnych piłkarzy. Powód? Atakowali, próbując zdobyć wyrównującą bramkę, która pozbawiłaby Śląsk mistrzostwa.

Korupcja? Nie ma na to oczywiście dowodów. Niemniej przyjacielska "przysługa" (fani obu drużyn żyją w zgodzie) budzi niesmak. "Cyrk, nie futbol" - komentują w internecie kibice z innych miast. "Nie pierwszy raz i nie ostatni" - dodają z kolei inni, bo faktycznie - w historii naszej piłki nie brakowało dziwnych lub wręcz ustawionych spotkań decydujących o mistrzostwie.

Najczęściej wspomina się inny mecz w Krakowie. W ostatniej kolejce sezonu 1992/1993. Grająca (znów) o pietruszkę Wisła przegrała 0:6 z Legią Warszawa. Hokejowy wynik to efekt korespondencyjnego pojedynku o mistrzostwo z ŁKS-em (oba zespoły miały tyle samo punktów, więc decydowały bramki). Łodzianie również wysoko wygrali, pokonując u siebie 7:1 zdegradowaną już Olimpię Poznań. Nie dość jednak wysoko, bo ligę wygrała Legia.

Radość w Warszawie nie trwała jednak długo, bo dwa tygodnie później PZPN unieważnił wyniki obu spotkań, a na mistrza "mianowano" Lecha Poznań. Stołeczni kibice do dziś nie mówią o tym zdarzeniu inaczej jak o kradzieży, choć już kilka dni po meczu "Sztandar Młodych" opisał z detalami, jak w przeddzień spotkania Leszek Pisz i Marcin Jałocha (krakus i były piłkarz Wisły) wybrali się na "wycieczkę" do Krakowa. Na publikację gazety powoływał się ówczesny wiceprezes PZPN Ryszard Kulesza, wypowiadając swoje słynne: "Cała Polska widziała".

Kolejny rozdział do tej historii dopisało życie. Sędzią meczu w Krakowie był oskarżony (i skazany) po latach za korupcję Marian Dusza. W Łodzi rozjemcą był za to późniejszy prezes PZPN Michał Listkiewicz. To oczywiście żaden dowód, ale zwolennicy spiskowych teorii mieli kolejny argument...

Trzy lata później Legia straciła mistrzostwo Polski po sensacyjnej porażce na własnym stadionie z Widzewem Łódź (1:2). Po meczu ówczesny bramkarz stołecznej drużyny Maciej Szczęsny (później Widzewa) sugerował na łamach "Życia", że kilku jego kolegów z drużyny nie było zainteresowanych zwycięstwem.

Mniej więcej to samo sugerowali warszawscy kibice całej drużynie pięć lat temu. O tytuł walczyły wówczas do ostatniej kolejki GKS Bełchatów z Zagłębiem Lubin. Ci drudzy, by zapewnić sobie mistrzostwo, musieli wygrać przy Łazienkowskiej. I wygrali 2:1, co przewidział kilka dni wcześniej ówczesny trener GKS-u Orest Lenczyk (stwierdził, że "za długo siedzi w futbolu, by wierzyć w to, że Zagłębie w stolicy nie wygra").

Schodzących do szatni piłkarzy pożegnały gwizdy i wyzwiska. Oberwało się również sędziemu Hubertowi Siejewiczowi, który w ostatnich minutach nie uznał Legii bramki na 2:2 (autorstwa Rogera), a chwilę później wyrzucił z boiska Dicksona Choto. W obu przypadkach miał rację, ale kibice wiedzieli swoje.

Tu również kolejny rozdział dopisała historia. Połowa ówczesnej drużyny Zagłębia została później oskarżona o korupcję. W innej sprawie - chodziło o mecze w sezonach 2003/2004 i 2005/2006. To znów oczywiście żaden dowód...

Wiosną 1986 roku dowodem na korupcję miało być pudełko z butami, które piłkarze Górnika Zabrze przekazali pomocnikowi Legii Andrzejowi Buncolowi. Podobno były w nim pieniądze.

"W rzeczywistości w pudełku od butów były - co za zaskoczenie - buty. Od dawien dawna piłkarze pomagają sobie w zdobywaniu sprzętu do gry, a w tamtych czasach było to wręcz na porządku dziennym" - wspomina po latach Andrzej Iwan (wówczas gwiazda zabrzan) w swojej autobiografii. "Ktoś jednak to pudełko zobaczył i już wiedział swoje..." - dodaje Iwan.

Faktem jest jednak, że wynik mógł zaskoczyć. Wynik 3:0 dla Górnika nijak nie oddawał różnicy pomiędzy drużynami.

Skandalem zakończył się również inny mecz Śląska z Wisłą. W sezonie 1981/1982 wrocławianie musieli wygrać w ostatniej kolejce, by nie dać się wyprzedzić Widzewowi. Wówczas jednak przyjaźni nie było. Piłkarze z Krakowa (co opisał niedawno w biografii Andrzej Iwan) urządzili licytację - kto da więcej, będzie mistrzem...

No i w efekcie Śląsk przegrał u siebie 0:1, marnując w dodatku w 83. minucie rzut karny. Pechowy egzekutor - Tadeusz Pawłowski - do dziś twierdzi, że został oszukany. Bramkarz Wisły rzucił się ponoć nie w ten róg, co pierwotnie ustalono.

Polska The Times


Polecamy