Buldogi Ojrzyńskiego w akcji. Janukiewicz to przy nich potulny jamnik [KOMENTARZ]
Tomasz Lisowski klął jak szewc, Paweł Golański zaproponował trójce sędziowskiej wizytę u okulisty, a Maciej Szczęsny zagroził, że poda ich nawet do sądu. Tylu inwektyw i wulgaryzmów, jakie padły ze z obozu Korony Kielce po meczu z Lechią Gdańsk ciężko byłoby się doliczyć nawet podczas przerwy w gimnazjum.
Lechia przebudziła się w końcówce i wygrała z grającą w osłabieniu Koroną
Kielczanie dali upust emocjom zarówno w przerwie, jaki i po końcowym gwizdku. Gromy spadły na trójkę sędziowską, która - ich zdaniem - wypaczyła mecz. Dostało się więc sędziemu Hubertowi Siejewiczowi i jego asystentom, za nieuznanie prawidłowej bramki, jaką zdobył Maciej Korzym i za wyrzucenie, kwadrans wcześniej, Kamila Kuzerę, któremu pokazał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. W Buldogach Ojrzyńskiego gotowało się nawet po rozbieganiu. Tylko ich opiekun był podejrzanie spokojny. Najwidoczniej nie chciał uzewnętrznić tego, co kotłowało się w jego sercu i umyśle.
Najgorsze w całej sytuacji nie jest jednak to, że piłkarzom i niektórym członkom sztabu Korony puściły nerwy, a fakt, że kolejny arbiter zepsuł widowisko. Dziwnym trafem padło na Siejewicza, który uchodzi w lidze za jednego z lepszych rozjemców. Dzisiaj mylił się fatalnie i - co warto zaznaczyć - w obie strony. Nie odgwizdał przecież rzutu karnego po ewidentnym faulu, jakiego Pavol Stano dopuścił się na Łukaszu Kacprzyckim. Bilans zysków i strat zdecydowanie przemawia na korzyść Lechii, która grała w przewadze ponad godzinę.
LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net