Górale jeszcze walczą, Piast blisko podium - podsumowanie 21. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Podbeskidzie wykonało ważny krok w kierunku pozostania w lidze, pokonując w Chorzowie najgroźniejszego rywala w walce o utrzymanie. Kolejną sporą niespodziankę sprawił Piast, który wygrał z Wisłą i zbliżył się do podium na odległość dwóch punktów. Co jeszcze działo się na ligowych boiskach? Zapraszamy na podsumowanie 21. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.
Ruch Chorzów 1:3 Podbeskidzie Bielsko-Biała – Koszmar Niebieskich, Górale gonią
Porażka w meczu z Góralami była dla podopiecznych Jacka Zielińskiego scenariuszem z najgorszych snów. Zwycięstwo w piątkowym meczu zwiększyłoby ich przewagę nad strefą spadkową do 13 punktów i praktycznie rozstrzygnęłoby sprawę spadku. Nawet remis byłby niezłym rezultatem, bo pozwoliłby na utrzymanie rywali na dystans. Tymczasem Ruch przegrał i nie dość, że jego przewaga nad Podbeskidziem zmalała do zaledwie 7 punktów, to jeszcze na dodatek znacznie podnieśli morale w obozie przeciwników, którzy wiedzą, że ich rywal do walki o utrzymanie jest słabszy od nich i spokojnie mogą z nim jeszcze powalczyć. Szkoleniowiec Niebieskich musi teraz szybko pozbierać drużynę, bo za tydzień czeka ją kolejny mecz o życie – tym razem zmierzy się na wyjeździe z Bełchatowem.
Zobacz także: Jedenastka 21. kolejki Ekstraklasa.net!
Górale znów potwierdzili, że zdecydowanie za wcześnie spisano ich na straty. Wydawało się, że odejście trenera Kubickiego, który przywrócił bielszczanom wiarę w sukces, będzie dla zespołu ciosem, po którym ciężko będzie się podnieść. Jednak zastępujący go Czesław Michniewicz w dwóch meczach zdobył 4 punkty i coraz bardziej zbliża się do bezpiecznej lokaty. Choć na pochwałę za ostatni mecz zasługuje cała drużyna, niekwestionowaną gwiazdą drużyny jest Robert Demjan – w piątek dołożył kolejne dwie bramki i był architektem sukcesu Górali. Słowacki napastnik jest w tej chwili trzecim snajperem ligi i czwartym jej asystentem, a sumując te dwie statystyki okazuje się, że w tej chwili nie ma bardziej wartościowego zawodnika w naszej ekstraklasie. W dużej mierze dzięki niemu ekipa z Bielska nadal poważnie liczy się w walce o utrzymanie.
Lech Poznań 4:2 Lechia Gdańsk – Przełamanie Lecha, Lechia znów bez zwycięstwa
Po pierwszej, znakomitej połowie w wykonaniu graczy Kolejorza wydawało się, że w drugiej odsłonie będą oni systematycznie powiększać swoją przewagę nad słabą tego dnia Lechią. Tymczasem lechici wyszli z szatni ospali i drugą część meczu przegrali 1:2. Od zespołu walczącego o tytuł należy wymagać dobrej gry w całym meczu, a nie tylko w jednej połowie, szczególnie w meczach rozgrywanych u siebie. Najważniejszy cel udało się jednak zrealizować – Lech zwyciężył i nareszcie przerwał koszmarną serię meczów bez zwycięstwa na własnym obiekcie. Ciężko w to uwierzyć, ale była to dopiero trzecie zwycięstwo poznaniaków przy Bułgarskiej w tym sezonie i pierwsze od 6 października! Trener Rumak może się cieszyć również z tego, że nareszcie ma wybór w ataku: grający w pierwszym składzie Teodorczyk zaliczył asystę, rezerwowy Ślusarski zdobył gola, a Ubiparip, choć grał tylko 10 minut, rozegrał akcję, która zakończyła się bramką i pokazał kilka bardzo dobrych zagrań. Wybór snajpera na mecz z Piastem wcale nie będzie łatwy.
W pierwszej połowie Lechia została wręcz zmiażdżona i mogła przegrywać jeszcze wyżej, gdyby nie dobra interwencja Buchalika po strzale Linettego. W przerwie Bogusław Kaczmarek nieco pozbierał drużynę, bo po zmianie stron gdańszczanie mieli do powiedzenia znacznie więcej, choć w dużej mierze wynikało to ze słabszej gry gospodarzy. Trener Lechii może być jednak zadowolony z tego, że jego zespół pokazał charakter i mecz z wiceliderem przegrał z twarzą. Kibiców z Pomorza może też cieszyć coraz większa liczba młodych graczy, którzy dostają szanse w meczach ligowych. Z Lechem zagrali 19-letni Zyska i Kacprzycki, 21-letni Janicki oraz 22-letni Duda i Kostrzewa. W tym sezonie Lechia nie walczy już w zasadzie o nic – nie ma raczej szans na puchary, niemożliwy jest też spadek do I ligi. Pozostałe do końca sezonu kolejki to zatem doskonały poligon doświadczalny dla gdańskiej młodzieży, która w przyszłym sezonie może ciągnąć grę ekipy z wybrzeża.
Jagiellonia Białystok 1:0 Pogoń Szczecin – Frankowski znów bohaterem
Nie było niespodzianki w pierwszym sobotnim spotkaniu – coraz lepiej spisująca się Jagiellonia pokonała słabą na wiosnę Pogoń i znów przybliżyła się do górnej połowy tabeli. Podobnie jak tydzień temu, postacią meczu był Tomasz Frankowski, który dzięki wykorzystanej „jedenastce” wyprzedził Gerarda Cieślika i samodzielnie stoi na najniższym stopniu podium klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników w historii. Reszta zespołu na wiosnę również zasługuje na pochwały – podopieczni Tomasza Hajty szybko otrząsnęli się po kompromitującej porażce z Podbeskidziem (0:4) i choć przytrafiła im się jeszcze jedna porażka (z Zagłębiem w 18. kolejce), to potrafili również pokonać Górnika i Polonię. Zwycięstwo nad Pogonią nie przyszło jednak łatwo i wydaje się, że goście ze Szczecina zasługiwali co najmniej na remis.
Podopieczni Dariusza Wdowczyka mogą pluć sobie w brodę, bo z Białegostoku powinni wracać z punktem albo nawet punktami. O ile w meczu z Lechem szczecinianie nie mieli nic do powiedzenia, o tyle w stolicy Podlasia stworzyli sobie kilka klarownych sytuacji i o rezultat mogą mieć pretensje tylko do siebie. Jeszcze nie tak dawno wydawało się, że Pogoń spokojnie może powalczyć o miejsce w górnej połowie tabeli, teraz jej sytuacja robi się coraz cięższa. W tej chwili ma tyle samo punktów, co ostatnia bezpieczna drużyna – Ruch Chorzów. Obawy może budzić też forma zespołów ze strefy spadkowej w dotychczasowych meczach rundy rewanżowej. Podbeskidzie uzbierało już 9 punktów, Bełchatów 8, zaś Pogoń wywalczyła zaledwie jedno oczko. Jeżeli dodamy do tego bilanse bramkowe tych drużyn (kolejno 6-5, 1-1, 1-11) i terminarz (szczecinianie zmierzą się jeszcze m.in. z Legią, Górnikiem, Polonią i Śląskiem), otrzymamy obraz bardzo pesymistyczny dla Portowców.
Śląsk Wrocław 2:1 Górnik Zabrze – Przebudzenie mistrza w bitwie o puchary
Po pewnym zwycięstwie nad Widzewem, w którym gola zdobył wreszcie Ireneusz Jeleń, Górnik podchodził do meczu ze Śląskiem pełen optymizmu. Spotkanie to było o tyle istotne, że te dwa zespoły walczą o trzecie miejsce, gwarantujące grę w Lidze Europy. Do przerwy wszystko szło po myśli podopiecznych Adama Nawałki, którzy prowadzili po trafieniu Nakoulmy, jednak po przerwie zabrzanie posypali się, stracili dwie bramki i przegrali jeden z najważniejszych meczów wiosny. Fatalnie wyglądała przede wszystkim obrona, raz po raz dopuszczająca do groźnych sytuacji dla gospodarzy, którzy przy wyższej skuteczności mogliby spokojnie zdobyć jeszcze przynajmniej trzy gole. Szkoleniowiec Górnika zawiódł się też na weteranach grających z przodu - kiepski występ zaliczył Jeleń, a dwaj rezerwowi, Bonin i Zahorski, pokazali się z bardzo słabej strony i dowiedli, że prochu już raczej nie wymyślą.
Bardzo przeciętny, żeby nie powiedzieć słaby w tej rundzie Śląsk, przełamał się w najlepszym możliwym momencie. Wrocławianie nie tylko zdobyli trzy punkty kosztem najgroźniejszego rywala w walce o puchary, ale też wreszcie pokazali grę godną mistrza kraju. Choć pierwsza połowa nie była najlepsza w wykonaniu Wojskowych, w drugiej zagrali już bardzo dobrze, prezentując kilka świetnych akcji. Od pierwszej minuty wybiegł na murawę nowy nabytek Śląska, Gabończyk Eric Mouloungui, i udowodnił, że ma jeszcze spore zaległości treningowe. Widać w nim bardzo duży potencjał, ale wiele wskazuje na to, że gdy były zawodnik Nicei i Strasbourga osiągnie wreszcie swoją optymalną formę, będzie już musiał wracać do Emiratów…
Legia Warszawa 2:0 Zagłębie Lubin – Spokojna wygrana Legii, dystans zachowany
Kibice w Warszawie oczekiwali od swoich ulubieńców pewnej wygranej i żadnego innego scenariusza nie przyjmowali nawet do wiadomości. Legia tym razem nie zawiodła swoich fanów, odnosząc pewne i przekonujące zwycięstwo, które właściwie nie było zagrożone przez większą część meczu. Podopieczni Jana Urbana zagrali tak, jak powinien grać kandydat do tytułu. Zagłębie walczyło tylko do momentu utraty bramki, potem w starciu z dobrze dysponowanymi legionistami było już bezradne. Gospodarze atakowali do końca, nie zadowalając się skromnym prowadzeniem i cały czas dążyli do podwyższenia rezultatu. Dwa tygodnie temu Legia rozpoczęła serię czterech trudnych spotkań i jak na razie w tym swoistym teście dojrzałości spisuje się bez zarzutu - 3:0 z Górnikiem, 2:1 z Polonią i 2:0 z Zagłębiem to wyniki napawające optymizmem przed ostatnim testem – wyjazdowym meczem z Wisłą. Potem zespół Jana Urbana rozegra kilka łatwiejszych spotkań, aż w 27. kolejce zmierzy się z Lechem i wiele wskazuje na to, że będzie to mecz jeśli nie rozstrzygający, to przynajmniej wiele wyjaśniający w kwestii mistrzostwa.
Zagłębie w Warszawie musiało sobie radzić bez dwóch kluczowych graczy – Szymona Pawłowskiego i Adama Banasia. Brak obu był bardzo widoczny i zapewne miał wpływ na wynik, choć oczywistym jest, że to Legia była w sobotę lepszą drużyną i zwyciężyła zasłużenie. Lubinian trzeba jednak pochwalić za dobrą postawę w pierwszej połowie, w której pokazali duży spokój przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy, potrafili też skonstruować kilka ciekawych ataków. Wszystko runęło w momencie, gdy gola do szatni zdobył Miroslav Radović - w drugiej odsłonie Zagłębie prawie nie istniało i wyglądało tak, jakby czekało tylko na kolejne bramki. Druga porażka z rzędu nieco skomplikowało plany Miedziowych, którzy jeszcze niedawno mieli nadzieję na włączenie się do walki o puchary. Teraz, mając 9-punktową stratę do trzeciego Śląska, występ w Lidze Europy można już raczej włożyć między bajki.
Korona Kielce 1:0 GKS Bełchatów – Zubas pokonany, Korona pnie się w górę
W Kielcach obyło się bez niespodzianki – Korona pokonała Brunatnych i znów awansowała o kilka lokat w ligowej tabeli. Sam mecz również był taki, jakiego można było się spodziewać, czyli dużo walki, mało gry. Natomiast bramkowa akcja Korzyma była wprost fenomenalna i choćby dla niej warto było w niedzielne popołudnie przyjść na kielecką arenę. Napastnik złocisto-krwistych po raz kolejny udowodnił, że nadaje się nie tylko do przepychania z rywalami, ale potrafi również grać w piłkę, i to całkiem nieźle. Kto wie, czy w przyszłym sezonie snajperem kielczan nie zainteresują się mocniejsze polskie kluby. W naszej lidze próżno szukać zawodnika, który dawałby tyle pożytku drużynie, nawet wtedy, gdy nie strzela goli i nie asystuje. Zresztą i na jego skuteczność ciężko narzekać – w tym sezonie ma na swoim koncie już 8 goli, a gra przecież w drużynie ze środka tabeli.
497 minut trwała niesamowita seria Emilijusa Zubasa, golkipera Bełchatowa, który w końcu puścił swoją pierwszą bramkę w polskiej lidze. Analizując jego występy w lidze litewskiej można zauważyć, że tam osiągał wyniki jeszcze bardziej spektakularne. W ciągu dwóch sezonów spędzonych w A Lydze miał więcej meczów z czystym kontem niż straconych bramek. Zdarzały mu się też serie 9 spotkań bez wpuszczonych goli. Wydaje się, że jego pozostanie w Bełchatowie po zakończeniu sezonu jest jeszcze mniej prawdopodobne, niż utrzymanie ekipy Kamila Kieresia. Jej sytuacja byłaby znacznie lepsza, gdyby potrafiła trafiać do siatki rywali, tymczasem w sześciu wiosennych meczach ta sztuka udała się jej tylko raz, i to z rzutu karnego. W następnej kolejce Brunatni koniecznie muszą pokonać Ruch, bo w innym przypadku o utrzymaniu będą już mogli raczej zapomnieć.
Wisła Kraków 1:2 Piast Gliwice – Porażka na własne życzenie, Piast blisko podium
W meczu z Piastem Biała Gwiazda musiała wygrać, jeśli chciała jeszcze marzyć o gonieniu czołówki. Przez większą część meczu wszystko szło po myśli Wisły – szybko zdobyta bramka, obroniony karny przez Pareikę i pełna, wydawało się, kontrola nad meczem. Wiślacy atakowali i tworzyli kolejne szanse do zdobycie gola - po jednej z nich Genkow trafił w słupek. I kiedy w drugiej połowie kibice oczekiwali na kolejne bramki dla podopiecznych Tomasza Kulawika, w ciągu trzech minut Piast wyprowadził dwa zabójcze ciosy i ostatecznie zabrał do Gliwic trzy punkty. Za tydzień Wisłę czeka mecz z Legią, który już dawno nie miał tak wyraźnego faworyta. Jeszcze kilka lat temu byłaby to pewnie bitwa o mistrzostwo, dziś te dwie drużyny dzieli w tabeli prawie 20 punktów. Biała Gwiazda nie ma wyboru – wszystkie siły musi teraz rzucić do walki w pucharze, bo to dla niej jedyna szansa na uratowanie sezonu.
Gdyby przed startem sezonu ktoś powiedział trenerowi Broszowi, że na dziewięć kolejek przed zakończeniem rozgrywek Piast będzie miał zapewnione utrzymanie, ten z pewnością nie posiadałby się ze szczęścia. Po sobotnim meczu tę informację mógł przyjąć co najwyżej z lekkim uśmiechem, bo już od dłuższego czasu gliwiczanie spoglądają na czub, a nie na dno tabeli. Dzięki piorunującym trzem minutom w Krakowie Piast znów zanotował awans w ligowej tabeli i jest poważnym kandydatem do gry w Europie. Legia i Lech są już nie do dogonienia, ale nierówna forma Górnika i Śląska daje spore nadzieje na wyprzedzenie ich i zameldowanie się na podium 2 czerwca. Prawdziwy test czeka gliwiczan już w następny poniedziałek, kiedy zmierzą się z Kolejorzem. Zdobycie choćby jednego punktu w meczu z wiceliderem byłoby ostatecznym dowodem na to, że beniaminka trzeba traktować poważnie.
Widzew Łódź 2:1 Polonia Warszawa. Łodzianie w końcu zwycięscy, Czarne Koszule coraz niżej
W ostatnim meczu 20. kolejki spotkały się zespoły, które fatalnie spisywały się w rundzie wiosennej. Poloniści w tym roku doznali już trzech porażek (czyli tyle, ile w całej rundzie jesiennej) i zaczęli coraz szybciej osuwać się w ligowej tabeli, dlatego w meczu z Widzewem zależało im na zdobyciu trzech punktów. Trener Stokowiec postanowił zrezygnować z ustawienia z pięcioma obrońcami i zamiast tego do gry desygnował dwóch napastników. Momentami gra Polonii wyglądała naprawdę nieźle, udało się jej stworzyć sporo szans, ale to nie wystarczyło, by pokonać widzewiaków. Szkoleniowiec Czarnych Koszul może być całkiem zadowolony z gry swoich podopiecznych, ale wynik jest bardzo niekorzystny i czołówka coraz szybciej odjeżdża Polonii. O ile w tym sezonie nic złego już jej się nie przytrafi, o tyle w przyszłym szczytem marzeń będzie chyba środek tabeli.
Widzew, który na wiosnę zdobył zaledwie dwa punkty, wreszcie się przełamał i odniósł premierowe zwycięstwo. Tradycyjnie w czerwonych koszulkach zobaczyliśmy wiele młodych twarzy, które tym razem wystąpiły w rolach głównych. Mariusz Stępiński zaliczył dwie asysty i wywalczył karnego (którego jednak zdecydowanie nie powinno być), Veljko Batrović strzelił pierwszą bramkę, a Bartłomiej Pawłowski popisał się kapitalną bramką na 2:1. Młody pomocnik, który w Jagiellonii nie pokazywał niczego specjalnego, w Łodzi spisuje się wręcz znakomicie. Było to już jego trzecie trafienie w tej rundzie, a każda kolejna była ładniejsza od poprzedniej. Dla Pawłowskiego najważniejsze jest jednak na pewno to, że jego gol wreszcie dał Widzewowi punkty, bo wcześniej punktował w dwóch przegranych meczach. Dzięki pokonaniu Polonii łodzianie wykonali ogromny krok w kierunku utrzymania i mogą spokojnie przygotowywać się na przyjazd Pogoni.
Statystyki 20. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
- Liczba goli – 25
- Średnia goli na mecz – 3,1
- Zwycięstwa gospodarzy – 6
- Remisy – 0
- Zwycięstwa gości – 2
- Żółte kartki – 42
- Czerwone kartki – 3
- Liczba widzów – ok. 75 tys.
- Średnia frekwencja – ok. 9400
Zapowiedź 22. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
Za tydzień zobaczymy kolejny mecz, który może rozjaśnić sytuację na dnie tabeli – GKS podejmie u siebie Ruch. W sobotę ostatnią szansę na utrzymanie się w czołówce będzie miała Polonia, która zmierzy się we Wrocławiu ze Śląskiem. Tego samego dnia rozegrany zostanie mecz, który nie budzi już takich emocji jak kiedyś, ale i tak emocji nie powinno w nim zabraknąć – Wisła zagra z Legią. Na zakończenie kolejki Lech zmierzy się z nieprzestającym zaskakiwać Piastem.