Ekstraklasa powraca! "Kochanie, tęskniłeś?" [KOMENTARZ]
Dziwne uczucie. Premier League w powijakach, Primera Division dopiero co rozprostowała kości po wakacjach, a ledwie tydzień wcześniej to samo uczyniła Bundesliga. W wielkim piłkarskim świecie – plaża. Ulga. Błogi sen, z którego nas wyrywa dziś bezlitośnie „ukochana” Ekstraklasa.
47-dniowy spokój zakłócają nam dziś polscy ligowcy, którzy z wielką pompą wracają na stadiony oraz ekrany naszych telewizorów. Wracają "zmęczeni przygotowaniami", z widocznym na kilometr "brakiem świeżości". Wcale nie lepsi, ale jednak nasi. Ekstraklasa.
- Kochanie, tęskniłeś?
- I to jeszcze jak!
Za Kazimierzem Węgrzynem, który emocjonalnie, w stanie wręcz przedzawałowym, skomentuje nawet najnudniejsze w historii futbolu starcia Pogoni z Ruchem. Za Stanislavem Levym ciskającym gustowną marynarką po kolejnym straconym przez Śląsk golu. Ha, nawet za przesympatycznymi konferencjami Pavla Hapala, na których niewiele wprawdzie można zrozumieć, ale jakie to ma znaczenie, skoro czeski to taki miły dla ucha język?
Tęskniłem też za Danielem „Kilerem” Sikorskim, a nade wszystko Łukaszem „Strzelbą” Gikiewiczem. Niestety, oni mieli już dosyć polskiego piekiełka i wyjechali podbijać świat. Oczywiście wrócą. Nie tacy jak oni wracali. Zresztą, nie ma się co martwić. Pewne jak w banku – godnych następców nie zabraknie.
Tęsknię, i to od kilku dobrych lat, tak mniej więcej od czasów Czesława Michniewicza, za widokiem piłkarzy Zagłębie choćby udających, że wychodząc na boisko chcą wygrać mecz. Co tydzień, a nie raz na ruski rok podejmując w „derbach” Śląsk. Spokojnie, za Michałem Gliwą też. Niby ręcznik, ale pocieszy nieraz.
Stęskniłem się nawet za Cracovią. To znaczy, bez przesady, nie zrozumcie mnie źle. Cracovia, która psim swędem dostała się do Ekstraklasy, interesuje mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Za to prawdziwie derbowe mecze z Wisłą… O tak, na to będę czekał z utęsknieniem. 8. kolejka – nie przegapcie.
Skoro już o Wiśle, to Smudy też mi brakowało (sic!). Poważnie. Będzie śmiesznie, komicznie i kolorowo. Pech, że trafił akurat na Reymonta, ale co poradzić? Gdzieś musiał.
Nie mogę się doczekać także Jagiellonii, a konkretniej Piotra Stokowca. W Polonii zrobił świetną robotę, ale klimat przy Konwiktorskiej był, delikatnie mówiąc, niecodzienny. Stokowiec odnalazł się w tym syfie idealnie - wiedział kiedy wziąć piłkarzy do kina (do dziś nie wiadomo kto zapłacił!), wiedział jak rozładować atmosferę na konferencjach. Dziś pracuje normalnie. Choć w sumie nie wiadomo, więc może lepiej napisać: po białostocku. Mówi się, że umiejętności trenera weryfikuje zmiana klubu, nowe otoczenie i inni piłkarze. Panie Piotrze, egzamin czas zacząć!
O, Korony mi strasznie przez te półtora miesiąca z hakiem brakowało. Tej kieleckiej zadziorności, ambicji, wyjątkowo specyficznej atmosfery. Często przy sporej ułomności piłkarskiej, ale jednak z pazurem. Banda Ojrzyńskiego znów naciera. Póki co bez generała Korzyma, ale jednak.
Nie jestem chorym fanatykiem. Nie kupuję koszulek i nie katuję się latem powtórkami meczów z poprzedniego sezonu. Jestem normalny i jak w przypadku każdego z was wiele rzeczy w Ekstraklasie po prostu mnie (piii).
Taka na przykład Pogoń. Z całym szacunkiem dla wszystkich szczecinian i rozsianych po najdalszych zakątkach świata sympatyków Portowców. Po wiosennej kpinie w wykonaniu zawodników* Pogoni powinno się ich karnie zdegradować. Razem z Widzewem oczywiście, żeby nie było wątpliwości. Karnie zdegradować. Albo zrobić z nimi to, co w takich wypadach sugeruje Jan Tomaszewski – dyscyplinarnie…
* „piłkarze grają w Lidze Mistrzów, w Polsce są co najwyżej zawodnicy” – copyright by Daniel Gołębiewski - pasuje jak ulał.
Na swój niecodzienny sposób tęskniłem zaś za Maciejem Sadlokiem, ale chorzowskie wróble (gołębie?) donoszą, że wiecznie utalentowany obrońca ligowych boisk w najbliższej przyszłości nie powącha. Może to i lepiej. Szkoda tylko, że niemałe pieniądze z Cichej ciągle pobiera, bo pożytku nie ma z niego za grosz.
Przed nami pierwsza ligowa kolejka nowego sezonu. Każdy startuje od zera. Wielu zostanie w blokach, wielu się ośmieszy, tylko kilku zachwyci, nieliczni się wybiją, ale taki już urok tej naszej polskiej piłki. Mimo to, tęskniłem. Równie mocno za nietrafiającym do pustaka Ślusarskim, co za walącym w okno Lovrencsicsem. Za przewracającym się o własne nogi Wawrzyniakiem i objeżdżającym rywali Koseckim.
Ekstraklaso – witaj z powrotem!