"Hanka Galeranka" - grabarz łódzkiej piłki [KOMENTARZ]
Od pięciu lat niczym brazylijska telenowela ciągnie się sprawa budowy nowego stadionu dla łódzkiego Widzewa. Miasto, z prezydent Hanną Zdanowską na czele, prowadzi zakrojone na szeroką skalę działania kunktatorsko-zniechęcające.
Widzew i ŁKS piszą listy, ale stadiony w Łodzi od tego nie powstają
Kilka dni temu łódzki magistrat dosłownie przeszedł samego siebie - z nadprzyrodzoną mocą, zdolnościami równymi doktora Frankensteina pragnie przywrócić do życia pogrążony w długach ŁKS. Jak? Budując nowoczesny stadion przy al. Unii. Cokolwiek miasto nie proponuje, krzywdzi najlepszy obecnie klub sportowej Łodzi - Widzew.
Na łódzkich arenach sportowych dumnie prezentuje się hasło miejskiej kampanii promocyjnej: "Łódź kreuje". Rzeczywiście Łódź kreuje - emocje. Szkoda tylko, że wszystkie zespoły z tego miasta grają albo w niższych ligach, albo walczą o utrzymanie na danym poziomie rozgrywek. Jedynie tym przychodzi się emocjonować kibicom z miasta włókniarzy.
Widzew to flagowy klub Łodzi. Wciąż ostatni polski uczestnik Ligi Mistrzów, czterokrotny mistrz kraju, zdobywca Pucharu Polski. Jako jedyny z łódzkich klubów gra w najwyższej klasie rozrywkowej z takim skutkiem, że nie musi martwić się o utrzymanie. Szału oczywiście nie ma, wielkich powodów do dumy też nie. Niemniej, pomimo imających się kłopotów finansowych i przejściu w stan upadłości układowej, już trzeci sezon utrzymuje bezpieczną pozycję w Ekstraklasie. Choć biedny, może pochwalić się młodą, zdolną kadrą. Tacy zawodnicy jak Mariusz Rybicki czy Mariusz Stępiński stanowią przecież o trzonie młodzieżowych reprezentacji Polski. Wielu ekspertów wróży im wielką przyszłość. Widzew naprawdę ma w sobie olbrzymi potencjał i tylko głupcy mogą chcieć to zmarnować. Czy prezydent Zdanowska zapomniała (albo nie chce wiedzieć), że nie ma lepszej i tańszej promocji dla miasta niż dobrze grający klub sportowy?
Jasne jest, że wraz z postępującym rozwojem infrastruktury sportowej rosną wymagania licencyjne w kontekście stadionów. Kielce, Kraków, Lubin, Warszawa (Pepsi Arena) - te miasta już dawno doczekały się nowych obiektów z prawdziwego zdarzenia, na których tle stadion im. Ludwika Sobolewskiego wygląda niczym zrujnowany skansen (specjalnie pominęliśmy areny Euro 2012). Nie zdziwmy się, gdy któregoś dnia nie zostanie dopuszczony do rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy i Widzew będzie zmuszony albo się z niej wycofać, albo rozgrywać mecze poza Łodzią, narażając się na poważniejsze koszty.
Wydaje się, że upadek Widzewa byłby dla Hanny Zdanowskiej niczym pozbycie się wrzodu. A niech się wszystko zawali, jak kamienica przy Styrskiej! Magistrat ma przecież swoich ulubieńców - bankrutujący Łódzki Klub Sportowy. Od początku kadencji, na palcach jednej ręki można policzyć, ile razy prezydent miasta pojawiła się na meczach Widzewa, choć zapraszana była notorycznie. Wstyd? Strach? Niechęć? A może trzy w jednym? Zamiast tego Zdanowską można było spotkać na al. Unii, gdzie wspólnie z nieudolnymi włodarzami ŁKS-u z dumą przywdziewała szalik, pozując z uśmiechem do zdjęć. Wniosek prosty. To nie jest prezydent miasta Łodzi, to prezydent kategoryzująca na równych i równiejszych, niezależnie od prezentowanych przez nich możliwości. Bliżej niż do stołka prezydenckiego, Zdanowskiej jest na "Galerę" (nazwa trybuny, na której zasiadają fanatycy ŁKS-u).
Już od ośmiu lat byli piłkarze Widzewa walczą o zaległe pieniądze
Od kilku dobrych miesięcy wiedzieliśmy, co stanie się z ŁKS-em. Każdy wiedział o długach, pustej kasie i walce byłych piłkarzy o odzyskanie należnych pensji (Widzew też nie jest wolny od problemów, ale chociaż zawarł układ z wierzycielami). ŁKS wycofał się z rozgrywek, niedługo zgłosi wniosek o upadłość. Następny sezon rozpocznie co najwyżej w czwartej lidze, o ile kilka podmiotów pragnących go odbudować, dojdzie do porozumienia w sprawie zgłoszenia jednej drużyny. W przeciwnym razie trzeba będzie zacząć od... B-klasy.
Dla prezydent Zdanowskiej to nie są dostateczne argumenty, by przestać reanimować trupa. Razem z magistratem woli przyjąć pozycję Frankensteina. Nadal upiera się przy budowie JEDNEGO stadionu dla OBU klubów przy alei Unii. Jednocześnie wciąż myśli o budowie dwóch MNIEJSZYCH obiektów dla OBU klubów. Pytanie tylko, po co ŁKS-owi większy stadion, skoro wycofał się z rozgrywek 1. ligi, a kolejny sezon - przypominam - zacznie od czwartej ligi, a nawet B-klasy. Dlaczego? Bo miasto WIERZY (!), że ten fakt przyciągnie na al. Unii potężnego inwestora.
Panią prezydent zapewniam, że otworzę potężną firmę, w dwa lata stanę się najbogatszym człowiekiem świata i spłacę budowę dwóch dużych stadionów dla Widzewa i ŁKS-u. Tylko proszę, niech Pani prezydent mi uwierzy, że jestem w stanie tego dokonać i pożyczy mi niemałą kwotę na rozkręcenie biznesu. Oczywiście mam nadzieję, że jak się nie uda, to nie poniosę żadnych konsekwencji. ŁKS, mimo wcześniejszych zobowiązań, ostatecznie nie musi płacić miastu miliona złotych za nieutrzymanie drużyny w 1. lidze do końca obecnego sezonu. Umowa była inna...
Prezes Widzewa nie chce małego stadionu
Na widzimisię Zdanowskiej cierpi najbardziej Widzew. Sylwester Cacek słusznie ma już dosyć partackich działań miasta. Tereny przy al. Unii kompletnie nie odpowiadają Widzewowi, ze względu na bliskość Atlas Areny. Wyobrażacie sobie jaki zapanuje chaos, gdy - dajmy na to - w pobliżu Widzew będzie grać z Legią, a Skra Bełchatów walczyć w siatkarskiej Lidze Mistrzów? Mniejszy stadion? Absolutnie nie spełni wymogów klubu nie miarę Ekstraklasy. Pamiętajmy, że powstanie nowoczesnego obiektu zawsze łączyło się ze wzrostem frekwencji.
W rozmowach ze mną legenda ŁKS-u - Jan Tomaszewski - wielokrotnie podkreślał, że Łodzi po prostu nie stać na dwa kluby. Kapitalizm jest brutalny. Jeden umarł, trudno. Taka kolej przygnębiającej rzeczywistości. Reanimowanie trupa rękami miasta do złudzenia przypomina komunistyczne realia. Może więc wyznaczmy w Łodzi przedsiębiorstwo odpowiadające za sfinansowanie odbudowy ŁKS-u? W latach 90., po Okrągłym Stole, polecił tak jeden z działaczy łódzkiego klubu. To nie jest żart.
Widzew kuleje, ale ciągle dycha. Jakość ma taką sobie, ale potencjałem dysponuje ogromnym. Dlaczego więc nie poświęcić się na jego budowę, by za kilka lat móc powiedzieć, że zbudowało się coś naprawdę dobrego? Nie mówię, że w Widzewie nie ma ryzyka, bo to nieprawda. Jest jednak nieporównywalnie mniejsze niż przy Unii. Jest właściciel, którego należy wreszcie poważnie potraktować. Nie rozumiem, dlaczego miasto wciąż chce przywrócić zmarłego do życia? Mało straciło pieniędzy z tego tytułu? Nie przejechało się już dostatecznie? W normalnym mieście ratowałoby się to, co ma jeszcze w sobie chociaż odrobinkę możliwości. Ale nie w Łodzi, to miasto jest specyficzne, ma swój klimat. Jeśli Zdanowska nie zmieni zdania, Łódź lada dzień stanie się wielką piłkarską pustynią.
WIDZEW ŁÓDŹ - serwis specjalny Ekstraklasa.net