Liga Mistrzów. Legia wygrała z Astaną, ale nie awansowała. Zryw nastąpił za późno...
Liga Mistrzów. Szkoda, szkoda, WIELKA SZKODA! Nie będzie powtórki z zeszłej edycji. Mimo przewagi w posiadaniu piłki, mimo strzelonego gola Legia Warszawa nie zagra w decydującej IV rundzie eliminacji. Bramka Jakuba Czerwińskiego okazała się niewystarczająca na wyeliminowane FK Astany. Kazachowie przeszli dalej dzięki zwycięstwu 3:1 u siebie. Mistrzom Polski w ramach pocieszenie pozostaje IV runda kwalifikacji do Ligi Europy. Losowanie rywala w piątek.
[przycisk_galeria]
Po pierwszym spotkaniu z Astaną szanse warszawian na awans do rundy play off Ligi Mistrzów wisiały na włosku. Porażka 1:3 w Kazachstanie jak najbardziej nie była wynikiem nie do nadrobienia, ale patrząc na sam przebieg tamtego meczu czy formę warszawian z ubiegłej soboty wydawało się to co najmniej bardzo trudnym zadaniem. Bo choć Legia z Sandecją ostatecznie wygrała dwiema bramkami, to okrutnie się z grającym w dziesiątkę beniaminkiem męczyła. To jak zaprezentowała w lidze nie pozwalało na optymizm przed premierowym środowym gwizdkiem, a mimo to Jacek Magiera oraz jego podopieczni nie mogli się poddać. Jedynie solidną postawą oraz walką po końcowe minuty mogli wynagrodzić kibicom ewentualne odpadnięcie z rozgrywek. A fani jak zwykle przy Łazienkowskiej nie zawiedli. Mimo tego że w środku wakacji Warszawa pustoszeje, na stadionie Legii zjawili się w komplecie. Swoim dopingiem chcieli pomóc piłkarzom dokonać misji praktycznie niemożliwej. Wyjściowy skład nie zaskakiwał. Względem meczu z Sandecją tylko dwie roszady: do wyjściowej jedenastki powrócili Guilherme oraz Thibault Moulin czyli wydaje się zawodnicy, którzy stanowią o sile mistrza Polski.
Mimo że na przedmeczowej konferencji szkoleniowiec Astany zapewniał, że jego drużyna nie byłaby sobą skupiając się jedynie na defensywie, w dużej mierze to właśnie czyniła. Nie ma co się dziwić – pozytywny rezultat z domu sprawiał, że teraz to nie oni, a legioniści musieli się starać. I rzeczywiście, podopiecznym Jacka Magiery nie można odmówić ani chęci ani kolejnych prób natarć. Konsekwentnymi, choć często nieudanymi atakami pokazywali, że doskonale zdają sobie sprawę ze swojej sytuacji. Jedyne co potrafili wywalczyć to jednak stałe fragmenty gry. Ich akurat było sporo i po jednej i po drugiej stronie. Wszystkie do zapomnienia, żadne z dośrodkowań a w konsekwencji strzałów nie mogło zaowocować golem.
Najbliżej otwarcia wyniku był w pierwszej połowie Armando Sadiku. Sprowadzony latem napastnik rozgrywał solidne zawody. Odnajdywał się pod piłką w polu karnym, zmylał przeciwników i to właśnie do niego należały najlepsze próby w tej części spotkania. Szczególnie jednak z nich – uderzenie głowa po dośrodkowaniu Adama Hlouska okazała się poważną próbą umiejętności golkipera kazachskiej drużyny. Ten doskonale sobie z nią poradził i na przerwę oba zespoły schodziły przy wyniku 0-0. Rezultat dla Wojskowych niezbyt korzystny, bo choć gola nie stracili (ani nawet nie mieli ku temu większej okazji), to też nie udało im się zmniejszyć dwubramkowej straty z pierwszego spotkania.
Minuty mijały, szansę legionistów na awans do kolejnej rundy malały. Gospodarze mocno weszli w drugą połowę tego starcia, jednak wciąż nie przynosiło to efektów. Za sprawianie lepszego boiskowego wrażenia punktów nie ma, więc Jacek Magiera musiał zdecydować się na roszady. Na ratunek puścił Kaspra Hamalainena, a chwilę później także Sebastiana Szymańskiego. Obaj zaliczyli dobre wejścia, mocniej porwali kolegów do ofensywy, ale poza rzutami rożnymi nie przynosiło to wymiernego efektu. Również stałe fragmenty gry długo nie należały w wykonaniu Wojskowych do udanych. W końcu jednak się udało. Zintensyfikowane ataki przyniosły efekt i na nieco mniej niż kwadrans przed końcowym gwizdkiem Jakub Czerwiński zdobył upragnionego gola. Idealne dośrodkowanie Szymańskiego z kornera i najlepiej w polu karnym Astany odnalazł się właśnie stoper. Obrońca mógł sobie na to pozwolić, gdyż pod bramką Arkadiusza Malarza niewiele się działo. Nieliczne strzały gości mijały się ze światłem bramki.
Kazachowie nie musieli nic, kolejny zastrzyk motywacji wraz z trafieniem Czerwińskiego poczuli podopieczni Jacka Magiery. Jak najszybciej usiłowali pójść za ciosem, jednak mimo ataków całym zespołem nie osiągnęli sukcesu. I tak mistrz Polski żegna się z eliminacjami Ligi Mistrzów. Czy z tego spotkania można wyciągnąć jakieś pozytywy? Przede wszystkim świetny występ młodego Sebastiana Szymańskiego, który uniósł ciężar spotkania oraz wniósł wiele świeżości do ofensywy. To on asystował przy golu, a jego rajdy prawym skrzydłem czy ruchliwość w polu karnym Astany sprawiała rywalom sporo kłopotu.
Piłkarz meczu: Sebastian Szymański
Atrakcyjność meczu: 5,5/10