Widzew i ŁKS piszą listy, ale stadiony w Łodzi od tego nie powstają
Zgoda buduje, niezgoda rujnuje - tego powiedzenia w środowisku piłkarskim w Łodzi nikt nie stosuje. Być może właśnie dlatego teraz Widzew próbuje wykorzystać wycofanie się z rozgrywek ŁKS, tak jak kilka lat temu robili to ówcześni szefowie klubu z al. Unii. I szkoda tylko, że wciąż nie widzą, że te działania szkodzą. Obu stronom.
Prezes Widzewa nie chce małego stadionu
Gdy w 2004 roku Zbigniew Boniek i Władysław Puchalski, z pomocą Witolda Skrzydlewskiego, dokonywali przekształceń własnościowych w Widzewie, ŁKS był jedynym klubem w Polsce, który oficjalnie poprosił PZPN o odpowiedź na pytanie, w jaki sposób nowe stowarzyszenie przejęło licencję z upadającej spółki SPN Widzew SSA. Przy al. Unii nie wykorzystali wtedy okazji, by milczeć. Musieli pokazać, że Widzewa nienawidzą.
Trudno inaczej interpretować niedzielny list właściciela Widzewa Sylwestra Cacka, który ma pełne prawo narzekać na opieszałość władz miasta - w całej Polsce stadiony już stoją lub kończą się budować, a w Łodzi wciąż się o nich mówi - ale nie powinien do swoich celów wykorzystywać bankructwa ŁKS, tym bardziej, że jego klub też ma długi i to w porównywalnej wysokości.
I raczej widziałbym w tym tekście słowa współczucia lub ostrzeżenia, że z łódzkim sportem źle się dzieje, niż stwierdzenie, że "główny interes rządzących łódzką PO jest w kolejnym reanimowaniu trupa, nawet kosztem uśmiercenia utrzymującego się jeszcze w elicie sportowej organizmu" lub nawiązanie, iż Widzew pozostanie "w elicie z pewnością dłużej niż do 7 kwietnia".
Niedawno w wywiadzie w "Przeglądzie Sportowym" Cacek straszył przeniesieniem Widzewa do innego miasta. Mam wrażenie, że ten list jest usprawiedliwieniem tego, co w najbliższych miesiącach może się stać. Szkoda tylko, że wykorzystuje do tego ŁKS i jego problemy. Mam wrażenie, że pisząc ten list zachował się jak internetowy "hejter", a od właściciela jednego z najbardziej rozpoznawalnych klubów piłkarskich w Polsce można oczekiwać więcej. Znacznie więcej. A nie prowokować kibiców pisząc o tym, że "trudno będzie zachować w tej kwestii powściągliwość w wypowiedziach lub czynach". Na razie sprowokował Stowarzyszenie Kibiców ŁKS, które też napisało list.
Niestety, trudno jednak nie dostrzec też faktu, że prowokacyjnie działają również urzędnicy, którzy przez lata nie potrafią podjąć jednej decyzji, której będą się trzymać. Od lat wiadomo, że zdecydowanie najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby wybudowanie jednego stadionu na odpowiednim poziomie w miejscu neutralnym.
Gdyby miasto czuło się silne, pewnie obiekt już by stał. Ale władze, i te poprzednie, i te obecne, boją się podjąć decyzji, bo przecież zawsze są wybory - czasem za rok, czasem za cztery, ale zawsze są. A w sumie jakoś nie było protestów, gdy Śląsk Wrocław z Oporowskiej przenosił się na nowy stadion w innej części miasta, a i fani Lechii Gdańsk nie rozpaczali, że nowy stadion nie powstał na Traugutta. Skąd więc przekonanie, że kibice Widzewa, czy ŁKS nie zaakceptowaliby nowego miejsca? A poza tym - jaki mieliby wybór?
Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.