Urban zamieszał w obronie. I bardzo dobrze!
Wielu zaskoczyła wyjściowa „11” Legii na spotkanie z Lechią w Gdańsku. Nikt nie spodziewał się posadzenia na ławce Kuby Wawrzyniaka i ja również byłem tym zdziwiony. Im dłużej jednak się nad tym zastanawiam…

fot. Piotr Jarmułowicz
Ostatni raz Wawrzyniak usiadł na ławce w meczu ligowym 23. października 2011 roku w spotkaniu 11. kolejki poprzedniego sezonu z Widzewem przy Łazienkowskiej (2:0). Od tamtego czasu Legia, z Wawrzyniakiem w składzie, rozegrała 29 spotkań ligowych. W 20. meczach poprzedniego sezonu Wojskowi stracili tylko 8 goli, ale w 9. spotkaniach obecnego – aż 9!
Nie twierdzę oczywiście, że jest to wina głównie Wawrzyniaka. Absolutnie nie. Ale skoro problem z defensywą Legii jest (bo jest i chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości), to coś trzeba było zmienić. Do składu wskoczył więc Kuba Rzeźniczak, co wyszło w niedzielę na dobre, bo zagrał nieźle i miał wielki wkład przy otwierającym wynik meczu trafieniu Radovicia. A Suler? Może cudów nie grał, ale bramki nie zawalił. To Jędrzejczyk z Astizem, a więc etatowi defensorzy, dali się ograć Traore jak dzieci.
Co zyskał Urban robiąc takie zmiany, skoro Legia jak gole traciła, tak straciła w Gdańsku kolejnego? Teoretycznie nic, ale w praktyce bardzo dużo. Przede wszystkim pokazał wszystkim zawodnikom z pierwszego składu, że ma pretensje do gry defensywnej i nikt nie będzie grał za piękne oczy. Urban nie miał problemów z posadzeniem na ławce Wawrzyniaka i Żewłakowa. Legia straciła dwie bramki z beniaminkiem, więc dobrze nie było i coś trener musiał zmienić. Wawrzyniak nie miał konkurencji i może to sprawiło, że podświadomie przestał walczyć. Niedzielne grzanie ławki powinno go mocno otrzeźwić. Wysłał też czytelny sygnał piłkarzom z ławki, m.in. właśnie Rzeźniczakowi, że warto się starać, bo szansa na grę może przyjść w każdej chwili.
LEGIA WARSZAWA - serwis specjalny Ekstraklasa.net









