menu

Najlepszy napastnik w Krakowie Airam Cabrera: Cracovii się nie docenia? Tym lepiej! [ROZMOWA]

18 kwietnia 2019, 09:56 | Justyna Krupa

- Nie jestem żadnym Pepem Guardiolą. Ale staram się pomóc i wydaje mi się, że mogą na tym skorzystać koledzy i drużyna – mówi najlepszy napastnik w Krakowie w sezonie 2018/19 Hiszpan Airam Cabrera, który dla Cracovii jest kimś więcej, niż tylko najlepszym strzelcem tego sezonu.

Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Airam Cabrera
fot. Andrzej Banas / Polska Press
1 / 22

JEDENASTKA SEZONU złożona z piłkarzy Cracovii i Wisły. Wybraliśmy krakowski dream team sezonu zasadniczego ekstraklasy

- Skończyliście rundę zasadniczą na 4. miejscu w tabeli, co jest świetnym wynikiem, gdy przypomnieć sobie początki tego sezonu w wykonaniu „Pasów”. Wtedy przez osiem kolejek zespół nie wygrał meczu. I to chyba nie przypadek, że Cracovia zaczęła lepiej punktować w momencie, gdy Pan zaczął w niej występować?

- Może i liczby o tym w pewien sposób świadczą. Ale nie chcę sobie przypisywać żadnej ekstra zasługi, bo to była kwestia pracy całej drużyny. Trzeba pamiętać, że ten zespół jest w zasadzie budowany w tym sezonie od nowa. Do tego ja i Janusz Gol dołączyliśmy do drużyny już po starcie sezonu, stosunkowo późno. W zimie też pojawił się np. Sergiu Hanca. To wymagało więc czasu, by wszyscy ci zawodnicy zaczęli grać naprawdę jak drużyna. Myślę, że to właśnie była jedna z przyczyn tego słabszego momentu na początku sezonu. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, jak trzeba grać, by wydobyć to, co najlepsze z każdego z kolegów z boiska. Wzajemne zgranie wraz z wielką pracą, jaką włożył w to trener Michał Probierz - który znalazł sposób gry pozwalający wydobyć z nas to, co najlepsze – spowodowało, że gramy coraz lepiej.

- Nie ma Pan wrażenia, że Cracovia jest nieco niedoceniana w tym ligowym wyścigu? I niewystarczająco dużo się mówi o tym, czego udało się zespołowi dokonać przez te pół roku? Wydaje się, że dopiero wygrana nad Lechią Gdańsk sprawiła, że zwrócono na was baczniejszą uwagę.

- Tym lepiej. Zawsze, gdy wskazują cię jako faworyta, to nakładają również dodatkową presję. Dla nas lepiej pracować po cichu, skromnie. My sami wierzymy w swój potencjał, choć inni niekoniecznie na nas liczą. Ale powinniśmy się koncentrować na codziennej pracy, to jest naszą siłą. Prawdą jest też, że jeszcze brakuje nam sporo do miejsca dającego prawo gry w eliminacjach do europejskich pucharów. No chyba, że Lechia wygra Puchar Polski. Niczego nie możemy jednak wykluczyć i nadal marzymy o wielkich rzeczach. Ale trzeba koncentrować się tylko na kolejnym meczu i zbyt daleko nie wybiegać w przyszłość. Bo jak kierujesz swój wzrok za daleko, to nie widzisz tego, co najważniejsze.

- Mówi Pan, że czasem dobrze jest być niedocenianym. Ale gdy piłkarzem marca w ekstraklasie wybrano Jakuba Błaszczykowskiego z Wisły Kraków, a nie Pana, to dobitnie skomentował Pan to na Twitterze, zastanawiając się, dlaczego 5 strzelonych goli w tym przypadku było warte mniej, niż 3.

- Rozśmieszyło mnie to, to prawda. Osobiście podziwiam Jakuba Błaszczykowskiego, to zawodnik topowy, ale rzeczywiście wydaje mi się, że w tym przypadku to ja zasłużyłem na to wyróżnienie. Niewiele więcej można by było zrobić, by zasłużyć na taką nagrodę. W końcu strzeliłem pięć bramek w czterech meczach. Widocznie różnie się wartościuje statystyki. W czasach gry w Koronie Kielce w okresie od lutego do końca marca zdobyłem swego czasu 9 goli w 7 meczach i też nie zostałem wyróżniony taką nagrodą. Tymczasem dla zawodnika jest ważne, by poczuć, że jego praca jest doceniana. Szczerze powiem, że miałem nadzieję otrzymać to wyróżnienie, bo uważam, że na nie zasłużyłem. Tym razem zadecydowano jednak, że nagroda wędruje do Kuby, więc następnym razem spróbuję strzelić sześć albo siedem tych bramek (śmiech).

[przycisk_galeria]

- Może jeszcze koledzy muszą popracować nad tym, by miał Pan wyższą liczbę asyst. Bo jak dotąd, mógłby Pan na wiosnę stworzyć sobie pokaźną listę alternatywną „asyst niedoszłych”, których nie było, bo koledzy nie okazali się wystarczająco skuteczni.

- Tak, ale właśnie ta lista „mogła by być” a nie jest. A to co się ostatecznie nie wydarzyło, nie jest nic warte. Staram się dawać zespołowi to, co potrafię. Czasem uda się mnie, albo kolegom strzelić z tego bramkę, a czasem nie. To prawda, że taka lista potencjalnych asyst mogłaby być długa, ale nie jestem osobą, która lubi roztrząsać „co by było, gdyby”. Nie chcę na to tracić ani sekundy życia.

- Informacje o Pana dobrej formie dotarły najwyraźniej do mediów w ojczyźnie, skoro ostatnio hiszpańscy dziennikarze przeprowadzali wywiad z Panem tu, w Krakowie.

- Przechodząc do Cracovii chciałem trochę udowodnić samemu sobie, że potrafię nawiązać do tego, czego dokonałem w Koronie, kiedy strzeliłem 16 bramek w 28 meczów. Sam sobie stawiałem to za taki wyznacznik. Chciałem udowodnić, że znów mogę coś takiego osiągnąć. Tak, by potwierdzić, że to nie było przypadkiem. Lubię się pochwalić swoimi golami w mediach społecznościowych, wrzucić filmik ze strzelonymi bramkami. Chcę, by moi bliscy, ludzie z mojego otoczenia byli na bieżąco z tym, co się dzieje u mnie, gdy gram w Krakowie.

- A co z Pana przyszłością? Gdyby to od Pana zależało zostałby Pan na kolejny sezon w Cracovii? Na razie jest Pan tu tylko na wypożyczeniu z hiszpańskiej Extremadury.

- Nie zastanawiam się teraz na tym i nie mówię tego, bo tak wypada. Staram się cieszyć codziennością z drużyną. A co będzie, to będzie. To są sprawy, których nie jestem w stanie kontrolować, więc myślenie o tym byłoby stratą czasu. I na dodatek kosztowało by mnie za dużo siły mentalnej. W prywatnym życiu też nie lubię zastanawiać się nad tym, co by było gdyby. Wolę cieszyć się drogą, niż koncentrować na celu.

- Tym bardziej, że nadal nie wie Pan, w której lidze będzie występowała w przyszłym sezonie Extremadura, z którą ma Pan ważny kontrakt. To chyba nie ułatwia sprawy?

- No właśnie. Oczywiście jestem kibicom bardzo wdzięczny za to, że chcą mnie w Cracovii, za tę akcję twitterową, którą zrobili. To bardzo ważne wiedzieć, że ludzie cię doceniają. A w Cracovii czuję się szanowany, kochany i doceniany. To był też jeden z powodów, dla których wróciłem do ekstraklasy – bo tu ludzie mnie szanują. I na nowo sobie na ten szacunek zapracowałem. Jestem typem gracza, który potrzebuje czuć się ceniony. Wtedy najbardziej cieszę się grą i wchodzę na swój najlepszy poziom.

Naj, naj, naj Cracovii sezonu zasadniczego ekstraklasy piłkarskiej


- Trudno jednak uwierzyć w to, że nie próbuje Pan analizować kwestii swojej zawodowej przyszłości, skoro od tego zależy też Pana życie prywatne. W Polsce mieszka Pan z dala od narzeczonej. To chyba stanowi pewien problem?

- Mam ważny kontrakt z Extremadurą i muszę nastawić się na to, że po sezonie będę musiał stawić się w Hiszpanii. A potem może zdarzyć się wiele rzeczy. Nie będę siedzieć i rozważać: a jeśli Cracovia zdecyduje się zapłacić za mój transfer i zostanę w Polsce? A jeśli Extremadura zdecyduje się pozwolić mi grać tu kolejny sezon na wypożyczeniu? Teraz wszystko zależy od Cracovii i klubu z Hiszpanii.

- Jest Pan w stanie wyobrazić sobie kolejny sezon tutaj bez narzeczonej?

- Narzeczona jest nauczycielką i nie zrezygnuje ze swojej pracy. Cóż, jak mówię - nie lubię gdybać. To część mojej filozofii życiowej – nie lubię dywagować na temat sytuacji, które nie mają miejsca. Czasem, gdy rozmawiam z narzeczoną, ona mówi: postaw się w mojej sytuacji. A ja jej na to: nic z tego, nie będę się stawiać w cudzej sytuacji, bo to nierealistyczne. Dlaczego miałbym to robić? Dlaczego miałbym wyobrażać sobie rzeczy, które w rzeczywistości nie mają miejsca?

- Wróćmy więc do tego „tu i teraz”. Ile meczów ekstraklasy ogląda zwykle Airam Cabrera? Ponoć jest Pan analitykiem-hobbystą.

- Ostatnio rzeczywiście sporo. Interesuję się ekstraklasą, tym, jak grają nasi potencjalni rywale. Bardzo mi się podoba, jak gra Zagłębia Lubin. Wisła zresztą też grała w tym sezonie dobrą piłkę. Inne drużyny to już taka typowa gra ekstraklasowa – grają fazami, nie zawsze mają kontrolę nad spotkaniami. Na przykład w niedawnym meczu Górnika Zabrze z Legią Warszawa zabrzanie byli zdecydowanie lepszym piłkarsko zespołem przez 70 minut spotkania. A jednak to Legia wygrała, dzięki działaniom w ostatnim kwadransie. Ten mecz to była esencja ekstraklasy, można powiedzieć: ekstraklasa w czystej postaci. Tu wszystko może się zdarzyć, w każdym momencie, niezależnie od tego, z kim akurat grasz.

- Wielu komentatorów uważa, że to Pan jest najlepszym piłkarzem wiosny w ekstraklasie. A analityk ekstraklasy Airam Cabrera się z tym zgadza?

- Gdyby spojrzeć na same zdobyte bramki, to chyba tak. Pytanie tylko, czy rzeczywiście przywiązujemy tak dużą wagę do goli, czy jednak bierzemy pod uwagę też inne rzeczy. Ja próbuję się przede wszystkim cieszyć tym, co robię na boisku. Choć gole są oczywiście ważne. Niektórzy mówią nawet, że pewność siebie u zawodnika buduje się właśnie dzięki bramkom. Moim zdaniem pewność siebie daje ci wiedza. A konkretnie – wiedza o tym, jak stawić czoła danej sytuacji na boisku. Jeżeli na przykład w danym meczu mierzę się z obrońcą, o którym wiem, że będzie mnie „ścigał” w każdej strefie boiska, to będę umiał się do tego dostosować. Dzięki wiedzy mam narzędzia do tego, by przezwyciężyć konkretne problemy w trakcie meczu.

- A tę wiedzę pozyskuje Pan właśnie dzięki piłkarskiej inteligencji, z której jest Pan już znany w ekstraklasie. Kto z kolei imponuje piłkarską inteligencją Panu, spośród ligowych kolegów?

- Przede wszystkim - Filip Starzyński z Zagłębia Lubin. Bardzo inteligentny piłkarz, który potrafi się świetnie ustawić na boisku, potrafi znajdować wolne przestrzenie. Wielu nie zwraca na niego należytej uwagi, bo taki szczuplutki i niepozorny. Na pozór nie jest efektowny, nie ma fantazyjnej fryzury. Ale mnie taki typ zawodnika dosłownie zachwyca. Tacy piłkarze potrafią czytać grę. Jednym z najlepszych pomocników ligi jest też Janusz Gol, kawał piłkarza. Jeśli chodzi o zawodników o imponującej piłkarskiej inteligencji, to muszę też wskazać na Kubę Błaszczykowskiego. Wiadomo, wszyscy niby wiedzieli, że jest dobry, bo nazywa się Błaszczykowski. Ale nikt się nie koncentruje na tym, że tak naprawdę 95 procent boiskowych decyzji Błaszczykowskiego to decyzje trafne. A to przecież najtrudniejsza rzecz w futbolu – podejmowanie trafnych decyzji. Dla mnie to gracz, który mając do wyboru dwa rozwiązania boiskowych sytuacji, wybiera tę lepszą. Dlatego właśnie grał na takim poziomie. Często gadamy o tym z Vullnetem Bashą, z którym się przyjaźnię. Mówię mu: ten facet jest niesamowity. Może to już nie jest ten szybki i dynamiczny Błaszczykowski, co kiedyś, ale umiejętność podejmowania dobrych decyzji mu została.

Połączyła ich Cracovia i Legia. Piłkarze i trenerzy, co teraz robią?



- Zdarza się Panu po treningach po prostu pogadać o futbolu, o tych wszystkich Pańskich spostrzeżeniach, z trenerem Michałem Probierzem? Czy on nie jest otwarty na takie pogaduchy?

- Wręcz przeciwnie, trener to uwielbia. Urządzamy sobie takie pogawędki zwłaszcza na zgrupowaniach przedmeczowych, gdy siedzimy w hotelu. Wymieniamy spostrzeżenia nie tylko o ekstraklasie, ale też o lidze hiszpańskiej. Trener pyta o hiszpańskich szkoleniowców, opowiadam o ich stylu pracy. Rekomenduję mu do obejrzenia mecze niektórych drużyn, np. Valencię Marcelino i ich grę w systemie 4-4-2.

- Więc to nie typ trenera, który uzna: co mi tu piłkarz będzie gadał, skoro ja wiem lepiej?

- Skąd, jest zupełnie odwrotnie! Trener Probierz jest otwarty na to, by się rozwijać. To człowiek, który jest chory na futbol, w pozytywnym tego znaczeniu. Ciągle ogląda mecze, filmy dokumentalne, reportaże na tematy futbolowe. Od razu się widzi, że to jego prawdziwa pasja. Probierz to bardzo inteligentny trener.

- W Cracovii ma ten komfort, że pozwolono mu pracować już drugi sezon z rzędu. Tymczasem ostatnio w trakcie „czarnego tygodnia” dla szkoleniowców wyrzucono z pracy w ekstraklasie aż czterech trenerów. Zszokowało to Pana? W Hiszpanii coś takiego byłoby do pomyślenia?

- W Hiszpanii Michał Probierz nie dotrwałby do piątej ligowej kolejki. Tam bowiem w klubach mają naprawdę mało cierpliwości do trenerów. Tutaj z kolei takie kluby, jak Lech czy Legia są potężne. Gdy więc nie widzą wyników, których oczekiwano, zwalniają szkoleniowców. W Hiszpanii takie podejście to codzienność, więc w ogóle mnie to nie zaskakuje. Ja w zeszłym sezonie w Extremadurze miałem czterech trenerów.

- Deklaruje Pan w wywiadach, że Cracovia w najbliższych latach będzie pełniła ważną rolę w polskiej piłce. Pytanie tylko, czemu do tej pory nie udało jej się tego osiągnąć, skoro teoretycznie w tym klubie potencjał ku temu był od dawna – stabilizacja finansowa, cierpliwy prezes itd.?

- Trudno mi oceniać, bo nie było mnie tu wcześniej. Ale może wystarczy rzucić okiem na nasze boisko treningowe? Teraz, gdy ma zostać stworzona nowa klubowa baza sportowa pod Krakowem, w którą zostaną zainwestowane spore pieniądze, to będzie ważny krok do tego, by klub piął się w górę. Jeśli da się szansę cierpliwie pracować trenerowi, jak to dzieje się teraz z trenerem Probierzem, to będzie dobrze. Ale kwestia bazy sportowej jest fundamentalna. Na poziomie ekstraklasy nie można spędzać trzech miesięcy trenując na sztucznej trawie. To jest ważne zwłaszcza dla młodych graczy. Większość młodych zawodników w Polsce musi pracować nad techniką. A jak oni mają to robić na boisku, na którym piłka podskakuje niczym królik? To ważne więc, że ten krok ku rozwojowi został wykonany. Jestem więc przekonany, że za jakiś czas Cracovia będzie odgrywać bardzo istotną rolę w polskiej ekstraklasie.

- Czyli jest Pan fanem teorii trenera Probierza o cierpliwie hodowanej roślince?

- No pewnie! Tym bardziej, że obejrzałem sobie tę słynną konferencję na YouTube, bo Javi Hernandez mi o niej opowiadał. Było to może zabawne, ale tak naprawdę trener miał w pełni rację. W Cracovii jest wiele młodych talentów i klub stara się budować przyszłościowy projekt. Tacy gracze, jak ja czy Janusz Gol, próbujemy dać zespołowi nieco doświadczenia, ale na każdym treningu mamy ponad dziesięciu zawodników poniżej 22 roku życia. Idea jest więc jasna.

Saidi Ntibazonkiza. Gwiazda Cracovii nie gra już w piłkę. A co robi? Zobaczcie! ZDJĘCIA


- W ramach dzielenia się doświadczeniem z kolegami z drużyny, często im Pan ponoć doradza, co mogliby poprawić w swojej grze. Pytanie, jak koledzy na to reagują? Zdarza się, że mówią: Airam, daj mi święty spokój i wsadź sobie te rady… do kieszeni?

- Zdarza się i to jest ich prawo, bo przecież ja nie jestem trenerem i w sumie nie powinienem tego robić. Ale robię to z dobrymi intencjami. Miałem w życiu szczęście do dobrych trenerów i wiele się nauczyłem. A poza tym właśnie lubię obserwować i czytać grę, analizować, dlaczego pewne rzeczy na boisku się dzieją. Staram się doradzać kolegom poprzez pozytywny przekaz. Rzeczywiście zdarza się jednak, zwłaszcza w trakcie meczu, że kolega ma już puls 180, a ja mu przychodzę i truję: słuchaj, zrób to i to. Tak samo zdarza się, że niektórzy koledzy potakują uprzejmie, mówią: tak, Airam, masz rację. A potem kompletnie nic z tym nie robią. Ale ja tylko próbuję pomóc. To nie znaczy, że mam zawsze rację. Nie jestem żadnym Pepem Guardiolą. Ale staram się pomóc i wydaje mi się, że mogą na tym skorzystać koledzy i drużyna. Choć to prawda, że czasem posyłają mnie do wszystkich diabłów. Albo tak jak Javi – on mi często przytakuje, mówi: si, si, si, a potem ignoruje (śmiech). Tak generalnie czuję jednak, że coraz częściej koledzy szanują moje opinie.

- A książki o tematyce futbolowej Pan czyta? Dużo się ich teraz pojawia na rynku.

- Parę przeczytałem, ale nie jestem jakimś wielkim fanem. Przeczytałem pierwszą książkę Pepa Guardioli i pół drugiej na jego temat, czasem jakąś biografię. Ale wiem, że jak teraz za bardzo zacznę pogrążać się w czytaniu takich książek, to za moment się okaże, że bardziej spodoba mi się bycie trenerem, niż piłkarzem. A dopóki kontynuuję karierę zawodniczą, to byłby problem. To mogłoby sprawić, że straciłbym entuzjazm do gry, a tego nie chcę. Zamierzam cieszyć się zawodem piłkarza tak długo, jak to tylko będzie możliwe. A trenerem zawsze zdążę jeszcze zostać.

Janusz Filipiak, prezes Cracovii: Wierzę, że zagramy w pucharach


DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Kibice Wisły pokazali moc!

F1 WAGs. Gorące dziewczyny Formuły 1

Piękniejsze oblicze żużla

Apoloniusz Tajner znów zostanie ojcem

Co Ty wiesz o sporcie? Marzec 2019 [QUIZ]


Lewandowski i Peszko - historia ich przyjaźni


Polecamy