Skorża: Cieszę się, że wykorzystałem szansę, która była mi dana po raz drugi
- Jakkolwiek wielkie nazwiska byśmy ściągali, to ja nigdy nie poświęcę dobra zespołu dlatego, aby uhonorować jakiegoś zawodnika. Szczególnie teraz, kiedy do końca rozgrywek zostało już tak niewiele czasu, każdy punkt jest bezcenny - mówi Maciej Skorża, trener Legii Warszawa,
Niespełna rok temu był Pan na wylocie z Legii. Działacze zaprosili na negocjacje Vladimira Weissa i tylko dlatego, że Słowak nie zgodził się na warunki finansowe, pozostał Pan na stanowisku. Dziś zespół idzie na mistrza, zaliczył udaną przygodę w europejskich pucharach, ma szansę na Puchar Polski. To Legia będzie teraz zabiegać o Pana. Czuje Pan satysfakcję?
Czuję satysfakcję, że mam takich zawodników w zespole. Oczywiście też z tego powodu, że potrafiłem z tak trudnej sytuacji wyjść obronną ręką. Obiektywnie oceniając jednak to wszystko, co miało miejsce w ubiegłym sezonie, muszę przyznać, że było nerwowo. Rozczarowani byli wszyscy. Kibice, działacze. Trener w takiej sytuacji musi się spodziewać, że to właśnie wokół niego zgęstnieje atmosfera. Cieszę się, że wykorzystałem szansę, która była mi dana po raz drugi. A właściwie mam nadzieję, że ją wykorzystam, bo sezon się przecież jeszcze nie skończył i nadal dużo jest możliwości. Ale generalnie jestem zadowolony z tego, jak udało się przestawić drużynę na ładniejszą i bardziej skuteczną grę niż w poprzednim sezonie. To oczywiście także zasługa nowych piłkarzy, którzy do nas dołączyli.
Jak to było z transferami Legii w ostatnim okienku transferowym? Wszyscy spodziewali się wzmocnień przed spotkaniami ze Sportingiem w Lidze Europejskiej, tymczasem drużyna została osłabiona, a nowi gracze trafili dopiero na początek rozgrywek ekstraklasy. Po Warszawie krążyła nawet taka plotka, że na znak protestu podał się Pan do dymisji...
To były trudne chwilę dla całej drużyny. Zwłaszcza odejście Maćka Rybusa i Marcina Komorowskiego praktycznie wtedy, kiedy się liga rozpoczęła... To było coś, co nas bardzo zaskoczyło. Ja nie do końca akceptowałem to rozwiązanie i nie ukrywam tego. Takie są natomiast prawa rynku i po prostu muszę akceptować stan rzeczy, jaki wtedy był i dalej wykonywać swoją pracę. Nawet nie sam fakt, że odeszli ci zawodnicy, ale moment ich odejścia wprowadzał dyskomfort. Praktycznie nie było już szans na reakcję, spróbowania nowych rozwiązań, sprowadzenia innych zawodników na tych pozycjach. To było dosyć trudne. Z perspektywy czasu trzeba jednak powiedzieć, że jakoś nam się udało wybrnąć. Jesteśmy na czele tabeli, przegraliśmy w lidze tylko jeden mecz, wygraliśmy trzy. Ale nie mam wątpliwości, że wciąż jeszcze będziemy o tych stratach pamiętać, że to jeszcze do nas wróci. Gramy bez naszych trzech podstawowych zawodników. Miro Radović wraca po kontuzji i nie jest to jego optymalna dyspozycja. Jeszcze sporo nam brakuje do tego, abyśmy ustabilizowali swoją formę na odpowiednio wysokim poziomie. Tak jak to było jesienią. Bardzo się cieszę, że ci zawodnicy, którzy wypełniają luki, spisują się tak dobrze. Jakub Rzeźniczak to tak jakby nowy transfer. Rafał Wolski bierze coraz większą odpowiedzialność na siebie. Inaki Astiz jest pewnym punktem defensywy. No ale niebawem pewnie zaczną się kartki i - odpukać - kontuzje. Wtedy się naprawdę okaże, jak ta kadra jest silna.
Podał się Pan do dymisji?
Nie. Nie było czegoś takiego, abym oficjalnie poszedł do prezesa i powiedział, że podaję się do dymisji.
A nieoficjalnie?
Nasze rozmowy z prezesem są tylko oficjalne.
Przekaz dla wszystkich po okresie transferowym był prosty. Legia to, co miała ugrać w europejskich rozgrywkach, to już ugrała i dlatego koncentrujemy się wyłącznie na polskiej ekstraklasie...
Bardzo żałowałem, że nie udało się drużyny wzmocnić jeszcze w styczniu. Zawodnikiem ofensywnym, który mógłby nam pomóc w Lidze Europy. Stało się tak, jak się stało. Na pewno kontuzja Radovicia pokrzyżowała nam szyki. Gdybyśmy go mieli w formie z jesieni, to na pewno ze Sportingiem strzelilibyśmy jedną, może dwie bramki więcej. Na pewno mielibyśmy szansę, aby awansować dalej. Myślę, że wszyscy w klubie wyciągniemy z tego wnioski i następnym razem Legia będzie mądrzejsza. Liczę, że ten klub będzie już grał regularnie w europejskich pucharach.
Wzmocnienia w końcu nastąpiły, ale wiele jest podtekstów w związku z transferami Nacho Novo i Ismaela Blanco. Jedna z plotek głosi, że nie były to Pana pomysły, a szefa skautingu Marka Jóźwiaka, z którym jak głosi kolejna plotka, wciąż jest Panu nie po drodze. Na potwierdzenie tej tezy jest sposób ich wykorzystywania w pierwszych meczach. Grają po prostu bardzo niewiele.
Mam już dosyć dementowania informacji o moich relacjach z Markiem. Oczywiście, że nasza współpraca układa się dobrze. Coraz lepiej i z całą pewnością ciągniemy ten wózek w tę samą stronę. Oczywiście, że zdarza się różnica zdań i nie we wszystkim się zgadzamy, ale absolutnie nie cierpi na tym klub. To nas obu stymuluje do jeszcze lepszej pracy. Natomiast jeśli chodzi o Novo i Blanco, to zwróćmy uwagę, kiedy oni zostali dołączeni do drużyny. Wtedy, kiedy wyglądała dobrze. Byliśmy po dobrych meczach ze Sportingiem. Chciałem ich powoli wprowadzić do zespołu. Z dwóch powodów nie zamierzałem na nich natychmiast opierać drużyny. Po pierwsze, oni nie znają specyfiki polskiej ligi, a jest to naprawdę rzecz, z którą muszą się zapoznać nawet gracze tej klasy. Po drugie, ich przygotowanie fizyczne nie było idealne, tak aby mogli występować przez 90 minut. No i jest też aspekt tego rodzaju, że mamy bardzo dużo do stracenia. Chcę to ryzyko ograniczać do minimum, a wprowadzenie nowych zawodników, uczenie ich naszych zachowań, naszych schematów, to jest jednak proces, który trwa. To jest czasochłonna sprawa. Pośpiech mógłby nas kosztować stratę kilku punktów, których później zaczęłoby brakować. Cieszę się z tych transferów, ale w mojej głowie plan był taki, aby to było wzmocnienie na ten trochę późniejszy etap. Chciałem, aby okrzepli, przygotowali się na kwiecień, kiedy będą kontuzje. Za chwilę Ljuboja pewnie będzie miał czwartą kartkę. Aby wtedy brali ciężar gry na własne barki. Powoli, powoli, oni będą bardziej wykorzystywani w naszej drużynie. Jakkolwiek wielkie nazwiska byśmy ściągali, to ja nigdy nie poświęcę dobra zespołu dlatego, aby uhonorować jakiegoś zawodnika. Szczególnie teraz, kiedy do końca rozgrywek zostało już tak niewiele czasu, każdy punkt jest bezcenny.
Czyli to Pan wymyślił tych zawodników do Legii i podpisuje się pod transferami Novo i Blanco obiema rękami?
Te nazwiska zostały mi zaproponowane przez Marka Jóźwiaka i Leszka Miklasa. Przeanalizowaliśmy, nad jednym zastanawialiśmy się dłużej, nad drugim trochę krócej.
Nad Blanco dłużej...
I trafili do nas do klubu. Przy akceptacji wszystkich zainteresowanych stron.
Wspominał Pan, że obawia się ryzyka, a czy nie obawia się Pan także popsucia dobrej atmosfery w drużynie? Choćby gniewu ze strony wpływowych zawodników z Bałkanów, którzy nie są zadowoleni z latynoskich wzmocnień. Zresztą, to już widać po ich zachowaniu. Wymachiwanie rękoma, kopanie w mikrofon Canal+ podczas zmiany. Pan wyraźnie staje po ich stronie...
Nie, nie, nie! Dochodzą do nas zawodnicy ze znanymi nazwiskami, bo taka jest nasza polityka. I absolutnie nie jest tak, że zawodnicy ze znanymi nazwiskami, którzy dołączają do Legii, nie będą akceptowani. To jest kwestia czasu, rozegrania kilku meczów, oni się świetnie w tło wtopią i nie będzie żadnego problemu. Zresztą Nacho Novo jest bardzo kontaktowy, świetnie mówi po angielsku i wielu zawodników ma z nim od razu doskonały kontakt. Blanco jest natomiast bardziej skryty, ale lubi dowcipkować, z nim też nie ma żadnego problemu. Te sytuacje, które były w mediach uwypuklane, że ktoś na kogoś machnął ręką, nie podał komuś, to było dzieło przypadku. Zapewniam, że w szatni mamy świetną atmosferę i wszyscy jesteśmy zdeterminowani, aby osiągnąć sukces. Nikt nie ma prawa ignorować drużyny czy stawiać się ponad nią.
Obaj nowi mają kontrakty tylko do końca sezonu. Liczy Pan na nich także w dłuższej perspektywie?
Bardzo bym chciał, aby na tyle się sprawdzili, żeby zostali dłużej. Mielibyśmy gotowych zawodników, przygotowanych do naszego systemu gry, zaaklimatyzowanych w Warszawie. Nie musielibyśmy szukać kogoś nowego. To wszystko zależy jednak od tego, ile dadzą naszej drużynie i czy będą chcieli zostać. Odpowiedź znajdziemy za 4-6 tygodni.
Gra Pan jak Mourinho. Jest Pan mocno przywiązany do nazwisk z pierwszej jedenastki...
Moim zdaniem czas na eksperymenty i rotacje jest jesienią, kiedy jeszcze nie ma takiej presji. Wiosną już nie. Wiosną, nawet kosztem efektownej gry, szuka się punktów. Margines błędu jest w tym czasie bardzo niewielki. Nasze ostatnie mecze nie były ładne dla oka, ale niestety, tak też będziemy grali. Nie twierdzę oczywiście, że wszystkie spotkania będą nudne, ale jesteśmy teraz nastawieni na to, aby grać bezpiecznie i zbierać punkty.
Nie gra Pan zbyt ostrożnie? Z Podbeskidziem, które jest beniaminkiem, wystawił Pan aż trzech defensywnych pomocników.
Wiedziałem, że będę za to krytykowany. Nie miałem jednak żadnych wątpliwości, że tak muszę zrobić. Aby zneutralizować ich kontry, po których strzelali wcześniej gole. No i w całym meczu z nami tylko jedna im się udała. Astiz ją przeciął.
Czy Pana ulubiony zawodnik Daniel Ljuboja jest nietykalny?
Nie ma w Legii zawodników nietykalnych.
To ile słabych meczów musi Serb zagrać, aby posadził go Pan na ławce rezerwowych? Czy nie jest trochę tak, że czuje się Pan zakładnikiem tej swojej idei z Ljuboją jako centralnym graczem?
Tutaj możemy się spierać. Ostatnio jak jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli, częściej zaglądam do gazet (śmiech) i widzę, jak Danijel jest krytykowany. Nie zgadzam się z tym. Od niego wszyscy oczekujemy pięknych bramek i dryblingów, ale to jest też zawodnik, który absorbuje wielu obrońców, który potrafi utrzymać piłkę pod linią obrony przeciwnika, nawet z dwoma rywalami na plecach. Bardzo dużo nam daje. Jestem przekonany, że trenerzy drużyn, które grają z nami, rozpoczynają odprawy od Ljuboi. Od tego, jak go zneutralizować. Często strzelamy bramki także dzięki temu, że Danijel kogoś wyciąga z linii obrony, że jakaś luka tam powstaje. Ma oczywiście wady, czasem przesadza z zagraniami pietą, podaniami do Radovicia, ale generalnie to dla nas kluczowy zawodnik. Krytykowany jest dlatego, bo przykładamy do niego inną miarę.
Przedłużył Pan kontrakt z Legią na następny sezon?
Nie przedłużyłem.
A jeśli się Pan zgodzi, to będzie zawarta w nim klauzula o ewentualnym rozwiązaniu w przypadku propozycji objęcia posady selekcjonera?
Nie, bo po Euro wciąż Smuda będzie selekcjonerem.
Wciąż unika Pan mediów. Dlaczego?
Nie chciałbym się znudzić.
Całość rozmowy oglądaj w Polsacie Sport
Kibice! Kobiety i mężczyźni, młodsi i starsi: łączcie się, chwytajcie za kamerę i nagrajcie, jak dopingujecie. Nagrody w nowym konkursie CalaPolskaKibicuje.pl czekają!