Łukasz Mierzejewski (Górnik): Będziemy walczyć o miejsce w górnej ósemce
- Za nami dwa ciężkie sezony, w których biliśmy się o pozostanie w lidze do ostatniej kolejki. Wiemy, ile nerwów to kosztuje i postaramy się o uniknięcie powtórki z rozrywki - mówi prawy obrońca łęczyńskiego klubu, Łukasz Mierzejewski. Po kilku miesiącach nieobecności spowodowanej kontuzją, 34-latek rozegrał w sobotę pierwszy mecz w tym sezonie.
fot. Fot. Lukasz Kaczanowski
Do tej pory Mierzejewski zmagał się z urazem ścięgna Achillesa i w lipcu przeszedł zabieg operacyjny. Wychowanek Trójki Ciechanów wszedł na boisko z ławki rezerwowych w 32. minucie starcia z Wisłą Płock.
Powrót na boisko popularnego "Mierzeja" to dobra informacja dla trenera Andrzeja Rybarskiego, który od początku sezonu miał problemy z obsadą prawej strony bloku defensywnego. Początkowo na tej pozycji grał Paweł Sasin, a gdy został wykluczony za czerwoną kartkę, szansę otrzymał Łukasz Bogusławski. Natomiast od września w kilku kolejnych spotkaniach zagrał Aleksander Komor, który był chwalony za swoje występy. W meczu w Płocku, Komor wypadł jednak słabo i został zmieniony przed przerwą, więc niewykluczone, że w najbliższej kolejce ustąpi miejsca w składzie właśnie Mierzejewskiemu.
Doświadczenie 34-letniego gracza będzie łęcznianom niezwykle przydatne. Przypomnijmy, że ma on w dorobku mistrzostwa Polski z Legią w 2002 roku oraz z Zagłębiem Lubin pięć lat później. Z kolei w 2001 roku zdobył z reprezentacją mistrzostwo Europy do lat 18. Ogółem, wystąpił dotychczas w 223 meczach najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, strzelając w nich 13 bramek. W Górniku jest od wiosny 2014 roku. W zielono-czarnych barwach zanotował do tej pory 64 spotkania, w których zdobył trzy gole. W poprzednich dwóch sezonach był zawodnikiem podstawowego składu.
Dość nieoczekiwanie pojawił się pan na boisku jeszcze w pierwszej połowie meczu w Płocku. Jak ocenia pan swój występ i powrót do gry po długiej przerwie?
Szczerze mówiąc, sam się nie spodziewałem, że aż tak szybko zamelduje się na murawie, ponieważ byłem dopiero pierwszy raz w meczowej osiemnastce w tym sezonie. Ale tak zadecydował trener i zmieniłem Alka Komora jeszcze przed przerwą. Ciężko mi samego siebie oceniać pod względem gry. Najważniejsze, że pierwszy ligowy występ po kontuzji mam za sobą i że wygraliśmy trudne spotkanie z Wisłą.
Po kontuzji nie ma już śladu?
Jest w porządku. Wiadomo, że pojawią się jeszcze jakieś mikrobóle. Coraz lepiej przystosowuje się do ponownego obciążania organizmu w dużym stopniu. Na boisku brakuje mi jeszcze trochę pewności siebie, więc muszę nadrabiać doświadczeniem. Nie czuje się jeszcze fizycznie tak dobrze, jak to było przed urazem. Do pełnej dyspozycji nieco mi brakuje, ale ciężko pracuje nad formą i widzę tego efekty.
Czyli nie czuje się pan jeszcze na siłach by grać co tydzień po 90 minut?
Robię wszystko, by nadgonić braki kondycyjne. W Płocku spędziłem na boisku około godzinę. Czułem się przyzwoicie, choć zawsze po dłuższych urazach początkowa dyspozycja jest swego rodzaju niewiadomą. Miałem już kilka razy takie przypadki i wiem, że ten okres po kontuzji jest ciężki, ale trzeba zacisnąć zęby i ciężko pracować. Przed meczem z Arką Gdynia podczas gry treningowej stłukłem łydkę, co również opóźniło mój powrót do ligowych zmagań.
W trakcie pańskiej rekonwalescencji, konkurencja na prawej stronie obrony Górnika wzrosła za sprawą Aleksandra Komora.
To bardzo dobrze, gdyż rywalizacja wszystkim nam służy. Poziom sportowy się podniesie i cały zespół na tym zyska. Nikt nie ma za darmo miejsca w składzie i każdy musi o nie walczyć.
W tym sezonie oglądał pan większość spotkań Górnika z wysokości trybun. Co jest główną przyczyną tego, że do tej pory zespół wygrał tylko trzy mecze?
W każdym meczu drużyna toczyła wyrównany bój i nie odstawała zdecydowanie od żadnego przeciwnika. By zdobywać więcej punktów, potrzebujemy lepszej skuteczności oraz nieco więcej szczęścia.
Biorąc pod uwagę zmarnowane sytuacje strzeleckie Wisły oraz samobója Seweryna Kiełpina, szczęście uśmiechnęło się do was w Płocku.
Górnikowi brakowało szczęścia w poprzednich kolejkach, więc najwidoczniej tym razem się do nas uśmiechnęło i oddało to, co zabierało nam do tej pory. Gol na 1:2 rzeczywiście był zdobyty w kuriozalnych okolicznościach, ale tak czasem bywa w piłce.
Czy Górnik jest w stanie w tym sezonie zapewnić sobie spokojne utrzymanie i nie będzie musiał o to walczyć do ostatniej kolejki?
Bardzo chcielibyśmy, by tak się stało. Nie możemy jednak nic zagwarantować. Na pewno walka będzie trwała dość długo, a tabela jest spłaszczona punktowo. Dwie, trzy kolejki mogą naprawdę znacząco zmienić jej kształt. Będziemy walczyć o miejsce w górnej ósemce, które gwarantuje znacznie większy spokój. Za nami dwa ciężkie sezony, w których biliśmy się o pozostanie w lidze do ostatniej serii spotkań. Wiemy, ile nerwów to kosztuje i postaramy się o uniknięcie powtórki z rozrywki.
Teraz przed wami mecze z gatunku tych o sześć punktów, bo będziecie grać z sąsiadami w tabeli – Śląskiem Wrocław, Wisłą Kraków i Ruchem Chorzów.
To wymagający rywale. Liga jest tak wyrównana i niewątpliwie nie możemy liczyć na to, że którekolwiek spotkanie będzie dla nas łatwe. Do każdego meczu przygotowujemy się z takim samym zaangażowaniem i wiarą w korzystny rezultat. Trener uczula nas, żeby nie tracić koncentracji w początkowych minutach i zaczynać z wysokiego „C”. By zdobywać punkty w Lotto Ekstraklasie, trzeba grać na najwyższym poziomie. Niestety, zdarza się, że te pierwsze minuty nie są dobre w naszym wykonaniu. Pracujemy nad tym, żeby wyeliminować błędy. To będzie najważniejsze w najbliższych kolejkach.
Kapitan waszego zespołu, Sergiusz Prusak otwarcie przyznaje, że nie był, nie jest i nie będzie zwolennikiem przenosin na Arenę Lublin. Jak Pan się do tego odnosi?
Straciliśmy kibiców, wiec popieram zdanie Sergiusza. To jest kapitan zespołu i w większości spraw mówimy jednym głosem. Szerzej jednak nie chciałbym komentować tej sytuacji.