Czarny scenariusz Zagłębia. Miedziowi przegrali w Sofii ze Slavią
Piłkarze Zagłębia Lubin dominowali na boisku w Sofii, ale swojej przewagi nie byli w stanie udokumentować bramką. Co nie udało się Miedziowym, zrobili zawodnicy Slavii Praga, którzy w końcówce strzelili zwycięskiego gola. Za tydzień przed lubinianami trudny rewanż na własnym stadionie.
fot. Fot. Piotr Krzyzanowski/Polska Press Grupa
45 - dokładnie tyle dni minęło od ostatniego gwizdka ostatniego meczu ostatniej kolejki sezonu 2015/2016 w Ekstraklasie. Właśnie wtedy Zagłębie Lubin zwycięstwem z Piastem Gliwice zapewniło sobie najniższy stopień podium, a co za tym idzie bilet do eliminacji Ligi Europy. Ogromny sukces, biorąc pod uwagę, że podopieczni Piotra Stokowca grali w roli beniaminka. Od tamtej pory fani Miedziowych czekali już tylko na jedno - początek walki swoich ulubieńców na europejskich arenach.
Na pierwszy ogień poszła Slavia Sofia. Zarówno kibice jak i zawodnicy nie mogli narzekać - odległość jeszcze znośna, a i Bułgaria wygląda całkiem przyjaźnie. Ładna pogoda, przyzwoity stadion - zapowiadało się sympatyczne spotkanie. Pozostało teraz już tylko zapracować na korzystny rezultat. Zwycięstwo wydawało się być w zasięgu Zagłębia. Slavia to klub o niewielkim budżecie, opierająca się głównie na młodzieży, który sezon 2015/2016 trochę szczęśliwie zakończył na czwartej pozycji. Miejsce w europejskich pucharach zapewnili im bowiem przeciwnicy, którzy będąc w konflikcie z włodarzami swojego klubu jeden z meczów oddali walkowerem. Mimo to, Bułgarzy nie zamierzali bynajmniej łatwo sprzedawać skóry. Bukmacherzy faworytem tego meczu uznawali jednak Zagłębie. Rzeczywiście, lubinianie bardzo solidnie przepracowali okres przygotowawczy, a i w lidze nie raz pokazali, że potrafią grać w piłkę. Jedyną przeszkodą, z którą musieli zmierzyć się Miedziowi był brak głównego reżysera - Filipa Starzyńskiego, który wraz z reprezentacją nadal walczy w Mistrzostwach Europy we Francji. Zamiast niego od pierwszej minuty, Piotr Stokowiec puścił do boju Jana Vlasko.
Od premierowego gwizdka wyraźnie przeważali lubinianie. Sprawiali lepsze wrażenie, kreowali więcej sytuacji i bardzo często zagłębiali się w pole karne rywali. Mario Kirev nie mógł narzekać na nudę. Błyszczał zwłaszcza Krzysztof Piątek, który co i raz szukał szczęścia strzałami. Wciąż brakowało mu jednak celności. Również jego koledzy nie umieli posłać piłkę w światło bramki. Próby Jana Vlasko czy Arkadiusza Woźniaka również spoczywały na niczym. W rezultacie mimo widocznej przewagi, przerwa na uzupełnienie płynów zastała w Sofii rezultat 0:0.
Po krótkiej pauzie, nie zmieniła się postawa podopiecznych Piotra Stokowca. Nadal naciskali i nadal szukali sobie strzeleckich szans. W kolejnych minutach praktycznie zamknęli swoich przeciwników pod ich polem karnym. Na postawę Zagłębia naprawdę nie można było narzekać - zdominowali rywali, wciąż znajdowali się przy piłce. Bułgarom pozwalali jedynie na nieśmiałe kontrataki, które jednak nie mogły zagrozić bramce Martina Polacka. Polski zespół grał naprawdę dobrze. W piłce nożnej nie liczy się jednak wrażenie artystyczne, a ilość goli. A tych w pierwszej połowie brakowało.
W drugą część gry już lepiej weszli Bułgarzy. Nie dali się zamknąć pod własnym polem karnym, a wręcz przeciwnie. Odważnie zaczęli zapuszczać się w okolice bramki bronionej przez Martina Polacka. Skonstruowali sobie kilka okazji, szybkimi podaniami wymijali lubinian, lecz na dobrą sprawę nie zmuszali słowackiego golkipera Miedziowych do poważniejszych interwencji. Tempo gry należało do tych bardziej leniwych, a podopieczni Piotra Stokowca spokojnie prędzej czy później hamowali ofensywne chęci swoich przeciwników. Na tyle skutecznie, że po mniej więcej kwadransie, gospodarze ponownie się cofnęli. Zaowocowało to fantastyczną sytuacją Łukasza Janoszki. Ponownie jednak niewykorzystaną.
Dopingu praktycznie nie było, tempo gry z pewnością nie porywało, a i pod żadną z bramek nie działo się wiele. Piotr Stokowiec nie dał się jednak uśpić. Widząc, że jego podopieczni mogą nie wymęczyć dzisiaj zwycięstwa, zdecydował się na dwie roszady. Do boju puścił Michala Papadopulosa oraz Krzysztofa Janusa. Pierwsz z nich wniósł nieco ruchu w szeregi Zagłębia. Kilkukrotnie popędził skrzydłem, zrobił trochę wiatru pod polem karnym Slavii. Na murawie stadionu w Sofii zrobiło się więc ciekawiej. Cóż z tego, skoro tablica wyników nadal uparcie wskazywała wynik 0:0?
Kibice Zagłębia z utęsknieniem oczekiwali więc zmiany. Ta rzeczywiście nadeszła. Niestety nie taka, jaką by chcieli. W 85. minucie na prowadzenie wyszli bowiem gospodarze. Szybka akcja praktycznie z niczego, po błędzie Aleksandara Todorovskiego i budowana przez cały mecz przewaga Zagłębia spełzła na niczym. Serder Serderov okazał się zbyt szybki dla defensorów Miedziowych, popędził środkiem boiska, by z bliska pokonać Martina Polacka. Tym samym mimo korzystnych wrażeń artystycznych oraz stosunkowo dobrej gry przez większość czasu, podopieczni Piotra Stokowca z Sofii powrócą na tarczy. Długa podróż do domów nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Oby przyniosła przemyślenia oraz analizy, które dadzą efekt w czasie rewanżowego starcia w Lubinie.