Kamiński: Postronny widz nie mógł dziś narzekać
- Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, co nie tylko pokazują trzy bramki, które zdobyliśmy, ale i dwie, które straciliśmy - stwierdził bramkarz Ruchu Chorzów, Krzysztof Kamiński po zremisowanym meczu z Lechią Gdańsk 4:4.
fot. sylwester wojtas
Potrafisz racjonalnie skomentować ten dramatyczny obrót sprawy? Do 90 minuty było 4:2 dla was. Skończyło się na remisie.
Cały mecz był straszną huśtawką nastrojów. Dla postronnego widza wręcz wymarzone widowisko. Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu słaba. Co prawda szybko odpowiedzieliśmy na pierwszy gol, ale szybko też daliśmy sobie wbić drugiego. W drugiej połowie było lepiej. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, co nie tylko pokazują trzy bramki, które zdobyliśmy, ale i dwie, które straciliśmy. Cholera, jestem zły. Za dużo pracy włożyliśmy, żeby oddać to prowadzenie w samej końcówce!
Dzisiaj na emeryturę odchodzi Sir Alex Ferguson. Jego powiedzenie nie traci na aktualności: Football, bloody hell!
Nic dodać, nic ująć. Nie znam słów, które lepiej zobrazowałyby to, co się stało.
Kojarzysz ze swojej kariery równie emocjonujące spotkanie?
Chyba nie. To dzisiejsze przebiło skalę. Mam nadzieję, że to ostatnie, w którym zagram z tak brutalnym rachunkiem.
Jak w ogóle wytłumaczysz fakt, że Lechia zdołała wam wbić te dwa gole już w doliczonym czasie gry?
Zamiast wybijać te piłki, zaprosiliśmy rywala do własnego pola karnego. Zabrakło trzeźwego myślenia.
Ligowy byt wciąż jest niepewny.
Zgadza się. Musimy się szybko pozbierać i pokonać Pogoń w arcyważnym meczu.
Rozmawiał Jacek Czaplewski / Ekstraklasa.net
LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net