Czy Pogoń zasłużyła na tak surowy wymiar kary? (ANALIZA)
W meczu 2. kolejki T- Mobile Ekstraklasy, Pogoń Szczecin przegrała w meczu przyjaźni z Legią Warszawa 0:3. Czy Portowcy zasłużyli na aż tak surowy wymiar kary?
fot. Jarosław Kamiński
Ten mecz elektryzował cały Szczecin. Sprzedano na niego ok. 12 tys biletów, co na stadionie przy ul. Twardowskiego jest ostatnio rzadkością. Po meczu inaugurującym sezon, wygranym przez Pogoń w Lubinie, oczekiwania kibiców były wysokie. Zresztą trudno się dziwić- piłkarze „Dumy Pomorza” w meczu tym zaprezentowali się niezwykle korzystnie.
Od samego początku widać było, że graczom Pogoni bardzo zależy na zwycięstwie. W początkowych fragmentach meczu, praktycznie zamknęli Legię na jej połowie, dominując przy tym w posiadaniu piłki. Nie było w poczynaniu Portowców kompleksów, które były jednym z wielu problemów poprzedniego sezonu. Po raz kolejny zauważyć można było, iż Dariusz Wdowczyk jest profesjonalistą pełną gębą. Umiał nastawić zespół tak, by gryzł trawę przez pełne 90 minut. I do tego sama gra piłką - jak stwierdził Jan Urban, element ten wychodził Pogoni lepiej, niż mistrzowi Polski. Widać, iż praca wykonana podczas okresu przygotowawczego w jakiś sposób teraz owocuje. Jednak z minuty na minutę sytuacja stawała się coraz mniej korzystna dla szczecinian.
W pierwszej połowie wyraźnie można było zauważyć, że to Legia ma bardziej klasowych piłkarzy i to nawet mimo słabszej gry, to właśnie indywidualnościami jest ona w stanie zmieniać wynik meczu, czy też obraz spotkania. Wystarczył jeden rzut wolny, zresztą po głupim zachowaniu Lewandowskiego, by po perfekcyjnej wrzutce padł gol dla Legii. Myślę, iż było to demotywujące dla zespołu Wdowczyka, ale pozytywem jest to, że nie gracze nie składali broni. Pogoń podczas pierwszej połowy stworzyła sobie sytuacje, które mogły się skończyć bramką. Ale na przeszkodzie stawały dwie rzeczy - Dusan Kuciak, jak i największa bolączka - brak odpowiedniego wykończenia. Kto wie, co by było, gdyby "Taku" trafił w którejś ze swych okazji, jeszcze przed golem strzelonym przez Vrdoljaka. Mecz mógłby ułożyć się zupełnie inaczej. Lecz to tylko przypuszczenia.
Szczególnie mizernie w pierwszej części spotkania zaprezentował się Bartosz Ława, który notował dużą liczbę strat. Nie zachwycał też sam Lewandowski, choć widać, że powoli aklimatyzuje się na nowej dla niego pozycji, czyli lewej obrony. Mimo wszystko, niektórych błędów nie da się wytłumaczyć samym brakiem doświadczenia. Rogalski także jakby nie był sobą, odbiór piłki jak i jej spokojne rozegranie, co było ostatnio jego atutem jakby odeszły w niepamięć. Po raz kolejny wyróżniali się Japończycy, oraz dość pewnych w swych interwencjach Radosław Janukiewicz.
Po przerwie szkoleniowiec Portowców zdecydował się na dwie zmiany - na boisku pojawili się: wyczekiwany przez kibiców Pogoni Moustapha (za Ławę), jak i raczej mniej lubiany Djousse (za Chałasa). Druga z tych zmian podyktowana była względami taktycznymi, tak by Donald wniósł trochę świeżości do walki z obrońcami, z którymi całkiem nieźle radził sobie w pierwszej połowie Chałas. Lecz kosztowało go to wiele sił i w drugiej połowie mógłby raczej szkodzić, niż pomagać swą grą Portowcom.
Obraz spotkania znacząco się nie zmienił. Pogoń próbowała konstruować ataki, grać piłką, zaś Legia wyczekiwała na swą szansę, przy tym nie osiągając jakiejś wyraźnej przewagi nad gospodarzami tego spotkania. Znakomitą okazję do strzelenia bramki miał Djousse, który zamiast przerzucić piłkę nad bramkarzem, strzelił na siłę prosto w Kuciaka.
Napastnik Pogoni zostanie zapamiętany jednak głównie przez inne wydarzenie. Zresztą zupełnie bezsensowne i pozbawione logiki. Atak na bramkarza Legii, który nawet pomimo braku kontaktu fizycznego, był niezwykle niebezpieczny dla golkipera, pokazał po raz kolejny, że Kameruńczyk ma problem z odpowiednią koncentracją i podejmowaniem właściwych decyzji na boisku. Automatyczna czerwona kartka znacznie zmniejszyła szanse zespołu, na jakąkolwiek zdobycz punktową w tymże meczu. A sytuacja ta, miała miejsce podczas i tak niezwykle niekorzystnego wyniku 0:2. Wśród fanów Pogoni widać było rozgoryczenie połączone wraz z niedowierzaniem temu, jak delikatnie mówiąc, nierozsądnie, zachował się snajper ich zespołu.
Jan Urban wprowadził na boisko Ojameę, który wniósł wiele ożywienia do gry Legii, asystując przy trzecim golu dla piłkarzy z Warszawy. Portowcy, pomimo niekorzystnego rezultatu także mieli swoje sytuację, jednak czy to "Aka", czy ponownie "Taku" nie potrafili zdobyć choćby honorowego trafienia. Jednak samo to, iż pomimo osłabienia zespół się nie poddawał, zasługuje na szczególne wyróżnienie. Z takim nastawieniem szczecińscy kibice jednego mogą być pewni - zespół ten będzie w stanie wielokrotnie w tym sezonie zaskoczyć. Pomimo porażki, gra Portowców nie przyniosła wstydu. Legia wypunktowała Pogoń, obnażyła jej błędy, najczęściej indywidualne. Mając bardziej klasowych graczy i tak szeroką kadrę, przy nieskuteczności zawodników ze Szczecina, uzyskanie zwycięstwa dla mistrza Polski było sprawą znacznie łatwiejszą.
Bardzo dobrą zmianę dał Moustapha. Gracz ten pokazał, iż drzemie w nim duży potencjał. Widać, że trenerzy Pogoni powoli doprowadzają go do dobrej dyspozycji, co pokazywał już wcześniej w sparingach. Nie bał się on pojedynków jeden na jeden, potrafił niekonwencjonalnie podać, czy zagrać efektownie klepką z Japończykami. Jeśli trener będzie na niego częściej stawiać, stanie się on ważnym ogniwem zespołu, a może i odkryciem Ekstraklasy. Optymistycznie można patrzeć także na grę Jakuba Bąka, który udowodnił, że nieprzypadkowo jest młodzieżowym reprezentantem Polski. Można powiedzieć, że niekiedy to jeszcze taki jeździec bez głowy na skrzydle, ale odwagi i brawury mu w tym nie brakuje.
Ponownie było widać, jak bardzo Pogoni brakuje napastnika. Z tak kreatywną linią pomocy, napastnik na odpowiednim poziomie, znacznie przewyższający umiejętnościami obecnych atakujących „Dumy Pomorza”, mógłby być lekiem na sukces, którego tak bardzo Szczecin pragnie. Jednak nie jest to problem tylko granatowo-bordowych, ale i większości zespołów Ekstraklasy. Gdyby w meczu z Legią w składzie był taki typowy snajper, mecz ten wyglądałby zupełnie inaczej. I jestem przekonany, że wynik byłby zupełnie inny. Niekorzystny dla warszawian.
Można założyć także, że mając napastnika o innych walorach, niż takich, które prezentują teraz (lub nie) Djousse i Chałas, miałby zupełnie inne zadania taktyczne, które powodowałyby znacznie efektowniejszą i efektywniejszą grę Pogoni. A może i Wdowczyk zdecydowałby się na grę dwójką napastników. Czasem wydaje się, że snajperom Portowców brakuje partnera w ataku, który mógłby stwarzać dla jednego z nich sytuacje, lub absorbować uwagę na sobie. Pomimo wielu sytuacji, niekiedy 100%, nawet znanym z niezwykłego spokoju Japończykom brakuje zimnej głowy.
Choć kto wie, może po nabraniu odpowiedniej pewności siebie i kolejnych zwycięstwach, to właśnie Pogoń będzie zespołem, który pomimo przeciwności losu będzie w czołówce wśród zespołów strzelających największą liczbę bramek w naszej lidze. Może dotrze także obiecany przez władzę klubu napastnik, a to może być przełomem. Bo mówi się, że jeśli ktoś jeszcze w tym okienku przyjdzie, to będzie to postać jak na realia ligi polskiej znacznie przewyższająca umiejętnościami większość ligi.