menu

Lechia minimalnie lepsza od Górnika. Znowu wystarczył tylko jeden gol

21 marca 2015, 22:15 | Jacek Czaplewski

Trzeci mecz z rzędu wygrała Lechia Gdańsk. Tym razem znalazła sposób na Górnika Zabrze, pokonując go po bramce Antonio Colaka. Podopieczni Jerzego Brzęczka jeszcze nie przegrali w tym roku. Sobotnie zwycięstwo pozwoliło im przesunąć się na szóste miejsce

Lechia Gdańsk - Górnik Zabrze
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia Gdańsk - Górnik Zabrze
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia Gdańsk - Górnik Zabrze
fot. Karolina Misztal/Polska Press
Lechia Gdańsk - Górnik Zabrze
fot. Karolina Misztal/Polska Press
1 / 4

W trudnych warunkach przyszło rozgrywać ten mecz. Aura postanowiła bowiem zakpić z pierwszego dnia wiosny i zafundowała opady śniegu naprzemiennie z opadami deszczu. W grze i kibicowaniu przeszkadzał także porywisty wiatr, choć chyba trochę mniej, ponieważ kubatura stadionu z niezłym skutkiem pozwoliła go zminimalizować. Z drugiej strony temperatura odczuwalna i tak była poniżej zera, dlatego 12 tys. fanom ciężko było usiedzieć bez ruchu przez blisko dwie godziny.

Na całe szczęście piłkarze nie wpisali się w ten ponury krajobraz i od początku próbowali rozgrzewać widownię. Zaczęła Lechia, która już w 10. minucie objęła prowadzenie. Po raz ósmy w sezonie do siatki trafił Antonio Colak, który wykorzystał podanie od Macieja Makuszewskiego, strzelając z bliska obok interweniującego bramkarza.

Lechia grała bardzo dojrzały futbol. Jeżeli konstruowała akcje, to przeważnie podaniami po ziemi. Jeszcze przed przerwą stworzyła sobie dwie dogodne okazje. Pierwszą zmarnował Makuszewski, drugą – Colak. Gdańszczanie powinni żałować zwłaszcza szansy Chorwata, który stanął w cztery oczy z Pavelsem Steinborsem. Trudno jednak oczekiwać gola, kiedy piłka ledwie dolatuje do bramki. Colak na boisku przebywał do 58. minuty. Z dalszej gry wyeliminowała go kontuzja.

Wbrew temu co sugerują dwa poprzednie akapity, Górnik również atakował. W strzałach z pierwszej połowy brakowało jednak precyzji i mocy - przewidywalnie kopnęli choćby Łukasz Madej i Roman Gergel. Z kolei zaraz po rozpoczęciu drugiej części piłka zatrzepotała nawet w siatce, lecz sędzia odgwizdał pozycję spaloną.

Zabrzanie szukali różnych rozwiązań, by doprowadzić do wyrównania. Lechia była jednak na tyle dobrze zorganizowana w obronie, że każda akcja przyjezdnych kończyła się w okolicach 20-30 metra. Szczególnie karkołomnym zadaniem były próby przedarcia się bokami, których pilnowali dwaj reprezentanci Polski: Grzegorz Wojtkowiak i Jakub Wawrzyniak.

Lechia po zmianie stron wyraźnie spuściła z tonu, niemniej skromną wygraną i tak udało się jej dowieźć do ostatniego gwizdka. Godną podziwu jest konsekwencja z jaką wiosną gdańszczanie zdobywają punkty. Najlepiej obrazuje to tabela. Jesień lechiści skończyli na czternastym miejscu. Teraz są na szóstym z realną szansą doskoczenia do czwartego.


Polecamy