menu

Mecz Anglia - Polska: Historia fajna, ale nie ma co się bać biało-czerwonych

14 października 2013, 18:54 | Z Londynu Tomasz Biliński/Polska The Times

Prawdopodobnie jest tylko jedna okazja, by w angielskich mediach brylował Jan Tomaszewski. To historia sprzed 40 lat, którą również w Polsce wspomina się latami i będzie się to robić dalej, bo nie ma szans na to, by na Wembley powstała nowa legenda. Brytyjscy dziennikarze mimo to przestrzegają przed wtorkowym meczem.

Angielska gazeta: "Święty bramkarz Artur jest szalony, ale nie jest klaunem"

O ile dla nas mecz z 1973 roku jest powodem do chwały, dla Anglików to koszmar. Z bólem przypominają szczęśliwy występ bramkarza, który dokonywał cudów albo wyręczali go koledzy. Z chęcią przytaczają słowa wybitnego trenera Briana Clougha, który nazwał Jana Tomaszewskiego (weźmie udział w poniedziałkowej konferencji w Londynie) klaunem. Z frustracją przypominają mistrzostwa świata w 1974 roku w RFN bez udziału ich reprezentacji, za to z trzecim miejscem Polaków.

A takich spotkań, w ostatniej kolejce eliminacji, było więcej, bo jeszcze w 1989 i 1991 roku. Różnica jest tylko taka, że szanse na awans do głównego turnieju mają jedynie Anglicy, bo Polacy swoje ostatecznie pogrzebali w Charkowie, przegrywając z Ukrainą. Anglia gry w barażach jest pewna, by bezpośrednio awansować na mundial w Brazylii musi wygrać. Głównie dlatego że Ukraina zagra z San Marino.

Mimo wszystko na Wyspach mają obawy, że historia sprzed 40 lat może się powtórzyć. Szczególnie że w polskiej bramce stoi Artur Boruc. Wiedzą, co piszą, bo znają go z codziennej gry w Premier League. Gracz Southampton jest jak na razie najlepszym piłkarzem na swojej pozycji. W siedmiu meczach puścił tylko dwa gole. W dużej mierze dzięki niemu zespół zajmuje 4. miejsce w ligowej tabeli. Dziennikarze przypominają nie tylko jego świetne obrony strzałów Stevena Gerrarda ze spotkania z Liverpoolem, ale też przytaczają smaczki z życia prywatnego. Tworząc w ten sposób idealnego kandydata, który znów może zatrzymać Anglię i stać się legendą.

Z takiego myślenia wyrwali się dziennikarze "Guardiana". Uważają, że historia jest fajna, Boruc dobry, ale tak naprawdę nie ma się czego bać. Bo potencjał obecnej reprezentacji Polski w porównaniu z tamtą wypada blado. Zespół Fornalika jest słaby, zajmuje czwarte miejsce w grupie i wyprzedza tylko takie "potęgi" jak Mołdawia oraz San Marino. Tymczasem Anglia zaczyna grać tak, jak powinna od dawna. A wszystko za sprawą Roya Hodgsona.

Kiedy został zatrudniony tuż przed mistrzostwami Europy 2012, niewielu wierzyło, że 66-letni szkoleniowiec utrzyma się na stanowisku dłużej. To miał być wariant tymczasowy. Tak się nie stało, mimo że Euro nie było udane. Hodgson pracował z kadrą dalej i końcówka obecnych eliminacji pokazuje, że warto go było zostawić.

W przychylności mediów pomogła mu wysoka forma Daniela Sturridge'a, Wayne'a Rooneya czy Leightona Bainesa. Oprócz tego Hodgson pokazał, że potrafi nie tylko wyszukać perełkę, ale i wprowadzić ją do składu. Po meczu z Czarnogórą media zwariowały na punkcie Androsa Townsenda, pomocnika Tottenhamu. 22-letni debiutant nie dość, że zagrał od początku spotkania, to strzelił gola, zaliczył asystę i został uznany najlepszym piłkarzem.

Jedynym problemem pozostaje bramkarz. Choć na początku eliminacji nikt sobie nie wyobrażał, by nie był nim Joe Hart. Twierdzono, że nareszcie Anglia ma golkipera na miarę tych największych z przeszłości. Od kilku tygodni trwała jednak debata, kto powinien stanąć między słupkami. Po błędach w lidze i Lidze Mistrzów dzienniki podniosły alarm. Teraz nieco ucichł. Z Czarnogórą nie było źle, a "Daily Mirror" zdecydował się nawet wlać w kibiców nieco wiary w Harta. Przypomina więc… mecze między Manchesterem City a Borussią Dortmund z poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Hart bronił wtedy świetnie, przez co Robert Lewandowski miał się nabawić traumy...

Zgrzytem angielsko-polskim były słowa prowadzącego studio po meczu Anglia - Czarnogóra w telewizji ITV. Adrian Chiles szydził z polskich emigrantów, którzy pracują na Wyspach. Inne media potępiły te słowa, a niektóre zarzuciły mu rasizm.

Polska The Times


Polecamy