Legia zebrała baty od Lechii! O tytule zadecyduje ostatnia kolejka [ZDJĘCIA]

Niemałe oczy zrobili wszyscy ci, którzy przed meczem spojrzeli na wyjściowy skład Legii. Adam Hlousek na środku obrony, Tomasz Brzyski na jej boku, Michał Masłowski jako jeden skrzydłowy, Michail Aleksandrow drugi, Stojan Vranjes na rozegraniu…

Wybory trenera Stanislawa Czerczesowa wyglądały tak, jakby chodziło o demonstrację całej lidze, że tytuł można przypieczętować rezerwami albo ustawiając poniektórych zawodników nie na tych pozycjach, które są dla nich optymalne. Ale doprawdy, akurat na Lechię w takim składzie i z taką taktyką? Czy to aby nie za duże ryzyko? W końcu to gdańska drużyna niedawno przy Łazienkowskiej napsuła krwi - mogła nawet wygrać. Więc jak to walczyć z nią teraz drugim garniturem?

Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania zaczęły się zbierać czarne chmury nad stadionem. Z głośników poleciało zaś AC/DC i niezniszczalny kawałek o autostradzie do piekła. Czy to były zapowiedzi grozy, które miały czekać Legię i jej trenera Czerczesowa? Tego ustalić nie sposób. Natomiast już po paru minutach boiskowy plan Legii począł się komplikować.

Lechia w swoim stylu szła całą pomocą i atakiem, zostawiając na własnej połowie bramkarza i trzech obrońców. W 5 minucie dobrą okazję miał Flavio Paixao, lecz kopnął obok długiego słupka. Po nim strzał oddał Milos Krasić – również niecelny. Były w tych próbach jednak zalążki czegoś większego, czegoś co mogło lada moment nastąpić.

I nastąpiło. W 21 minucie za krótko piłkę wybił Igor Lewczuk. Sławomir Peszko dopadł do niej, huknął bez przyjęcia, a potem zebrał od wszystkich gratulacje. Lechia – Legia 1:0! I to po golu piłkarza, który strzelać raczej nie zwykł, którego powołanie na Euro (jutro ogłoszenie szerokiej kadry) stoi pod wielkim znakiem zapytania. Ależ tym trafieniem Peszko dał Adamowi Nawałce do myślenia.

Lechii bynajmniej nie było mało! Zaraz po zmianie stron wyprowadziła drugi cios. W 50 minucie zza pola karnego sieknął Milos Krasić. Nie było co zbierać. Arkadiusz Malarz bezradnie rozłożył ręce. Czerczesow wściekał się. Ale przypomnijmy – to on wystawił na środku Hlouska, to on namieszał w drugiej linii.

Legia grała okrągłe zero. Gdzieś obok meczu przechodził Kasper Hamalainen. Zupełnie niewidoczny był Nemanja Nikolić. Pomocnicy? Bez ruchu. Na dodatek w 63 minucie drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał stoper Igor Lewczuk. Równocześnie Piast Gliwice w Chorzowie prowadził z Ruchem 1:0 (pod koniec podwyższył na 2:0 i na 3:0).

Powtórzmy: drugi garnitur, czarne chmury, Highway to Hell… I dodajmy: rok 2012, również przedostatnia kolejka, również walcząca o mistrzostwo Legia, przegrywająca jednak w Gdańsku z Lechią 0:1 po golu Jakuba Wilka.

Kibice Legii przez prawie cały mecz śpiewali jedną pieśń: nie poddawaj się, ukochana ma.

Ale Legia to poddała się chyba już w szatni. Zagrała beznadziejnie i zasłużenie przegrała. Dostała nauczkę. Na leżąco i w rezerwowym składzie tytułu przypieczętować nie sposób.

Cóż z Lechią? Udowodniła, że zasługuje na miejsce w pierwszej czwórce i w kwalifikacjach do Ligi Europy. Nie wszystko jednak od niej w tej sprawie zależy. Zagłębie Lubin pewnie pokonało Lecha Poznań, zaś Cracovia choć co prawda przegrała z Pogonią Szczecin, to ciągle ma w ligowej tabeli więcej punktów. Zatem i w tej kwestii zadecyduje ostatnia kolejka Ekstraklasy!

TOP 5 frajersko zaprzepaszczonych tytułów mistrza Polski

Najlepsze piłkarskie newsy - polub nas!