Gorzka, belgijska czekolada. Jak w Lizbonie spisali się legioniści? [KOMENTARZ]
Szukanie pozytywów w porażce nigdy nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli za progres można uznać po prostu uniknięcie kolejnej kompromitacji. W grze Legii w Lizbonie widać było jednak pierwsze promyki słońca. Niestety, całą radość i słodycz zneutralizowała gorzka, belgijska czekolada. Nie wszyscy piłkarze mistrza Polski pokazali się bowiem w lepszym świetle.
Legia Warszawa powoli podnosi się z kolan. Powoli — bo znów przegrała, znów nie strzeliła bramki, ba: nie oddała nawet jednego celnego strzału. Podnosi — bo jednak każdy, kto oglądał spotkanie z Borussią, a wczoraj widział mecz ze Sportingiem, musi przyznać, że gra legionistów wyglądała zupełnie inaczej. Nie można oczywiście wyciągać pochopnych wniosków i z miejsca przypisywać nie wiadomo jakich zasług trenerowi Jackowi Magierze. Faktem jest natomiast to, że wreszcie dane nam było zobaczyć zespół, który spróbował stawić opór, a nawet mógłby pokusić się o niespodziankę. Nie chodzi rzecz jasna o zwycięstwo, ale o, przynajmniej, strzelenie gola. Mistrzowie Polski odważnymi atakami na początku spotkania zaskoczyli rywala, kibiców, dziennikarzy, a możliwe nawet, że siebie samych, bo po feralnej przygodzie z Besnikiem Hasim mogli zwątpić w swoje umiejętności. Bogusław Leśnodorski po meczu „zaćwierkał”, że w Lidze Mistrzów można grać, czyli nie poddawać się przed meczem i walczyć o swoje. Trener Hasi oduczył Legię walki, Sporting natomiast przypomniał legionistom, że walczyć nie tylko można, ale że walczyć trzeba. Niestety Portugalczycy przypomnieli też, że ta drużyna to mozaika piłkarzy i na tym się dziś skupimy.
Trener Hasi został już w mediach objechany na wszelkie sposoby, więc Albańczykowi już odpuścimy. Słusznie jednak zauważono, że problemem w „życiu po albańskim tornadzie” mogą być jego pozostałości. Steeven Langil, Thibaut Moulin, Vadis Odjidja-Ofoe. Trzech belgijskich muszkieterów, którzy mieli wnieść do Legii nową jakość. Minęło już trochę czasu, odkąd zjawili się w Warszawie i póki co można stwierdzić, że z pewnością wnieśli duże obciążenie finansowe. Z tą jakością bywa bowiem różnie. O ile Moulin na początku prezentował się obiecująco, to już od jakiegoś czasu pokazuje się z dużo gorszej strony. W spotkaniu ze Sportingiem „odkrycie sezonu ligi belgijskiej” wyglądało jak odkrycie Złotego Pociągu pod Wałbrzychem, czyli: ktoś, coś gdzieś szepnął, narobił dużo szumu, a obecnie ani widu, ani słychu. Moulin miał być rozgrywającym, który zadba o kreowanie sytuacji ze środka pola. Jak więc pod tym względem wypadł Belg w meczu ze Sportingiem?
[table]
Podania | 56 |
Udane podania | 40 |
Podania do przodu | 21 |
Podania do tyłu | 35 |
Podania | 56 |
Udane podania | 40 |
Podania do przodu | 21 |
Podania do tyłu | 35 |
Dane za: Squawka (każde kolejne także)
Wizualnie wygląda to tak:
W skrócie natomiast wygląda to tak, że rozgrywający Legii Warszawa zaliczył 11 celnych podań na połowie rywala (bądź takich, po których gra i piłka przeniosły się na połowę rywala) i 8 niecelnych zagrań. Oczywiście z tych jedenastu celnych podań niewiele wynikło, bo jak sami widzicie, Moulin skutecznie podawał jedynie do kolegi obok, do tyłu, bądź oddawał piłkę na skrzydło. Co prawda zaprezentowaliśmy już wizualizację, ale grę belgijskiego pomocnika lepiej oddaje inny obrazek:
W wyjściowym składzie w Lizbonie zobaczyliśmy również Steevena Langila. Kolejny z Belgów od początku swojego pobytu w Warszawie gra równo i utrzymuje stabilną formę. To znaczy: w każdym meczu pokazuje, że jest szybki. Szkoda, że na tym jego atuty się kończą, bo chyba nie o taką równość Legii chodziło i nie taka równość jest Legii potrzebna.
Podania | 7 |
Podania udane | 5 |
Podania do przodu | 4 |
Podania do tyłu | 3 |
Podania | 7 |
Podania udane | 5 |
Podania do przodu | 4 |
Podania do tyłu | 3 |
Coś niesamowitego. Skrzydłowy w pierwszej połowie zaliczył siedem podań, z czego cztery adresowane były do tyłu. Do tego należy jeszcze dorzucić dwa niecelne dośrodkowania, trzy błędy w kryciu przy stałych fragmentach gry: jeden zakończony strzałem w poprzeczkę, drugi zakończony strzałem zablokowanym przez Jodłowca i trzeci - zakończony golem Ruiza. Najgorsze jest jednak to, że gdyby nie te błędy, wiele osób mogłoby nie zauważyć, że Langil w ogóle grał w tym spotkaniu. Nic dziwnego, że w przerwie zmienił go Mihaił Aleksandrow. Problem leży jednak w tym, że zastępowanie Langila Aleksandrowem można porównać do rzucania napełnionego kamieniami koła ratunkowego na pomoc tonącemu. O ile Langil szybko biega po boisku/gra (niepotrzebne skreślić) w koszulce Legii stosunkowo od niedawna, to popisy Bułgara są kibicom z Łazienkowskiej znane o wiele lepiej. Każdemu wejściu z ławki Aleksandrowa towarzyszy podobne uczucie. Może jednak odpali? Może wreszcie da radę? Może faktycznie rozrusza grę zespołu? Te uczucia pryskają niczym mydlana bańka, nierzadko już po pierwszym kontakcie z piłką bułgarskiego skrzydłowego. Nierozwikłaną zagadką pozostaje to, jakim cudem ten zawodnik jest etatowym reprezentantem swojego kraju, chociaż małą podpowiedź dają nam ostatnie wyniki Bułgarów - 4:3 z Luksemburgiem i 2:7 z Japonią (w tym meczu legionista wpisał się nawet na listę strzelców!). Wracając jednak do meczu ze Sportingiem...
Podania | 16 |
Podania udane | 11 |
Podania do przodu | 6 |
Podania do tyłu | 10 |
Podania | 16 |
Podania udane | 11 |
Podania do przodu | 6 |
Podania do tyłu | 10 |
W porównaniu z Langilem widać różnicę, nieznaczną, ale jednak różnicę. Niestety, to wszystko na nic. Bułgar ani razu nie dogrywał piłki w pole karne, ani razu nie przeprowadził indywidualnej akcji, ani razu nie stworzył dogodnej sytuacji swoim kolegom z zespołu. Podobnie jak ten, którego zastępował - nie istniał na boisku w grze ofensywnej. Ok, Legia grała z silniejszym rywalem, ale to w żaden sposób nie może usprawiedliwiać takiej bierności ze strony skrzydłowych. Warszawianie ogółem nie mają szczęścia do transferów na tę pozycję. Rokrocznie próbują sprowadzić kogoś, kto zrobi konkurencję dla Kucharczyka, tymczasem Kucharczyka z gry eliminuje najczęściej dopiero kontuzja. Należy jedynie współczuć trenerowi Magierze, bo konieczność wystawienia na boku pomocy któregoś z wcześniej wspomnianej dwójki na pewno nie jest niczym ani przyjemnym dla oka, ani pozytywnym dla zespołu.
Sześć udanych zagrań Aleksandrowa do przodu.
Kogo jeszcze należy zganić? Niestety nie popisał się również Miroslav Radović. Niestety, bo z powrotem Serba na Łazienkowską wiązano spore nadzieje. - Potrzebuję czasu, ale na pewno nie zapomniałem jak się gra w piłkę - sam zawodnik takimi słowami podsumował swój występ. Trudno się z Rado nie zgodzić, bo już na początku meczu potwierdził, że wciąż potrafi zakręcić rywalem. Z czasem jednak gasł, aż w końcu zaprzepaścił świetną sytuację, którą wypracował mu Hlousek, a trzeba pamiętać, że okazji do strzelenia gola w Lidze Mistrzów nie będzie w tym roku zbyt wiele. Nie zmienia to jednak faktu, że Radović był najlepszym piłkarzem Legii w ofensywie. Nie wiadomo tylko, czy to aby na pewno powód do dumy. Bilans Radovica wygląda następująco.
Podania | 20 |
Podania udane | 17 |
Podania do przodu | 8 |
Podania do tyłu | 11 |
Podania | 20 |
Podania udane | 17 |
Podania do przodu | 8 |
Podania do tyłu | 11 |
Wizualizacja podań.
Wcześniej wspomnieliśmy jednak o tercecie Belgów, których do Legii ściągnął Besnik Hasi. Spośród nich na ławce rezerwowych znalazł się jedynie Vadis Odjidja-Ofoe, który na boisku pojawił się na pół godziny i... zaskoczył. Naprawdę solidnie zapracował na pochwałę, co jest miłą odmianą w porównaniu do swoich kolegów. Vadis pokazał swoim kolegom, że ze Sportingiem też można zagrać kreatywnie.
Podanie | 15 |
Podania udane | 14 |
Podania do przodu | 5 |
Podania do tyłu | 10 |
Podanie | 15 |
Podania udane | 14 |
Podania do przodu | 5 |
Podania do tyłu | 10 |
Jedyne niecelne podanie Belga to próba dalekiego podania w kierunku ofensywnych zawodników. Druga z takich prób zakończyła się już powodzeniem tak jak cztery udane interwencje w defensywie. W przeciągu trzydziestu minut piłkarz, którego kibice początkowo wykpiwali z powodu zaokrąglonych kształtów, pokazał wolę walki i umiejętności, które w przeszłości wywindowały go do Premier League. Ok, zalążek tych umiejętności, ale to dobry prognostyk. Do pozytywów należy też zaliczyć wywalczony rzut wolny, jednak samo jego wykonanie nie było najlepsze. Cóż, Ofoe zaprezentował się zdecydowanie lepiej niż Moulin i jeśli na tym nie poprzestanie, może okazać się jedynym przydatnym zakupem Hasiego. Lepszy rydz niż nic.
Wizualizacja zagrań Vadisa.
Kogo jeszcze należy pochwalić? Arkadiusz Malarz, jak zwykle, pokazał się z dobrej strony, ale on zdążył nas już do tego przyzwyczaić. Tym, który odkupuje winy, jest natomiast Bartosz Bereszyński. Przez wielu już dawno skreślony, zmarnowany talent, który zadomowił się na ławce rezerwowych. Jego powrót (bardziej z konieczności) do pierwszego składu w tym sezonie miał być... osłabieniem Legii. Tymczasem Bereś drugi raz gra w Lidze Mistrzów i drugi raz wygląda dobrze. Ze Sportingiem zagrał znacznie lepiej niż z Borussią, był przede wszystkim bardzo aktywny, zaliczając 73 kontakty z piłką...
Mapa kontaktów z piłką.
...ale również skuteczny. Cztery udane interwencje, dwa wygrane pojedynki główkowe, dwa zablokowane strzały, dobry odbiór piłki w groźnej sytuacji - Bereszyński był zdecydowanie najlepszym obrońcą Legii w Lizbonie. Poza tym Bereś był aktywny w ofensywie, chociaż w tym aspekcie nie dorównał akurat swojemu vis a vis, Hlouskowi. Pozostaje mieć nadzieję, że Bartosz faktycznie wraca do formy, w której był, gdy "transferowano" go do Benfiki. Czerwone koszulki legionistów przypominały zresztą stroje lokalnego rywala Sportingu, więc może to one rozbudziły w Bartku wspomnienia i zmotywowały go do występu "na starym poziomie"? Trzeba również zaznaczyć, że Bereszyńskiego dobrze uzupełniał Guilherme. Brazylijczyk do spółki z Polakiem stworzyli dziś mocniejszy duet niż para Langil - Hlousek. Gui bardzo dużo pracował w defensywie, dobrze wspomagał obrońcę (trzy udane interwencje, odbiory piłki), ale zdecydowanie zabrakło mu ciągu na bramkę, czy chociażby celnego dośrodkowania.
Jak widać, plusów jest znacznie mniej niż minusów. Negatywne aspekty gry poszczególnych zawodników są jednak nie tylko poważnym zagrożeniem dla całego zespołu. To właśnie jest ta mozaika, niepełna, nieskładna układanka, w której niektóre elementy muszą nadrabiać słabość innych. Niby właśnie o to chodzi w drużynie, ale czy aby na pewno? Czy na pewno tragiczna gra Moulina może zostać w jakiś sposób zamieciona pod dywan dobrą zmianą Odjidji-Ofoe? Nie, bo zanim Ofoe pojawił się na boisku, Moulin zdążył swoje zepsuć. Gorzej jest jednak w sytuacji, kiedy nawet zmiennik nie załata dziury po nieobecnym ciałem i duchem zawodniku, a tak było przecież w sytuacji Langila i Aleksandrowa. Gorzej jest wtedy, gdy walczący ze wszystkich sił, wreszcie nieźle wyglądający w obronie Rzeźniczak i tak popełni błąd. Raz nie przykryje Dosta i robi się 2:0, czyli jest już po meczu. Nie będzie łatwo wyciągnąć ten zespół z dołka, mając do dyspozycji zagrywającego do tyłu Moulina, Steevena "Strusia Pędziwiatra" Langila, Mihaiła "Jeźdzca bez głowy" Aleksandrowa, czy czekającego gdzieś bezczynnie na piłkę Nemanję Nikolica. Węgier również się nie popisał, ale prawdę mówiąc, nie miał kiedy. Nie doczekał się na celne dośrodkowanie, nie dostał dobrego podania ani od wspomnianego już Belga, ani od Miroslava Radovica, a jedynym piłkarzem, który mógłby go takowym "obsłużyć" okazał się jego zmiennik. Trenera Magierę czeka jeszcze sporo pracy, ale może w końcu zdoła ułożyć z warszawskiej mozaiki dzieło sztuki. W końcu nie bez powodu ma on ksywkę "Magic".
LIGA MISTRZÓW w GOL24
Więcej o LIDZE MISTRZÓW - newsy, wyniki, terminarze, tabele
Najgorsze drużyny fazy grupowej Ligi Mistrzów [PRZEGLĄD]