Szybka kontra: Przejrzyjmy w końcu na oczy!
Święta, święta i po świętach. Co prawda niektórzy podczas padającego z nieba śniegu wybierali się na pasterkę, a nie na rezurekcję, ale magii świąt czy to bożonarodzeniowych, czy też wielkanocnych na pewno nie można podważyć. Podczas świątecznego okresu nie próżnowali piłkarze z całego świata. Nawet nasi wybiegli na ligowe boiska.
O ostatniej ligowej serii spotkań nawet nie wiem, co napisać. Była to jedna z najgorszych ligowych kolejek w Polsce w ostatnich latach (mniej więcej od czasów, kiedy Mojżesz przeprowadzał Egipcjan przez Morze Czerwone). Gdyby nie bramki w końcowych fragmentach meczów pomiędzy Polonią i Legią, a także Zagłębiem i Ruchem, można było spokojnie dopisać określoną ilość punktów poszczególnym drużynom już przed spotkaniem i oszczędzić fanom polskiej piłki męczarni, której byli świadkami podczas tego długiego weekendu. Większość piłkarzy z Ekstraklasy wyglądało na boisku jak ludzie, którym zaszkodziło wielkanocne jajko. Również sędziowie w tej kolejce nie prezentowali zbyt wysokiej formy. Ogólnie rzecz biorąc - wszystko było mizerne. Nawet ilość fanów na trybunach. Przed rundą wiosenną pisałem, że ilość kibiców na stadionach po odejściu największych gwiazd ligi, wiosną drastycznie spadnie. Oczywiście zostałem wyśmiany.
Szybka kontra: Quo vadis Polsko?
Podczas ostatniej ligowej kolejki średnio na stadionie pojawiło się 5 400 fanów! I co? Powiem tylko tyle, że „na mieście” mówi się, że polski kibic jest jak dobry przedsiębiorca. Niby wiele kasy nie ma, ale na mecz zawsze coś znajdzie. Ja bym tego dobrego przedsiębiorcę, zamienił po prostu na… studenta. Bo student w przeciwieństwie do biblijnego króla Salomona, z pustego naleje. I tak jest z kibicami! Tyle tylko, że w ostatnim czasie doszli oni do wniosku, że po co mają płacić 40 zł. za ekstraklasową piłkę, w której ekstraklasowa jest tylko sama nazwa, jak podobne emocje gwarantuje im mecz w B-klasie? I to za free! A samej walki jest zdecydowanie więcej niż podczas derbów Warszawy. Apel do działaczy PZPN-u i spółki Ekstraklasy: może warto jakoś zainterweniować, bo za niedługo okaże się, że na mecze siatkówki będzie przychodziło więcej kibiców niż na piłkę nożną. Byłby już to prawdziwy dramat i powolna śmierć „sportu narodowego”.
Derby dla Legii, „Franek” dogonił legendę – podsumowanie 20. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Zarobki naszych ligowych piłkarzy są za duże? Na pewno nie. One są zdecydowanie za duże! Przyjrzyjmy się rankingowi UEFA. Zdecydowanie przed nami są Czesi. Wyprzedzają nas już nawet Izrael czy Białoruś. Tuż za naszymi plecami znajdują się Chorwaci, a kilka miejsc niżej Węgrzy. Dlaczego wymieniłem te kraje? Ponieważ zarobki piłkarzy w tych państwach są na żenująco niskim poziomie w stosunku do tych oferowanych przez polskie kluby, a sukcesy na arenie europejskiej (jakim dla nas byłby awans do fazy grupowej LM) odnoszą oni, a nie nasze megagwiazdy. Piłkarze w Polsce (oczywiście średniacy, nie mam na myśli „megagwiazd”, ani „ławkowiczów”) zarabiają około 30 - 40 tys zł. miesięcznie. Aby tyle zarobić, przeciętny Kowalski musi pracować cały rok. Polski piłkarz wychodzi w czterech meczach ligowych na boisko i pojawi się średnio 3 godziny w ciągu dnia w klubie i już taką kasę ma. Pytam – za co? Najbardziej "podobała" mi się wypowiedź Jarosława Bieniuka, który oznajmił wszem i wobec: „z punktu widzenia piłkarza mogę powiedzieć, że sytuacja finansowa staje się coraz gorsza, a nie lepsza. Jak wiadomo, wartość pieniądza zmalała, zaś zarobki stoją w miejscu, a czasem nawet spadają”. WTF? Człowieku! Za poziom, który oferujecie kibicom w Polsce, powinniście zarabiać maksymalnie 3 tys. złotych i ani złotówki więcej! „Wartość pieniądza zmalała, a zarobki stoją w miejscu”? Proponuję, abyś przeszedł się teraz do Stoczni w Gdańsku i powiedział to w twarz tamtejszym stoczniowcom. Z całą pewnością zrzucą się na twoją pensję. A i jeszcze karnety na przyszły sezon wykupią.
Przeżywamy porażkę naszych z Ukrainą czy kopaninę w meczu z San Marino. W rankingu FIFA jesteśmy na 61. miejscu. Przed nami są m.in.: Uzbekistan, Wyspy Zielonego Przylądka, Republika Środkowoafrykańska, Haiti czy Panama. Kwestią czasu jest aż wyprzedzą nas będące za naszymi plecami: Sierra Leone, Libia i Trinidad i Tobago. Teraz widzicie, jak nisko upadł nasz futbol? Co więcej wcale takiemu stanowi rzeczy nie są winni tylko i wyłącznie piłkarze, trenerzy i działacze. Jedną z głównych win ponosimy my sami! Nosimy na rękach, dmuchamy i chuchamy na „gwiazdki” ligowego czy reprezentacyjnego podwórka, nie dostając nic w zamian od 1992 r., kiedy to Kowalczyk i Juskowiak strzelali bramki w Hiszpanii czy czasów Widzewa i Legii, kiedy to po raz ostatni polski klub grał w fazie grupowej LM. Przejrzyjmy w końcu na oczy! A przecież się da, co już niejednokrotnie jako naród udowodniliśmy. Kruczek ze skoczkami potrafił. Siatkarze potrafili. Piłkarze ręczni również. O żużlowcach wspominał nie będę. Są to dyscypliny, w których pieniędzy w żaden sposób nie można porównać z tymi inwestowanymi w futbol. A jednak się da! Mam apel do władz w polskim futbolu, a nawet i polskiego rządu: zróbmy co się da, aby z czystym sumieniem powiedzieć sobie stojąc przed lustrem – „zrobiłem wszystko, ale z Polaka nie zrobi się piłkarza”. Pamiętajmy jednak, że w polskiej rzeczywistości czyste sumienie to objaw problemów z pamięcią. Oby nie tym razem.