Kubowicz: Propozycja z Arki spełniła moje oczekiwania
- W Wiśle miałem się od kogo uczyć na treningach, bo przecież w krakowskim zespole prawdziwych gwiazd wtedy nie brakowało. Ale jako młody człowiek byłem niecierpliwy, chciałem grać - mówi Dawid Kubowicz, nowy obrońca Arki Gdynia.
fot. Polskapresse
Masz 25 lat, a swoją przygodę z piłką zaczynałeś w Górniku Wałbrzych.
To prawda, ale w rodzinnym Wałbrzychu nie nagrałem się za wiele, bo mając 15 lat skorzystałem z oferty złożonej przez Wisłę Kraków. Pod Wawelem spędziłem kilka następnych lat.
Wisła to chyba taka miłość bez wzajemności, bo w ekstraklasie nie udało ci się zadebiutować.
Niestety. Zagrałem w młodej ekstraklasie, Pucharze Ekstraklasy - w nim zadebiutowałem w seniorskim zespole Wisły - ale w lidze nie ruszyłem się poza ławkę rezerwowych. Na pewno jednak czasu w tym klubie nie straciłem. Pracowałem z dobrymi szkoleniowcami. To Dan Petrescu włączył mnie do klubowej kadry, a szkolił między innymi Adam Nawałka czy Kazimierz Moskal. Miałem się od kogo uczyć na treningach, bo przecież w krakowskim zespole prawdziwych gwiazd w tym czasie nie brakowało. Ale jako młody człowiek byłem niecierpliwy, chciałem grać.
Ruszyłeś w Polskę, wypożyczony z Wisły kolejno do Tura Turek i Floty Świnoujście.
W każdym z tych dwóch klubów spędziłem po jednym sezonie. Grałem, a to było najważniejsze. A we Flocie trafiłem na znanego w Gdyni trenera Petra Nemca. Zdobywałem doświadczenie, szukałem swojego miejsca na boisku. Grałem praktycznie na każdej pozycji w liniach obronnych, bywało, że także w środkowej linii, ale głównie jako defensywny pomocnik.
Twój kolejny piłkarski przystanek to Termalika Bruk-Bet Nieciecza. Tam zostałeś z Wisły już wytransferowany, spędziłeś dwa sezony, aby w połowie 2012 dowiedzieć się, że znalazłeś się w gronie 10 zawodników, którym podziękowano za usługi. To chyba gorzkie doświadczenie?
Rozstanie rzeczywiście nie było może zbyt eleganckie, tym bardziej że trener Dusan Radolsky zapewniał, że widzi mnie w drużynie. Ale w Niecieczy przeżyłem i piękne chwile, szczególnie w pierwszym sezonie grania. To mój gol i asysta w wygranym 3:1 meczu z Piastem Gliwice zapewnił Termalice pozostanie w pierwszej lidze.
Niemniej w rundzie jesiennej tego sezonu pozostała ci gra w II-ligowym Górniku Wałbrzych?
Wróciłem do domu, wiedząc, że na krótko. Po prostu moją ambicją było grać wyżej. Propozycja z Arki, zresztą miałem ją już grając w Termalice, spełniała te oczekiwania.
Nie obyło się jednak bez nerwowych chwil, bo trener Paweł Sikora szukając prawego obrońcę początkowo wybrał Sławomira Cienciałę, a tobie podziękował.
Przecież się nie obraziłem. Piłka nożna to sport dla mężczyzn, więc przyjąłem decyzję trenera i zaczynałem myśleć o innej opcji. Nie za długo, bo nie minęło kilkadziesiąt godzin, a kolejny telefon z Gdyni był już bardziej optymistyczny. "Przyjeżdżaj, czeka na ciebie kontrakt do podpisania" - usłyszałem. Zatem wszystko dobre, co się dobrze kończy. Zostałem jednak piłkarzem Arki. Kontrakt obowiązuje na pół roku z opcją przedłużenia na kolejny sezon.
Na co liczysz w Gdyni?
Na dobre wyniki mojej drużyny. Na to, że potrafię wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie, a w dalszej perspektywie na to, że Arka wróci do ekstraklasy. Na razie mogę powiedzieć, że Gdynia to fajne miasto, że baza treningowa jest bardzo dobra, a kibice nawet w meczach sparingowych potrafią stworzyć taką atmosferę, że chce się grać.
Oktawian Skrzecz z Lechii Gdańsk na celowniku Borussii Dortmund