Mila: Szczęście przyniósł mi Tomek Wieszczycki
Dla Sebastiana Mili piątkowy mecz z Wisłą Kraków był szczególny. Po raz pierwszy od blisko czternastu lat założył koszulkę Lechii Gdańsk i jego zespół od razu zapunktował. Gola na wagę trzech punktów strzelił Piotr Grzelczak. Sam Mila również mial okazję. - Było blisko - przyznał nowy kapitan biało-zielonych.
Jak pan się czuje po zwycięskim debiucie?
Fantastycznie! Lepiej tego nie mogłem sobie wyobrazić. Wygraliśmy bardzo ważne spotkanie. Atmosfera była świetna. Nasza gra bardzo przyzwoita.
Lepiej niż w sparingach?
Chyba tak. Adrenalina nam w tym pomogła. Od początku wyglądaliśmy solidnie, choć warunki były trudne. Trener na rozruchu kazał jednak nie myśleć o stanie murawy, tylko skoncentrować się na zadaniach.
Mógł pan strzelić gola. Z wolnego.
Początkowo wyglądało to tak, że piłka leci do bramki. Było blisko. Nie ukrywam, że czułbym się bardzo przyjemnie, gdyby moje nazwisko zawędrowało na listę strzelców. Ale nie ubolewam nad tym, bo i tak wygraliśmy. I to jest dla mnie najważniejsze. Mecz komentował dziś dla telewizji mój kolega z Dyskoboli Tomek Wieszczycki. Napisałem mu przed pierwszym gwizdkiem, że swoją obecnością może przynieść mi szczęście. I tak się rzeczywiście stało. Chyba zaproszę go na sobotni pojedynek z Zawiszą Bydgoszcz (śmiech).
Jak w ogóle ocenia pan swój występ?
Pozostawiam to wam, dziennikarzom. Od siebie powiem tyle, że grało mi się fajnie.
Był na panu rzut karny w pierwszej połowie?
Nie wiem. Wydawało mi się, że dryblingiem wygrałem pozycję. Chwilę potem padłem na murawę.
W Gdańsku notował Jacek Czaplewski / Ekstraklasa.net